Komornik wyrzuca na bruk niepełnosprawną kobietę i jej rodzinę

Beata Kołodziejek-Szczepanik przechodziła przeszczep serca, gdy komornik licytował jej i męża mieszkanie. Wart 200 tys. zł lokal poszedł pod młotek z powodu 45 tys. zł długu, jaki firma Szczepaniaków miała wobec dawnych kontrahentów. Komornik twierdzi, że musiał ogłosić licytację, bo taki ma zawód. Przez długi firmy pani Beata straciła zdrowie, utrata mieszkania może kosztować ją nawet życie.

Jeszcze kilka lat temu państwo Szczepanikowie byli normalną szczęśliwą rodziną. W 2000 roku kupili na kredyt mieszkanie w podwarszawskich Ząbkach, wychowywali córkę Krysię, prowadzili własną firmę. I nagle wszystko zaczęło się walić.

- Przewoziliśmy zioła. Przewoźnik bez naszej zgody doładował do tego watę szklaną i wtedy firma  nie zapłacił nam za usługę. Dodatkowo w lipcu 2009 roku włoski kontrahent, który zlecał nam przez dwa lata transport z Włoch, poinformował nas, że będą opóźnienia w spłatach, a w końcu zniknął. Komornik z Bielska-Białej szybko umorzył postępowanie, bo Włoch rozwiązał firmę. W nocy rozmontował linię produkcyjną i wyjechał za granicę – opowiada o problemach firmy Beata Kołodziejek-Szczepanik.

Kiedy pani Beata dowiedziała się, że prokuratura umorzyła postępowanie ze względu na niską szkodliwość czynu, w lipcu 2009 roku przeszła udar. Od tego czasu jest osobą niepełnosprawną.

- Bardzo długo jeździłam na wózku, trzy miesiące nie było ze mną kontaktu – opowiada 48-letnia pani Beata.

Niestety, do pełnej sprawności kobieta już nie wróciła. Mimo przeciwności losu Szczepanikowie przez cały czas starali się spłacać raty za mieszkanie. Ale do spłaty pozostały jeszcze ogromne długi firmy.

- Mąż poszedł do pracy w Biedronce i z tych pieniędzy spłacał podwykonawców. Ja również pracowałam, w zakładzie pracy chronionej . Niestety, po pewnym czasie nie byłam w stanie bez zadyszki dojść do recepcji i zwolniono mnie. Zaraz potem pracę stracił mąż – wspomina pani Beata.

W zeszłym roku stan kobiety gwałtownie się pogorszył. Okazało się, że konieczny jest przeszczep serca, który pani Beata przeszła w lutym tego roku w instytucie kardiologii w podwarszawskim Aninie.


- Myślałam, że to wszystko już się skończy, że ten przeszczep to będzie taki cud i nie trzeba będzie już jeździć do szpitali. To się miało skończyć, ale życie płata figle i są powikłania – mówi Krystyna córka pani Beaty.

W czasie kiedy pani Beata miała przeszczep serca, komornik z Wołomina wystawił mieszkanie Szczepaników na licytację za długi ich firmy, wynoszące wówczas 45 tysięcy złotych.  Znaleźli się chętni, którzy je kupili.

- Na pewno był on poinformowany o tym, że mamy w rodzinie osobę niepełnosprawną. Taka korespondencja była do kancelarii pana Szymczuka dostarczona – twierdzi Paweł Szczepanik.

- Z ludzkiego punktu widzenia to ja współczuje tej osobie – zapewnia Sebastian Szymczuk, komornik, który zlicytował mieszkanie państwa Szczepaników i dodaje:  ciężko komornikowi cokolwiek zrobić, bo może narazić się na odpowiedzialność. Ja mogę stracić pracę. Nie mogę nic zrobić w takiej sytuacji.

- To nieludzkie zachowanie tak się nie powinno postępować w stosunku do innych, nawet jeśli ma się długi, nawet jeśli popełniło się kilka błędów, nie powinno to rzutować na całe życie. Gdzie my mamy teraz pójść? – pyta Krystyna, córka pani Beaty.

Nowi właściciele wzywają Szczepaników do dobrowolnego opuszczenia mieszkania. Ale ci nie mają się gdzie wyprowadzić. Czekają na wyrok eksmisyjny i mieszkanie socjalne. Zwrócili się o pomoc do burmistrza Ząbek.

- Mógł zaproponować tylko współczucie i miejsce w baraku. Powiedział, że w tym baraku będziemy mieli problem z sąsiedztwem, bo tam jest często policja – wyjaśnia pani Beata.

Małgorzata Karczmarz, lekarz transplantolog leczący panią Beatę w Instytucie Kardiologii w Aninie tłymaczy, że warunki socjalne pacjenta po przeszczepie muszą być "szczególnie dobre".

- Musi być bieżąca woda, odpowiedni sanitariat. Nie jest wskazane, żeby pacjent korzystał z toalety, która jest na korytarzu i korzystają z niej inne osoby - mówi.

A tylko taki lokal, ze wspólną łazienką mógłby zapewnić burmistrz Ząbek, jeśli jakiś się zwolni.

Po przeszczepie u pani Beaty pojawiły się komplikacje. W poniedziałek kobieta ponownie trafiła do instytutu kardiologii w Aninie. Tam ma przejść kolejny zabieg.

- Ja już sobie chyba z tym nie poradzę. To już musi być źle, jak ja nie mam pomysłu… i siły. Ja w tym Aninie będę się bała, co z Krysią. Ona mówi, że sobie poradzi, ale jak sobie poradzi, jak tamm ktoś przyjdzie. To chyba wszystko, co mogę powiedzieć… - podsumowała wyczerpana pani Beata.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Dzierzba

pbak@polsat.com.pl