Spółdzielnia sprzedała mieszkania z lokatorami
Mieszkańcy jednego z osiedli w Radomsku z dnia na dzień przestali być właścicielami swoich mieszkań. Zadłużona w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej spółdzielnia w tajemnicy sprzedała je prywatnemu właścicielowi. Choć lokatorzy sumiennie, każdego miesiąca regulowali wymagane opłaty, to dług urósł do 240 tys. zł! Teraz - poza czynszem - muszą oni płacić za wynajem średnio tysiąc złotych. Lokatorzy boją się, że nowy właściciel w każdej chwili może wyrzucić ich na bruk.
Jedną z osób poszkodowanych wskutek decyzji spółdzielni jest Barbara Osiewicz. Kobieta od 40 lat mieszka z rodziną w 50-metrowym mieszkaniu. Rodzina otrzymała je od fabryki maszyn w Radomsku, gdzie pracował mąż pani Barbary. Lokatorka na co dzień pracuje i opiekuje się schorowaną 94-letnią matką.
Małżeństwo przez lata inwestowało w lokal, przeprowadzało remonty, regulowało opłaty. Nigdy nie miało długu wobec spółdzielni mieszkaniowej. Niestety, rodzina może wylądować na ulicy. Od kwietnia mieszkanie Osiewiczowów ma już nowego właściciela. Jak sami przyznają, nie jest on zainteresowany wynajmem, tylko remontem i sprzedaniem mieszkania.
- Mąż odebrał pismo, że prezes spółdzielni nas sprzedał – mówi Barbara Osiewicz, sprzedana lokatorka.
Kobieta przyznaje, że nie płaci właścicielowi pieniędzy za wynajem. Doliczając do opłaty rachunki za wodę, musiałaby co miesiąc wydać ok. 1600 zł. Uiszcza jedynie czynsz do spółdzielni.
Okazało się, że spółdzielnia sprzedała mieszkanie państwa Osiewiczów, bo miała długi w Przedsiębiorstwie Gospodarki Komunalnej o łącznej wartości 247 tys. zł. By uniknąć bankructwa, sprzedano jeszcze kilka innych lokali.
- Mieszkając tutaj 37 lat płaciliśmy za wszystko. A w tej chwili pozostaliśmy bez niczego. I co, przyjdzie nowy właściciel i powie: na bruk? - zastanawia się Danuta Nowicka, inna sprzedana lokatorka.
Prezes spółdzielni mieszkaniowej „Fazena” pytany o to, czemu sprzedano mieszkania wraz z lokatorami odpowiedział: „mieszkania są nasze i mieliśmy długi”.
- Szukaliśmy pieniędzy po prostu. A ci ludzie dostali propozycję wykupienia i z tego nie skorzystali. Długi wzięły się z tego, że wspólnoty, które odeszły, nie zwróciły nam pieniędzy i dlatego po prostu spółdzielnia miała długi - dodał.
Według mieszkańców, mieli oni zaledwie dwa tygodnie na wykupienie lokali, a preferencyjna kwota i tak przewyższała ich możliwości finansowe.
- W 2013 roku dostałam pismo od prezesa, że mogę wykupić mieszkanie za 18 900 zł. No, ale tak wyszło, że nie było mnie stać wykupić. A po drugie pan prezes powiedział, że ja jestem dzikim lokatorem, bo nie jestem głównym najemcą. A z chwilą, gdy my się tu sprowadzaliśmy całą rodziną, dostaliśmy to mieszkanie z fabryki maszyn. To z chwilą, gdy jeden z małżonków umiera, to druga strona ma iść na bruk? - pyta Danuta Nowicka, kolejna z osób poszkodowanych decyzją spółdzielni.
Sprzedani lokatorzy od nowego właściciela dostali ultimatum. Poza dotychczasowym czynszem do spółdzielni, muszą na jego konto wpłacać wysoką opłatę za wynajem lokalu. Tylko jeden lokator podpisał z właścicielem umowę, inni postanowili nie ustępować.
Sprawa została skierowana do sądu i prokuratury, które wyjaśnią, dlaczego spółdzielnia była zadłużona i czy mogła sprzedać mieszkania z lokatorami. Tymczasem sprzedani lokatorzy obawiają się eksmisji. Nie są w stanie regulować wysokiej opłaty za wynajem.
Nowy właściciel lokali twierdzi natomiast, że zaproponowane przez niego opłaty są zdecydowanie niższe, aniżeli średnia radomszczańska.
- Ja nie mam zamiaru tych ludzi wyrzucać ani się z nimi kłócić. Ale nie zamierzam też płacić ze swojej kieszeni za to, że ktoś tam dziś mieszka – powiedział.
- Lokatorzy mogą się spodziewać pozwu o eksmisję. Te procesy będą tragiczne, będą wręcz makabryczne dla tych ludzi. Proszę to sobie wyobrazić - podsumował Witold Balas, prawnik, którego poprosiliśmy o skomentowanie sprawy.
Reporter: Paweł Gregorowicz
pgregorowicz@polsat.com.pl