Od lekarza do lekarza. Na pomoc było za późno

15-letnia Magda skarżyła się na silne bóle brzucha. Matka nastolatki szukała pomocy dla córki w szpitalu. W zamian kazano jej czekać i odsyłano ją od drzwi do drzwi. Po pięciu godzinach tułaczki po szpitalnych korytarz nastolatka zmarła, a szpital nie poczuwa się do odpowiedzialności.

Rodzina Dymowskich mieszka w niewielkiej miejscowości pod Płockiem. Pani Aurelia do niedawna wraz z mężem wychowała czworo dzieci. 8 czerwca 15-letnia córka małżeństwa źle się poczuła. 


-  Rano przyszła powiedziała, że ją bolą plecy. Jak poszła do łazienki, to słyszałam, że zaczęła wymiotować. Wróciła, napiła się wody i powiedziała, że boli ją brzuch. Zadzwoniłam po karetkę – mówi Aurelia Dymowska, matka z nastolatki.


Pani Aurelia z córką trafiły na Szpitalny Oddział Ratunkowy płockiego szpitala. Tu liczyły na natychmiastową pomoc, bo stan zdrowia nastolatki nie poprawiał się.


  - O własnej sile córka poszła na USG. Była kolejka. Dałam skierowanie i czekałam. Weszłam raz, powiedziałam, że córka źle się czuje. Kazali czekać. Weszłam drugi,   powiedziałam, że córka nie może z bólu wytrzymać – opowiada Aurelia Dymowska, matka nastolatki.


Pani Aurelia twierdzi, że przez pierwsze dwie godziny pobytu w szpitalu, jej córka  była odsyłana od gabinetu do gabinetu. Wszędzie czekając w kolejce. Przez ten czas żaden z lekarzy nie postawił diagnozy, a 15-latka czuła się coraz gorzej. W końcu został skierowana do pediatry.


- Usiadła córka tam, bo już, że jej jest niedobrze i brzuch ją boli. Usiadła, a ja zapukałam do drzwi. W tym momencie córka zaczęła tracić przytomność – mówi Aurelia Dymowska, matka nastolatki.


Dopiero wtedy lekarze zwrócili uwagę na córkę pani Aurelii. Okazało się, że stan zdrowia Magdy jest krytyczny i konieczna będzie operacja.
- Córka jeszcze odzyskała przytomność. Widziałam, że gorzej się czuła. Była bardzo blada, usta były sine, oczy się robiły jak zapałki.

 

Popatrzyła się  na mnie, jakby  chciała się pożegnać i powiedziała: ja umrę. O  godzinie siedemnastej umarła – mówi pani Aureli.


Za śmierć córki pani Aurelia wini lekarzy, którzy jej zdaniem przez cztery godziny bagatelizowali pogarszający się stan zdrowia Magdy.

 

Dyrektor szpitala nie próbował wyjaśnić tej sprawy. Nie przeprowadził postępowania wyjaśniającego. Sprawą zajęła się prokuratura. Dokładna przyczyna śmierci Magdy będzie znana za kilka tygodni. Jak tylko biegły sporządzi opinię z sekcji zwłok.


 - Zawsze było radośnie, wesoło. A teraz są dzieci, ale już nie jest tak jak było, brakuje kogoś. Chciałabym, żeby lekarzy ukarać w jakiś sposób. Nie chcę pieniędzy, nie chcę nic tylko żeby ich ukarać – mówi pan Krzysztof. *

*skrót materiału


Reporter: Paweł Gregorowicz


pgregorowicz@polsat.com.pl