Wezwania z firmy windykacyjnej i śmiertelny zawał serca
Pan Leonard z Olsztyna nie wytrzymał walki z firmą windykacyjną, która domagała się od niego spłaty długu. Długu, który zdaniem pełnomocnika mężczyzny, od dawna był przedawniony. Rodzina pana Leonarda twierdzi, że ciągłe telefony i wezwania zrujnowały mężczyźnie zdrowie. 28 maja 62-latek zmarł na zawał serca.
- Tata mówił, że w tych listach było napisane, że jeżeli zadłużenie nie będzie spłacone, to może spodziewać się egzekucji komorniczej, że narazi się na wstyd sąsiadów – mówi pani Anna, córka pana Leonarda.
32-letnia pani Anna oraz 28-letnia pani Małgorzata z Olsztyna jeszcze kilkanaście lat temu żyły w szczęśliwej rodzinie. Ich ojciec - Leonard był szanowanym biznesmenem, a matka psychologiem.
Niestety kilkanaście lat temu w rodzinie pojawiły się kłopoty finansowe oraz alkoholizm pana Leonarda i jego żony. Mężczyzna zaczął się leczyć i walczyć z chorobą. Tę walkę wygrał. Niestety z tym problem do dziś nie poradziła sobie jego żona.
Pan Leonard, choć był schorowanym człowiekiem na rencie, zaczął nowe życie. Jednak kilkanaście lat temu okazało się , że bank zażądał od niego zaległej spłaty debetu - około 3 tysięcy złotych. Mężczyzna pieniędzy nie miał. Pomocy szukał u adwokata.
- Dla nas było oczywiste, że bank nie może domagać się zwrotu tych pieniędzy, że roszczenie jest przedawnione. Między rozwiązaniem umowy a dniem, kiedy do nas się zgłosił, minęły trzy lata. On chciał to nawet spłacić, ale nie był w stanie, więc udałem się do banku i wytłumaczyłem windykatorom , że powinni dać spokój – opowiada Lech Obara, pełnomocnik pana Leonarda.
Mężczyzna wierzył, że dług został umorzony i może spokojnie żyć. Niestety bank obietnicy nie dotrzymał i dług sprzedał. O tym pan Leonard dowiedział się jednak dopiero po kilkunastu latach. Rok temu firma windykacyjna zażądała od pana Leonarda spłaty długu oraz odsetek, w sumie około 10 tysięcy złotych.
- Było jasno powiedziane, że mają być te sprawy załatwiane przez pełnomocnika, a oni jednak nękali brata. On bardzo to przeżywał, zamykał się w sobie, coś się z nim działo – mówi pan Bernard, brat pana Leonarda.
- Ponawialiśmy każdorazowo informację, że jesteśmy pełnomocnikami, że jesteśmy tym parasolem, który chroni go przed tymi bodźcami . Tłumaczyliśmy, że nie ma prawnych środków wyegzekwowania pieniędzy, a wszelkie ich działania są na granicy, a nawet przekraczają prawo – twierdzi Lech Obara, pełnomocnik pana Leonarda.
- Tata chodził jak w ciemności, nie wiedział o co chodzi. Mówił tylko, że przychodzą listy i że ma do zapłaty określoną kwotę, która urosła do strasznej sumy – dodaje pani Anna córka pana Leonarda.
Pan Leonard był zrozpaczony. Według rodziny, nie mógł sobie poradzić z częstymi kontaktami z firmą windykacyjną. Z tego powodu zrezygnował nawet z telefonu. Ciągle jednak dostawał wezwania do zapłaty.
- Pomimo tego, że mieli czarno na białym napisane, że jest pełnomocnik, to mieli to gdzieś. Dalej uderzali w słabszą jednostkę , którą był mój tata. Nie mają żadnego wyroku sądowego, a próbują swoich jakiś mechanizmów. Chcą zastraszyć człowieka, doprowadzić do tego, żeby zapłacił w wyniku strachu i niewiedzy. Po którymś liście tata powiedział, że ze sobą skończy – mówi Anna, córka pana Leonarda.
Rodzina była coraz bardziej przerażona sytuacją. Tym bardziej, że stan zdrowia mężczyzny się pogarszał. Pan Leonard trafił do szpitala. 28 maja tego roku 62-mężczyzna zmarł na zawał serca.
- Dług jest długiem, ale on nie mógł być żadnymi środkami prawnymi wyegzekwowany – uważa pełnomocnik pana Leonarda.
- Przedawnienie jako instytucja prawna może zostać uznana tylko przed sądem w procesie cywilnym. Przedawniony dług nie oznacza, że można go przestać spłacać, ten dług nadal istnieje – mówi Anna Woźniak, rzecznik firmy windykacyjnej domagającej się spłaty długu.
- Każdy może dług spłacać, nawet jeżeli on jest przedawniony, bo on rzeczywiście istnieje. Natomiast państwo dla tego
rodzaju długu nie udziela żadnej ochrony, sąd nie zasądzi, a komornik nie wyegzekwuje – tłumaczy Jarosław Świeczkowski z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.
Pan Leonard nie żyje. Jednak jego córki z pełnomocnikiem dalej walczą z firmą windykacyjną. Robią to dla taty. Także dla innych osób, które również czują się nękane i skrzywdzone przez tę firmę.
- Działamy zgodnie z regułami etycznymi, standardami postępowania przyjętym przez naszą branżę. W zasadach dobrych praktyk, zgodnie z polskim prawem, wszelkie kontakty, które prowadzimy z naszymi klientami mają doprowadzić do porozumienia – zapewnia Anna Woźniak, rzecznik firmy windykacyjnej.
- Tata był za młody, żeby odejść w takich okolicznościach – mówi pani Anna, córka pana Leonarda.*
* skrót materiału
Reporter: Żanetta Kołodziejczyk-Tymochowicz
interwencja@polsat.com.pl