Rok bez pieniędzy z 500+. Urzędy przerzucają się odpowiedzialnością

Matka samotnie wychowująca syna od ponad roku czeka na decyzję w sprawie 500+, bo dwa urzędy: gminny i wojewódzki nie mogą się ze sobą porozumieć. Beata Mielczarek w Polsce jest od września ubiegłego roku. Wcześniej przez prawie 16 lat mieszkała i pracowała we Włoszech. Tak „skomplikowana" sytuacja kobiety sprawiła, że jej sprawa utknęła na urzędniczych biurkach.

- Było mówione, że 500+ w ciągu trzech miesięcy maksymalnie będzie rozpatrzone, no u mnie to już jest 3 miesiące pomnożone razy cztery i nadal nic nie wiadomo – mówi Beata Mielczarek. 37-letania dziś kobieta jako dwudziestolatka wyjechała do Włoch. Tam ciężko pracowała, by utrzymać 13-letniego dziś syna, którego sama wychowuje.

- Pracowałam przy czyszczeniu zakładu po produkcji, przy dezynfekcji masarni – opowiada.
Jak twierdzi pani Beata, jej problemy zaczęły się w 2009 roku, gdy Cesenę, w której mieszkała, dotknęło trzęsienie ziemi. Kobieta twierdzi, że szukając nowego lokum, wpadła w sidła mafii mieszkaniowej, która chciała od niej nienależnych pieniędzy.

- Adwokaci mi nie chcieli wziąć żadnej sprawy. Mój kolega adwokat, który mi pomagał, stwierdził, że nie pomoże, ponieważ oni nachodzą jego rodzinę – opowiada Beata Mielczarek.

Kobieta po 16 latach emigracji postanowiła więc wrócić do Polski. Jeszcze w czasie przeprowadzki samotna matka złożyła dokumenty o świadczenie rodzinne w Polsce.

- 30 czerwca 2016 wysłałam mailem do Głuszycy cały komplet dokumentów o 500+ i od tego czasu praktycznie czekałam na odpowiedź – mówi.

- W związku z tym, że pani wróciła do nas z Włoch, byliśmy od tego, aby dokumenty pani przesłać do urzędu marszałkowskiego do Wrocławia. Z tego co zdążyłem się zorientować, tam nastąpił pewien mały przestój – informuje Roman Głód, burmistrz Głuszycy.

- Pani Beata do grudnia nie dostarczyła dokumentów o tym, że była zatrudniona za granicą. My musimy mieć konkretny dokument albo o zatrudnieniu, albo o zamieszkaniu – tłumaczy Magdalena Tomicka-Paluszczak z Dolnośląskiego Ośrodka Polityki Społecznej we Wrocławiu.

W odpowiedzi na pismo urzędników pani Beata wysłała im włoski odpowiednik PIT-u, z zarobkami za 2014 rok.

- Wpłynęły dokumenty w języku obcym , które nie dają możliwości faktycznego wyliczenia dochodu za rok 2014 roku – mówi Magdalena Tomicka-Paluszczak z Dolnośląskiego Ośrodka Polityki Społecznej we Wrocławiu.
Pani Beata: W styczniu ja do was nie wysłałam przetłumaczonych dokumentów, bo urząd w Głuszycy powiedział, by wysłać takie, jakie są.
Urzędniczka: No to urząd gminy źle panią informuje, ponieważ jest ustawa o języku polskim i bardzo proszę ją przeczytać.

- Znam całą sytuację, rozmawiałem z pracownikami merytorycznymi, którzy są odpowiedzialni za zasiłek 500+ i wiem, że pani dopełniła wszelkich formalności – zapewnia Roman Głód, burmistrz Głuszycy.

Pół roku po złożeniu wniosku dolnośląski urząd ustalił, kto za co odpowiada: świadczenie za czas, kiedy kobieta z synem była jeszcze we Włoszech miał rozpatrzeć  DOPS, a 500+ od 1 września 2016  – urząd w Głuszycy. Kompetencje podzielono, ale nic to jednak nie zmieniło. Burmistrz twierdzi, że nie mógł wypłacić pieniędzy, bo czekał na decyzję o podziale kompetencji z DOPS-u.

- Wina jest na pewno też po stronie pani Beaty i tego, że gmina nie zebrała całego materiału dowodowego – mówi Magdalena Tomicka-Paluszczak z Dolnośląskiego Ośrodka Polityki Społecznej we Wrocławiu.

- To takie zwalanie winy jedno na drugiego, a człowiek siedzi i nie wie, co ma zrobić – komentuje pani Beata.

To nie pierwsza historia walki o 500+, jaką pokazujemy. W marcu przedstawiliśmy historię pana Ryszarda Spendowskiego – ojca samotnie wychowującego trzy córki. Pracujący w Czechach mężczyzna przez 11 miesięcy nie mógł doczekać się wypłaty świadczenia. Jak się okazało, po reportażu sprawa nabrała tempa.

- Po wyjedzie państwa to chyba w tym samym tygodniu były pierwsze pieniądze. Mówiło się o mocy telewizji, ale że ma aż taką, to człowiek nie wierzył. Pieniądze bardzo się przydały. Dzieci były na kolonii, można było coś im kupić, ubrać – mówi Ryszard Spendowski.

Mężczyzna składał dokumenty do tego samego urzędu, co pani Beata. Również ich nie tłumaczył.

- My z Czechami mamy o tyle dobry kontakt, że uzyskujemy informację zwrotną na drukach unijnych – wyjaśnia Magdalena Tomicka-Paluszczak z Dolnośląskiego Ośrodka Polityki Społecznej we Wrocławiu.
Reporter: To wychodzi, że jedni mają tłumaczyć, a inni nie muszą.
Urzędniczka: To zależy jak wygląda korespondencja między instytucjami: zagraniczną i naszą.

Pani Beaty, mimo iż pracuje w pobliskiej fabryce, nie stać nawet na wynajęcie mieszkania. Mieszka kątem u mamy. Ale jest szansa, że i ona środki z 500+ otrzyma. W czasie wizyty w urzędzie okazało się, że DOPS formalnie wypłaty odmówił, co otwiera drogę urzędowi w Głuszycy.

- Wczoraj została mi przesłana faksem decyzja (pierwsza od początku starań pani Beaty o świadczenie – red.).Teraz, na bazie tej odmownej decyzji, możemy podjąć wszelkie starania, żeby pani w poniedziałek-wtorek wydać decyzję i żeby miała wypłacone te środki – mówi Roman Głód, burmistrz Głuszycy.

- Być może moja sytuacja pomoże innym rodzicom, bo wiem, że nie tylko ja mam takie problemy – podsumowuje pani Beata.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl