Kupili dom, który formalnie… nie istnieje

Od 34 lat są pewni, że dom, w którym mieszkają, jest ich własnością. Niestety zaprzeczają temu urzędnicy, którzy podkreślają, że dom państwa Miturów jest… niczyj. I na nic tłumaczenia i dokumenty, które ma rodzina.

Państwo Miturowie w 1983 roku kupili dom.  Budynek w centrum Kocka kupili od ówczesnego naczelnika gminy za 165 tysięcy złotych. Wtedy Miturowie nie wiedzieli, że kupiona od urzędu nieruchomość będzie przyczyną ich problemów.


- Tłumaczyli, że jest wszystko zapłacone, wszystko załatwione, a wyszło, że ani księgi wieczystej, ani tego domu nie ma  - mówi Janina Mitura.


Po 2000 roku państwo Miturowie chcieli założyć księgę wieczystą. Do tej pory taki dokument nie był im potrzebny. Byli przekonani, że akt sprzedaży i własności budynku oraz gruntu potwierdza ich mienie. Wtedy okazało się, że zarówno w urzędzie gminy, jak i w starostwie powiatowym nie ma dokumentów potwierdzających własność pana Stanisława i jego żony. Co więcej, nie ma śladu po transakcji z 1983 roku.


- To jest przekręt, bo jak oni tłumaczyli, że nie mieli żadnych papierów, a wzięli ode mnie pieniądze – mówi pan Stanisław.


Nie było dokumentów, działka i dom formalnie nie istniały, ale w 1985 urząd wydał pozwolenie na budowę garażu. Urzędnicy nie powinni tego zrobić, bo pozwolenie wydawane jest jedynie właścicielowi nieruchomości, a Miturowie według prawa nigdy nimi nie byli.


- Chcieli wybudować garaż na tej działce. Uzyskali zgodę na postawienie garażu, garaż wybudowali i wszystko się zgadza – mówi Marcin Mitura, syn państwa Miturów.
Zdaniem Miturów urzędnicy wielokrotnie popełniali błędy. Teraz już wiadomo, że Urząd Gminy w Kocku nigdy nie był właścicielem tego terenu, a mimo to go sprzedał i od 34 lat pobiera podatek od nieruchomości. Dziś staruszkowie odsyłani są od urzędu do urzędu.


- Problem w tej całej sytuacji jest taki, że rozwiązanie problemu nie leży po naszej stronie. Tylko leży po stronie i państwa Miturów i Starostwa Powiatowego w Lubartowie – mówi Tomasz Futera, burmistrz Kocka.


 -  Ze swojej strony staramy się sprawę wyjaśnić. Niestety Ambasada Izraela w Polsce nie udziela nam informacji. Chcemy podjąć się działania w celu ustalenia poprzednich właścicieli. Z tego względu, ze to mienie jest pożydowskie. Nie możemy żadnego postępowania przed sądem przeprowadzić, bo nie wskażemy potencjalnych następców prawnych – mówi Albert Wójcik ze Starostwa Powiatowego w Lubartowie.  


- Nie wiem, do kogo należy teraz dom. Siedzieć się siedzi, podatki się płaci, ale czyj jest dom,  to nie wiem – mówi pani Janina.


Cała nadzieja w sądzie, do którego państwo Miturowie zwrócili się o pomoc. Chcą, by przyznano im zasiedzenie nieruchomości, w której mieszkają od 34 lat.


- Chcemy zasiedzieć, ale trzeba znaleźć właściciela, spadkobiercę.  Rodzice chcieliby, żeby dom został – mówi pan Marcin.


- Nie wiem  gdzie mamy się zwrócić, chyba jedynie do Pana Boga – mówi pani Janina. *
*skrót materiału


Reporter: Paweł Gregorowicz


pgregorowicz@polsat.com.pl