Nigdy nie byli w Holandii, a dostali mandaty

Pan Mateusz Janicki kilka lat temu kupił zabytkowy samochód. Jeździ nim okazjonalnie. Dlatego zdziwił się, kiedy otrzymał mandat za przekroczenie prędkości wystawiony w Holandii. W Holandii nigdy nie był i jak okazuje się, nie jest jedyną osobą w takiej sytuacji.

Pasją pana Mateusza Janickiego ze wsi Wysoka są stare samochody.  Trzy lata temu  ziściło się jego marzenie i kupił zabytkowy samochód marki Polonez, który służy rodzinie pana Mateusza tylko do niedalekich, weekendowych przejażdżek.


- Samochód pochodzi z 1984 roku, więc ma 33 lata. Do dzisiaj przebieg  samochodu zwiększył się tylko 300 kilometrów. Samochód jest zabytkowy, kolekcjonerski i służy  do przejażdżek tylko w okresie letnim. Samochód jest wpisany w Wojewódzkim Urzędzie Ochrony Zabytków - mówi Mateusz Janicki.


W kwietniu  ubiegłego roku rodzina Janickich przeżyła szok, kiedy ze swojej skrzynki pocztowej wyjęli list. Okazało się, że jest to mandat za przekroczenie prędkości zabytkowym Polonezem wystawiony w Holandii. Problem jest taki, że w Holandii nigdy nie byli.


- Mandat, który otrzymałem, nie przedstawia pełnych danych. Nie jest przedstawione moje pełne imię, jest podany tylko  numer rejestracyjny, nie ma załączonego zdjęcia -  mówi pan Mateusz.


Pan Mateusz ma udokumentowane, że przejechał tym samochodem tylko 300 kilometrów i  podróż do Holandii i z powrotem jest nierealna. 


- Najbardziej zastanawiająca była data. Mandat dostaliśmy dzień przed wystawieniem tego dokumentu – mówi Simona Janicka, żona pana Mateusza.


- Postanowiłem wrzucić mandat do szuflady wiedząc, że jest to próba wyłudzenia ode mnie pieniędzy. Po około dwóch miesiącach przychodzi kolejny mandat na kwotę 144 euro. Po następnych dwóch miesiącach otrzymałem kolejny mandat, na którym kwota była zwiększona do 297 euro – mówi pan Mateusz.


- Po trzecim mandacie stwierdziliśmy z mężem, że powinniśmy to zgłosić na policję – mówi pani Simona.


- Prowadzone w tej sprawie czynności nie doprowadziły do ustalenia sprawcy i postępowanie zostało umorzone – mówi Stanisław Filak z Komendy Powiatowej Policji w Oleśnie.


W identycznej sytuacji znaleźli się również państwo Gawryjołkowie. W czerwcu ubiegłego roku otrzymali mandat z Holandii, w której  również nigdy nie byli. 


- Na mandacie tylko był numer rejestracyjny samochodu oraz moje imię i nazwisko.  Nic więcej – mówi Sławomir Gawryjołek,  który otrzymał  mandat z Holandii.


Państwo Gawryjołkowie także  zawiadomili polską policję i prokuraturę. Sprawa została umorzona. Napisali też odwołanie od niesłusznie przysyłanych nakazów zapłaty do Holandii. Do tej pory nie dostali odpowiedzi. Myśleli, że to koniec sprawy. Przeżyli szok, kiedy w lutym  tego roku pan Sławomir dostał wezwanie z brzeskiego sądu rejonowego na rozprawę karną o zapłatę mandatu z Holandii.


- Idąc do sądu napisałem pismo wyjaśniające, że nigdy nie byłem w Holandii. Skserowałem listę obecności w pracy, zarówno ja, jak i żona, że w tym dniu byliśmy w pracy. Postarałem się o zaświadczenie z wydziału komunikacji, że nigdy nie skradziono mi tablic rejestracyjnych – mówi pan Sławomir.


Mniej szczęścia mają państwo Janiccy. Sprawa holenderskiego mandatu trafiła innego sądu. Sąd Rejonowy w Oleśnie zdecydował, że pan Mateusz musi mandat zapłacić. Mężczyzna absolutnie nie może pogodzić się z tym postanowieniem sądu i złożył odwołanie do Sądu Okręgowego w Opolu.


-  Kompletnie czuję się niewinny i oszukany. Krzywdzące dla mnie jest to, że próba wyłudzenia ode mnie pieniędzy odbywa się za pośrednictwem sądu – mówi pan Mateusz. *

 

*skrót matriału

 

Reporterka: Małgorzata Frydrych

 

mfrydrych@polsat.com.pl