Zamiast zarobku, długi. Kioskarze walczą w Ruchem
Czy to możliwe, by wadliwy system komputerowy wpędzał ajentów kiosków Ruchu w koszmarne długi? Tak twierdzą osoby prowadzące kioski z Łodzi, Warszawy i Śląska. Mają one zapłacić po kilkanaście lub kilkadziesiąt tysięcy zł za towar, który nie zgadzał się po remanencie. - Ja sprzedałam towar, a on nie zszedł ze stanu w systemie - mówi nam Mariola Smol, która prowadziła kiosk.
Mariola Górnicz z Łodzi była przez trzy lata ajentką kiosku Ruchu. Jednak jak twierdzi, biznes jej się nie udał, dziś ma komornika i do zapłaty ponad 52 tysiące. Kobieta może stracić mieszkanie.
- Mam komornika, ponieważ ze względu na to, że podpisywałam umowę ze spółką, musiałam wnieść zabezpieczenie. Mogło to być w formie weksla, żyrantów albo aktu notarialnego – opowiada.
Reporterka: A może pani nie nadawała się do tego biznesu?
Pani Mariola: Wątpię, bo poprzedni dyrektor regionalny chciał mi zaproponować drugi lokal.
Byli ajenci ze Śląska też muszą zapłacić za towar, którego stan nie zgadzał się po remanencie. Jak twierdzą, to problem systemu komputerowego.
- Problem tkwił w łączności, system nie miał łączności z kasą. Ja sprzedałam towar, a on nie zszedł ze stanu w systemie. Bardzo często dochodziło do rozbieżności pomiędzy stanami na kasie a faktycznym stanem na kiosku – twierdzi Mariola Smol, która prowadziła kiosk.
- W momencie, kiedy Ruch zrobił remanent, na towarze wyszedł mały niedobór, około 10 zł. Zdziwiło mnie rozliczenie prasy, które przyszło w astronomicznej kwocie 38 tys. zł. Te gazety wyparowały, ja ich nie mam fizycznie, a ponoć zostały mi dostarczone – opowiada o swoich problemach Konrad Palenga, który również prowadził kiosk.
- Przychodziły kontrole i były braki na biletach miesięcznych. Zgłaszałam, że źle schodzą stany z kasy i nie było żadnego odzewu. A teraz okazuje się, że jesteśmy winni Ruchowi 78 tys. zł z 3 kiosków – mówi Danuta Kabycz.
Konrad Palenga również miał problemy z księgowaniem zwrotów z gazet.
- Ruch wymagał od nas wypełniania takiego dokumentu, ile robimy tych zwrotów gazet. Dla Ruchu było ważne tylko to, co sortownia wklepała nam na magazynie, do nas należało, żeby dodatkowo sprawdzić to, co wysłaliśmy i potem trzeba było jeszcze wykłócać się z sortownią, że my oddaliśmy te gazety, gdzie oni twierdzili, że my ich nie oddaliśmy – twierdzi.
- Prokuratura umorzyła moją sprawę, pisząc, że z jej analizy wynika, że mogły pojawić się nieprawidłowości w rozliczeniach dotyczących towarów , które powinny być na stanie kiosku, a tymi zarejestrowanymi w systemie. W ocenie śledczych błędy systemu informatycznego, jak i zachowanie zarządu spółki, którzy przez długi okres nie starał się tych błędów usunąć, nie mogą jeszcze świadczyć o bezpośrednim zamiarze wprowadzenia błąd osób prowadzących kioski – czyta decyzję prokuratury Mariola Górnicz, która prowadziła kiosk.
Płacić muszą też byli ajenci z Warszawy. Tak jak pani Daria, która po pół roku prowadzenia kiosku
ma manko na 13 tysięcy złotych. Kobieta chce wyjaśnienia sprawy, ale jak się okazuje, nie jest to takie proste.
- Napisałam reklamację, że nie zgadzam się z tym, że poproszę o zestawienie według kasy pos i kasy fiskalnej, czyli to, co idzie do urzędu skarbowego. Nie dostałam odpowiedzi. Będę prosiła o dokumenty dotyczące prasy, ponieważ uważam, że to nie jest wiarygodne rozliczanie, według cen ewidencyjnych. Nawet nie jestem w stanie sprawdzić numerów gazet, jakich brakuje – argumentuje Daria Krawczyk, która prowadziła kiosk.
Z perspektywy ponad 3 tysięcy inwentaryzacji, które robimy rocznie, w kilku, w dokładnie kliku reklamacjach mieliśmy sugestie ze strony agentów, że te niedobory, które zostały w trakcie inwentaryzacji stwierdzone mogły pochodzić z powodu błędu systemowego. Jednakże każdorazowo przy zweryfikowaniu bardzo szczegółowym takiej reklamacji, takiego zastrzeżenia ze strony agenta, w żadnym z tych przypadków błąd systemowy nie został potwierdzony - informuje Anna Gierczuk, dyrektor Biura Sprzedaży Detalicznej Ruch SA
- Poszłam do prokuratury, dwa lata sprawy się toczyły. W końcu sąd pierwszej instancji uznał, że nie miałam władzy, żeby to kontrolować… odzyskałam pieniądze, ponieważ wstrzymano mi pensję. To było 14 tys. zł – mówi Jolanta Kwiatkowska, która prowadziła kiosk.
Byli ajenci zapowiadają walkę w sądzie. Niestety do niektórych już zapukał komornik. Płacą ajenci albo ich żyranci.*
* skrót materiału
Reporter: Aneta Krajewska
akrajewska@polsat.com.pl