Poszedł zoperować woreczek żółciowy, wrócił na wózku

52-letni Jan Śniadowski pod koniec marca 2016 roku trafił do szpitala w Goleniowie z ostrym bólem brzucha. Lekarze zdiagnozowali ostre zapalenie woreczka żółciowego. Pacjenta poddano operacji laparoskopem. Dwa dni po tym zabiegu pan Jan doznał porażenia nóg.

- Od rana chodziłem do pielęgniarek, żeby mi coś dały, bo ból się nasilał. Najpierw podchodziłem do nich, później po ścianie chodziłem, a na koniec na wózku podjeżdżałem. Powiedziały, że sobie jaja robię. To było na chirurgii w Goleniowie. Chciałem wstać i upadłem między łóżka. Już odcięło mi nogi – opowiada pan Jan.  

- Pan Jan dopiero po czterech dniach został przetransportowany do szpitala w Szczecinie, gdzie podjęto poważne leczenie operacyjne – mówi adwokat Wojciech Filochowski.

- Pacjent trafił do nas na oddział obserwacyjno-zakaźny z podejrzeniem zapalenia rdzenia kręgowego. Zastosowano antybiotykoterapię, leki przeciwbólowe i przeciwzapalne na oddziale obserwacyjno-zakaźnym. Pacjent przebywał w szpitalu od 4 kwietnia do końca lipca – informuje Natalia Andruczyk z Samodzielnego Publicznego Wojewódzkiego Szpitala Zespolonego w Szczecinie.

Pan Jan nie kryje żalu do szpitala w Goleniowie. Chciał oddać sprawę do sądu, ale nie stać go było na adwokata. Mężczyzna od 20 lat ma rentę z powodu cukrzycy. Dorabiał, żeby utrzymać 5-osobową rodzinę. Teraz on i jego bliscy żyją z renty i zasiłków. Dopiero niedawno trafił na prawnika, który bezpłatnie mu pomaga.

- Mam żal o tę diagnozę, że nie była szybko zrobiona, a teraz tyle miesięcy się męczę – mówi pan Jan.

- Personel medyczny, który udzielał świadczeń zdrowotnych temu pacjentowi, zrobił to zgodnie ze sztuką lekarską – zapewnia Piotr Ruciński, prezes Szpitalnego Centrum Medycznego w Goleniowie.

Przed panem Janem długa rehabilitacja w specjalistycznym szpitalu. Walczy o jak najlepszy komfort życia nie tylko dla siebie, ale także dla swojej rodziny. Ma troje małych dzieci, którymi teraz zajmuje się żona. Do czasu paraliżu to on zapewniał byt rodzinie. Teraz sam wymaga opieki.

- Rokowanie są dobre, bo pomalutku wracam do zdrowia – mówi.
Reporter: Były czarne myśli?
- Tak.
- Wiem, że pan miał bardzo złe myśli, panie Janie.
- Tak, dwa razy... Były chwile takie, ale dzięki dzieciom…
- Ma pan dla kogo żyć.
- Ale jak człowiek jest aktywny cały czas, a tu nagle... głupie myśli przychodzą do głowy.

Śniadowscy w piątkę mieszkają na 28 metrach kwadratowych. To pokój z maleńką kuchnią. Do tej pory nie korzystali z żadnej pomocy, sami dawali radę. Paraliż pana Jana dramatycznie zmienił życie rodziny, dlatego wystąpiła ona do burmistrza o mieszkanie komunalne.

- To jest jeden pokoik przedzielony na pół, żeby chłopcy mieli osobny kącik - opowiada Joanna Śniadowska, żona pana Jana.

- Muszę odkręcać kółka od wózka, bo nie mogę się zmieścić, wózek jest za szeroki. Do ubikacji nie przejadę, bo za ciasno. I jeszcze dzieci są małe. Mają 13, 6 i 2,5 roku – mówi pan Jan.

- Ich wniosek się kwalifikuje, ale niestety muszą poczekać na kolejne mieszkania, które będzie można przydzielać. Można się ich spodziewać w perspektywie dwóch, a jeśli będą jakieś poślizgi, bo różnie bywa, trzech lat – informuje Cezary Martyniuk z Urzędu Miasta i Gminy Goleniów.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl