„Swój chłop” oszukał rolników z Podkarpacia

Rolnicy z powiatu mieleckiego nie dostali pieniędzy za trzodę sprzedawaną do lokalnej masarni. Stracili od kilku do kilkudziesięciu tysięcy złotych, część musiała przez to zrezygnować z hodowli. Choć poszkodowanych jest około 50 rolników, to żaden nie zgłosił sprawy prokuraturze. Liczyli, że właściciel masarni, którego znają od dawna, bo to ich sąsiad, odda im pieniądze.

42-letni Grzegorz Peret ze wsi Gawłuszowice pod Mielcem prowadzi rodzinne gospodarstwo rolnicze. To typowy drobny rolnik na Podkarpaciu. Od blisko 10 lat dostarczał świnie przez pośrednika Roberta Z. do lokalnej masarni, która początkowo cieszyła się dobrą opinią i zaufaniem. Mężczyzna stracił ok. 20 tys. zł.

Wojciech Strugała rodzinę i gospodarstwo utrzymuje przede wszystkim z hodowli. Przez nieuczciwych kontrahentów stracił 13 tys. zł. Jan Ząbek dzisiaj jest już na emeryturze, z pośrednikiem i masarzem handlował ponad 10 lat, byli dobrymi znajomymi. Stracił 30 tys. zł. Musiał zlikwidować hodowlę.

- Zyskują na niewiedzy rolników i na tym,  że każdy uważa, że był swój chłop, znajomy, więc powinien poczuwać się do odpowiedzialności i ludziom te pieniądze starać się oddać – mówi Jan Ząbek.

- Niby kolega z sąsiedniej wsi, ze szkoły się znaliśmy, kosiłem mu nieraz kombajnem. Teraz telefonów nie odbiera, ciężko go spotkać w domu. Sprzedałem mu 10 sztuk, za które zapłacił, przyjechał jeszcze raz i wziął 20 sztuk. Za nie już nie zapłacił – opowiada Wojciech Strugała.

Mały zakład masarski Mieczysława T. mieści się przy domu we wsi Rażniewo. Schowany w lesie, wygląda jak większe gospodarstwo. Kiedy odwiedziliśmy zakład pierwszy raz, obejście wyglądało jakby ktoś w pośpiechu je opuścił. Tylko drzwi domu były zamknięte. Pół godziny później wszystko już było pozamykane.

Pośrednika Roberta Z. również nie zastaliśmy. Jego żona powiedziała, że był on pracownikiem masarni do sierpnia zeszłego roku. – Ludzie mają żal do męża, bo to swoje środowisko, wszystko jest tutaj na miejscu, ale mąż nie wziął ani grosza z tego. Jeszcze sam się zadłużył, bo starał się popłacić ludziom. Myślał, że tamten mu pomoże, ale wszystko olał, za przeproszeniem – powiedziała nam małżonka Roberta Z.

- Pan Robert jest bardzo dużo winny, bo gdy widział, że tamten nie płaci, to mógł swoich ludzi nie ostrzec – zauważa Grzegorz Peret, rolnik ze wsi Gawłuszowice.

W powiecie sprawa nieuczciwego masarza i pośrednika skupu jest doskonale znana od lat. Nikt jednak nie powiadomił prokuratury. Na tym bazowali nieuczciwi kontrahenci. Poszkodowanych jest kilkudziesięciu rolników, którzy w sumie mogli stracić nawet pół miliona złotych

- Prawdopodobnie oszukani są też mieszkańcy innych gmin z powiatu mieleckiego, a może nawet z innych powiatów – mówi Edward Błażejowski, wójt gminy Borowa.

- Nie wiem, czy to była gra na zwłokę, żeby się przedawniły te faktury, czy coś takiego… Trudno mi powiedzieć – podsumowuje Grzegorz Peret, rolnik ze wsi Gawłuszowice.

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl