Dała dorosłej córce dach nad głową, teraz może stracić wszystko

Wizja utraty rodzinnego gospodarstwa jest dla 68-letniej Krystyny Kozik ze wsi Stare Groszki niedaleko Mińska Mazowieckiego przerażająca. To jedyna rzecz, która została jej po zmarłych rodzicach. Ból jest jeszcze większy, bo kobieta może stracić majątek przez córkę, której wcześniej przepisała połowę gospodarstwa.

Pani Krystyna od roku jest wdową. Ma czworo dorosłych dzieci: dwie córki i dwóch synów. Dzieci się usamodzielniły i wyprowadziły z rodzinnego domu. Nigdy nie przypuszczała, że będzie miała problem z jedną z córek.

- Nie dawałam jej się żenić, bo mnie się rodzina tego zięcia nie podobała. No, ale jak się uparła, a poza tym zaszła w ciążę, to trzeba było jakoś ogarnąć i poszła tam. Co mogłam, to żeśmy dali – opowiada Krystyna Kozik.

Jak twierdzi, córka nie ułożyła sobie życia z mężem.

- Tam się nie mogli pogodzić, przyjeżdżała, płakała. Najpierw się wyprowadziła do ciotki szwagra, ale tam też było coś nie tak. Mówiła, że gnębią ją, że nawet sobie życie odbierze. Pomyślałam, żeby ją tutaj wziąć – wspomina pani Katarzyna.

- Płakała, że nie ma życia, ale mówił, że wróci pod tym warunkiem, że mama jej połowę przepisze – dodaje Katarzyna Kozik, najstarsza córka pani Krystyny

W 1999 roku pani Krystyna umową darowizny przepisała połowę gospodarstwa na córkę. Od tej pory były współwłaścicielkami. 10 lat żyły pod jednym dachem. Niestety wspólne życie okazało się nie do zniesienia.

- Z początku było dobrze, a później zaczęły się kłótnie i awantury. Policja jak raz w tygodniu nie przyjechała, to święto było – opowiada Katarzyna Kozik, najstarsza córka pani Krystyny.

- Kiedy już nie nadawało się do życia, wnioskowałam o cofniecie darowizny, ale to nie takie łatwe. Córka złożyła o zniesienie współwłasności, chciała mnie zostawić bez niczego – mówi Krystyna Kozik.

- Sąd postanowieniem wydanym pod koniec 2009 roku zdecydował o zniesieniu współwłasności nieruchomości w ten sposób, że podzielił nieruchomość – informuje Andrzej Okniński, prezes Sądu rejonowego w Mińsku Mazowieckim.

- Cała działka (przed podziałem) była wyszacowana na 160 tys. zł. A część, którą dostała córka, była warta trzydzieści kilka tysięcy złotych. Teraz muszę dopłacić jej różnicę, czyli prawie 54 tys. zł – tłumaczy pani Krystyna.

Dla kobiety była to ogromna kwota. Sąd wyznaczył 3-miesięczny termin na spłatę córki. Matka nie zmieściła się w tym terminie, bo żaden z banków nie udzielił jej tak dużego kredytu. Spłacała, ile mogła. Córka oddała sprawę do komornika.

- Komornik jej zajął jakąś tam część tej renty. Poszła do pracy, to tam z tej pensji też zajmował. A banki nie chciały dać pożyczki pod hipotekę, bo było zajęcie komornicze. Koło się zamyka – mówi pani Katarzyna, najstarsza córka pani Krystyny.

- Ponad 35 tys. zł spłaciłam już samych odsetek, a spłata główna pozostała. W końcu córka powiedziała: albo przepiszesz to, co teraz masz na mnie, albo niestety idzie to pod licytację – dodaje pani Krystyna.

Skonfliktowana z matką córka nie chciała udzielić nam oficjalnej wypowiedzi przed kamerą.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl