Wietnamczycy nie płacą za wynajem i nie chcą się wyprowadzić

Małżeństwo państwa Wallendszusów z Warszawy walczy o usunięcie rodziny Wietnamczyków ze swojego mieszkania, twierdząc, że nie płaci ona za wynajem. Ilekroć właściciele przychodzą po pieniądze, Wietnamczycy wzywają aktywistów walczących o prawa lokatorów i wtedy dochodzi do awantury. Doszło do tego, że Kamil Wallendszus usłyszał zarzuty za nękanie, bo zbyt często upominał się o zapłatę!

Ponad trzy lata temu małżeństwo - pani Małgorzata i pan Kamil wynajęli 38-metrowe mieszkanie w centrum Warszawy parze Wietnamczyków z dwojgiem dzieci.

- Przyjechała pani z agencji pośrednictwa nieruchomości, obejrzała mieszkanie i sfilmowała je. Kolejnego dnia przywiozła tego pana, Wietnamczyka. Powiedział, że się decyduje. Żeby wszystko było legalnie, podpisaliśmy umowę cywilno-prawną, tak byśmy rozliczali się z urzędem skarbowym – opowiada Kamil Wallendszus, właściciel mieszkania.

- Przez pierwszy okres było wszystko w porządku. Umawialiśmy się na odbiór czynszu w mieszkaniu albo w restauracji, w której ten pan pracował. A problemy zaczęły się od początku 2016 roku. Zaczęli nas unikać, przestali odbierać telefony – mówi Małgorzata Topczewska-Wallendszus, właścicielka mieszkania.

Pytamy wietnamskich najemców, dlaczego nie płacą za mieszkanie.
Najemca: A dlaczego? Zapytaj ona, szefowa! Ona! Co ona robi?!
Pani Małgorzata: To jest moje mieszkanie! Wyprowadź się stąd!
- Ona jest bardzo źle! Ja płaci! Ja normalnie wynajmuję, a ona niedobra!
- Kiedy zapłaciłaś ostatnio?!
- Kiedy? Dwa tygodnie! Dwadzieścia tysiąc złotych, naprawdę, do ręka!

Mimo utrudnionego kontaktu z najemcami, właściciele usiłowali znaleźć rozsądne wyjście z sytuacji. Jednak kiedy wydawało się, że warunki porozumienia są już ustalone, do akcji włączyło się Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów oraz aktywiści Kolektywu Syrena.

- Pan D. wysłał SMS-a, że chcą się rozliczyć za mieszkanie, oddać klucze i wszystko załatwić. Byłam wtedy chora, mąż pojechał. Nasz błąd był taki, że nie podpisaliśmy protokołu zdawczo-odbiorczego tego mieszkania.
Natomiast pan D. oddał wtedy klucze, wyniósł rzeczy, a mąż zamknął mieszkanie. Z tego, co wiem od sąsiadów, przyjechała Wietnamka i zrobiła straszną awanturę, że nie chce się wyprowadzać. Któryś z sąsiadów podał jej numer do Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów. Przyjechało kilkanaście osób. Zniszczyli drzwi i pół ściany i
weszli siłowo do mieszkania. Tak wprowadzili Wietnamczyków z powrotem  - opowiada Małgorzata Topczewska-Wallendszus.

- Właściciel na kredycie, jak ktoś nie płaci, idzie do sądu, jest wyrok eksmisyjny i koniec sprawy. Tylko, że tu się nacięli! Tu trafiła motyka na kamień dlatego, że ci ludzie nie byli sami, zadali się z grupą lokatorską – powiedział w rozmowie telefonicznej przedstawiciel Kolektywu Syrena.

- Nie zdawałam sobie sprawy, że po prostu organizacja pozarządowa będzie łamać prawo, siłą wprowadzać tam ludzi i żadna odpowiedzialność ich za to nie spotka – komentuje Małgorzata Topczewska-Wallendszus, właścicielka mieszkania.

Aktywiści, powołując się na przepisy ustawy o ochronie lokatorów, zniszczyli drzwi i wprowadzili najemców z powrotem do mieszkania państwa Wallendszusów. Powiadomiona o sprawie policja nie wszczęła żadnych działań, tłumacząc się brakiem prawomocnego orzeczenia sądu. Właściciele nie zamierzali jednak się poddać. 29 września przyjechali po pieniądze za wynajem.

- Jak wjechaliśmy na klatkę, czekało na nas z 15 osób z Warszawskiego Stowarzyszenia Lokatorów i z Syreny.
Zaczęła się awantura, która skończyła się bijatyką. Zostałam opluta, wyzwana przez kilka osób z WSL. Powiedzieli mi, że nie mam prawa nawet przychodzić na klatkę, do własnego mieszkania – twierdzi Małgorzata Topczewska-Wallendszus.

- Odepchnąłem takiego wysokiego faceta, który szarpał moją żonę, a oni zareagowali agresją i zaczęli mnie bić – dodaje Kamil Wallendszus.

- Naszą intencją jest obrona ludzi przed brutalnością właścicieli i to się dokładnie tutaj dzieje – mówi przedstawicielem Kolektywu Syrena.

Aktywiści Kolektywu Syrena pojawiają się w tej chwili na każdy sygnał wietnamskich najemców, którzy wzywają ich ilekroć właściciele upomną się o swoje pieniądze. Policja nie reaguje, a Prokuratura Rejonowa Warszawa-Wola przedstawiła panu Kamilowi zarzut uporczywego nękania wietnamskiej rodziny.

- Jeżeli uważa pan za nękanie to, że ja przychodzę i proszę o zapłatę czynszu i pukam do drzwi, bo nikt nie otwiera, to być może tak, być może nękaliśmy. Natomiast bardzo często było tak, że byliśmy umówieni telefonicznie lub pisałam SMS-a, że przyjedziemy, jak nikt nie odbierał telefonu – tłumaczy Małgorzata Topczewska-Wallendszus.

Warszawskie Stowarzyszenie Lokatorów podjęło się próby rozwiązania sporu. Lecz mimo że udało im się znaleźć mieszkanie dla wietnamskich najemców, ci nie zdecydowali się z tej pomocy skorzystać. Państwo Wallendszusowie  złożyli do sądu wniosek o eksmisję, który być może jeszcze w tym roku zostanie rozpatrzony.

- To mieszkanie stało się taką można powiedzieć, trochę meliną, bo tam przebywają ludzie na walizkach. Przyjeżdżają ci Wietnamczycy i tam pomieszkują. Tam przebywają też osoby, które nielegalnie znajdują się w Polsce. Policja zatrzymała jedną taką osobę, która się schowała w łazience – opowiada Małgorzata Topczewska-Wallendszus.

Właściciele mieszkania muszą co miesiąc płacić za nie ratę kredytu, co powoduje, że nie stać ich już na czynsz. Zaległości w opłatach to w tej chwili około 8 tys. zł. Jeżeli nic się nie zmieni, to istnieje ryzyko, iż na wniosek wspólnoty mieszkaniowej, lokal zostanie zlicytowany.  

- Więc nie dość, że zostaniemy bez mieszkania, to jeszcze zostaniemy z kredytem – zauważa pani Małgorzata.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia 

jkasia@polsat.com.pl