Za przejazd kolejowy mają zapłacić rolnicy. Absurd na Podlasiu

W miejscowości Chodźki (woj. podlaskie) przejazd kolejowy istnieje od 1915 roku. Nikt wówczas nie zapłacił rolnikom za straty, mimo że tory przecięły ich pola na pół. Teraz PKP PLK chcą ich pozbawić możliwości przejazdu przez tory, a tym samym dostępu do ich własności. Chyba że zdecydują się na dzierżawę przejazdu.

Do naszej redakcji zgłosili się z prośbą o pomoc rolnicy z powiatu suwalskiego. Są w dramatycznej sytuacji. Kolej chce im odciąć jedyny dojazd do ich własnych pól.

Sprawa dotyczy pięciu rolników. - To jakieś wariactwo - ocenił wójt gminy Raczki Andrzej Szymulewski. Jak dodał, w tej chwili tą trasą nie jeżdżą pociągi osobowe, tylko pociągi towarowe. W ciągu doby przejeżdżają przez nią 3-4 składy.

PKP – Polskie Linie Kolejowe postawiły rolnikom ultimatum: albo przejazd przejmą i będą za niego sami odpowiadać, albo zostanie zlikwidowany. Kolejarze za pomocą ogłoszenia powieszonego przy przejeździe, poinformowali rolników, że decyzję muszą podjąć natychmiast.  Ogłoszono też, jakie obowiązki czekają na dzierżawców przejazdu.

- Oni chcą na biednych rolnikach żerować? To nie są ludzie. To są pasożyty! - komentują rolnicy.

Rolnicy przejeżdżają przez przejazd głównie w sezonie letnim, przeważnie sprzętem rolniczym. Pociągi jeżdżą tam bardzo wolno. I to nie ze względu na niestrzeżony przejazd, ale z powodu krętej trasy kolejowej.

- Zależy nam, żeby bezpieczeństwo było zachowane dla pasażerów pociągów, jak i tych, którzy korzystają z przejazdów. Jeżeli jest właściciel po stronie linii kolejowej, powinien też być właściciel po stronie drogi. Jeżeli jest właściciel po stronie drogi, on dba, ustawia znaki. Jest zapewnione bezpieczeństwo - powiedział Mirosław Siemieniec z PKP PKL. Jak dodał, spółka nie traktuje tego rozporządzenia jako formę utrudniania życia.

Zdaniem wójta przejazd powinien być strzeżony ze szlabanem zamykanym na kłódkę. - To może nie stanowiłoby problemu. Problem stanowi opłata miesięczna, około 120 zł. Nie bardzo rozumiem PKP, że moi mieszkańcy mieliby korzystać z przejazdu, pilnować go i opłaty wnosić - dodał.

Jednym z rolników, który korzysta z przejazdu, jest pan Kazimierz. Mężczyzna jest rozgoryczony. Nie potrafi zrozumieć, dlaczego kolejarze chcą od niego pieniędzy za dojazd do jego własnego pola.

- Kolej nie liczy się z rolnikami! Kwitów nie podpiszemy o bezpieczeństwie, bo nie będę odpowiedzialny, że ktoś wyłamie szlaban, zabije się tutaj – powiedział.

Przejazd mogłaby także wydzierżawić gmina. Ale i ona musiałaby płacić za to Polskim Liniom Kolejowym. Gmina nie jest zainteresowana przejęciem przejazdu, bo znajduje się on na terenach prywatnych. Wójt nie rozumie postępowania kolejarzy, którzy pracują przecież w państwowej, a nie komercyjnej firmie.

- Wyszło rozporządzenie, ale nic nie mówi o opłatach. Któryś dyrektor wymyślił kwotę. Tak nie może być. My to oznakujemy i nie ma problemu. Ale nie mogę płacić za to, że chcę przejechać na własne pole – powiedział wójt gminy Raczki Andrzej Szymulewski.


- To jest problem nie tylko Podlasia. Ale i całego kraju. Od końca 2015 roku weszło rozporządzenie, które zdaniem ministra miało zrobić porządek z przejazdami, które leżą na drodze niepublicznej. To ryzykowne – ocenił Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.

Specjalista dodał ponadto, że „szantaż ten jest w świetle prawa legalny”. -  PKP PLK wykonuje to, co narzucił minister infrastruktury. Tak nie powinno być. Może się zdarzyć, że będzie potrzebna interwencja straży, pogotowia. Szukanie kogoś z kluczami, kto przybiegnie? To mogą być cenne minuty – powiedział.

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl