Nauczycielka zrujnowała wakacje dzieciom

Zamiast kolonii we Włoszech, łzy i smutek uczniów oraz puste portfele rodziców. 7 lipca uczniowie z Zespołu Szkolno-Gimnazjalnego w Bożkowie niedaleko Kłodzka mieli wyjechać upragnione na wakacje. Zostali w domach, bo nauczycielka języka polskiego z zebranych 65 tys. zł wpłaciła na wyjazd zaledwie 7 tys. zł. Co zrobiła z resztą pieniędzy? Tego powiedzieć nie chce.

Beata S. miała zorganizować kolonie do Włoch dla uczniów Zespołu Szkolno-Gimnazjalnego z oddziałami integracyjnymi w Bożkowie oraz ich rodziców. Chętnych było prawie 40 osób. Dla niektórych dzieci wyjazd miał być nagrodą za świadectwa z czerwonym paskiem.

- Od osoby była to opłata 1500 zł. Jak później się okazało, kwoty znacznie się różniły. Od niektórych rodziców, ta pani zbierała kwotę np. 1700 zł – opowiada Edyta Sutor, której córka nie wyjechała do Włoch.

Dzieci i rodzice wraz z 57-letnią Beatą S. mieli wyjechać do Włoch 7 lipca tego roku. Nauczycielka zebrała na wyjazd prawie 65 tys. zł. 3 dni przed planowanymi koloniami okazało się, że wycieczki nie będzie. Dla niektórych rodzin oznacza to, że już nigdzie w te wakacje nie pojadą.

- Pani była moim autorytetem, była osobą, której mogłam zaufać i bardzo prosiłam mamę, żebym mogła pojechać na ten wyjazd – mówi Amelia Sutor,  która nie wyjechała na kolonie.

- Jak się okazało, że tej wycieczki nie będzie, dziecko zamknęło się w pokoju. Płakało, nie chciało jeść, rozmawiać. Problem trwał dwa dni. I jak ja miałam dziecku wytłumaczyć, że pani, u której miał 6 z języka polskiego, która była jego autorytetem, ukradła jego pieniądze – pyta Kamila Trybulec, której syn nie wyjechał do Włoch.

- W tamtym roku zginęła nam córka w wypadku samochodowym. We wrześniu przyszło dziecko ze szkoły i mówi, że jest wycieczka do Włoch albo do Chorwacji. No i padło na te Włochy. Cieszyliśmy się, że choć trochę mu to jakoś zrekompensuje ten ból. No, a tak się stało, że nie pojechał, bo nauczycielka okradła nas na 1700 zł. Rozżalony jest syn, nie pojedzie już nigdzie – dodaje Alfreda Fijałka, która zapłaciła na wyjazd syna do Włoch.

Agnieszka Motyka miała pojechać do Włoch całą, 4-osobową rodziną. Straciła 4,5 tys. zł.

Jak twierdzą rodzice, Beata S. próbowała się tłumaczyć, że pieniądze na wyjazd jej skradziono. My dotarliśmy do wiadomości e-mail, gdzie Beata S. pisała do czeskiego biura podróży, że to nie ona organizowała zbiórkę pieniędzy. Rodzice po rozmowie z czeskim biurem dowiedzieli się, że nauczycielka wpłaciła jedynie 7 tys. zł zaliczki. Spotkaliśmy się z nauczycielką i organizatorką kolonii.

Reporterka: Dlaczego dzieci nie wyjechały na tą wycieczkę?
Beata S.: Proszę zapytać rodziców albo rozmawiać z moim adwokatem.
Reporterka: Ale rodzice twierdzą, że pani nie wpłaciła wszystkich pieniędzy.
Beata S.: To, jeżeli tak twierdzą, to zobaczymy, jak zostanie sprawa rozwiązana.

- W biurze podróży dowiedzieliśmy się, że wyjazd był bez wyżywienia i na osobę ta wycieczka kosztowała 750 zł. A myśmy wpłacali po 1500 zł - mówi Małgorzata Maślanka, która straciła 4,5 tys. zł

- Czyli pani zbierała od nas po 1500. a od niektórych po 1700. Uzbierała tym samym 64,5 tys. zł, a wycieczka była podpisana na 31,2 tys. zł. Bez wyżywienia i ubezpieczenia – dodaje Edyta Sutor, której córka nie wyjechała do Włoch.


- Nie wiedziałem o całej sytuacji, o organizacji tej kolonii. Rok wcześniej rzeczywiście ta pani
organizowała kolonie i wtedy wiedziałem. Ja tej pani zakazałem robienia, organizowania tej wycieczki.
Ta pani stwierdziła, że będzie to sobie organizować prywatnie. Zbierała pieniądze od dzieci, natomiast to było jej prywatne działanie i nie miało to nic wspólnego z działalnością szkoły - zaznacza Andrzej Witowski, dyrektor szkoły.

Dyrektor szkoły, rodzice i czeskie biuro podróży złożyli zawiadomienie do prokuratury. Rodzice poszkodowanych dzieci chcą, by Beata S. poniosła konsekwencje za to, że zrujnowała uczniom wakacje.
Beata S.: Ja się nie wyparłam, że nie oddam.
Reporterka: To gdzie są te pieniądze?
Beata S.: Nie wiem.
Reporterka: Pani je oddała, ktoś je pani ukradł? Co się z nimi stało?
Beata S.: Nie wiem. Nie będziemy dyskutować, bo widzę, że pani mnie ciągnie za słowo, jako dziennikarka świetnie.


- Jakby ona mogła teraz oceniać nasze dzieci? Jaki autorytet miałaby wśród dzieci teraz? Dzieci miały jeździć z nią na wycieczki do kina, do teatru. Kto wpłaci jej pieniądze? Bo my raczej już nie. Mamy nadzieję, że kuratorium jakoś pozytywnie tą sprawę rozwiąże - podsumowuje Małgorzata Maślanka, która straciła 4,5 tys. zł.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz-Szklarska

kszumielewicz@polsat.com.pl