Mogła mieszkać, gdy spłacała obcy dług. Teraz na bruk!

Samotna matka, której pozwolono wejść do lokalu i spłacić zadłużenie byłego lokatora, dziś z synem ma trafić na bruk. Urzędnicy z Olsztyna uznali, że została pełnomocnikiem głównego najemcy, ale tylko do spłaty długu, a nie po to, by zrujnowany lokal wyremontować i w nim zamieszkać.

Justyna Łada samotnie wychowuje 10-letniego syna. Razem z nim zajmowała 6-metrowy pokój u swojej mamy. Nie były to warunki komfortowe, więc kobieta postanowiła polepszyć swój byt.

Kobieta wypatrzyła, iż w sąsiedniej klatce jest porzucone mieszkanie, w którym urzędują bezdomni. Zgłosiła się do Zarządu Lokali i Budynków Komunalnych w Olsztynie z pytaniem o ten lokal.

- Urzędnicy wyjaśnili, że jedyne, co mogą mi powiedzieć bez żadnych dokumentów, to że lokal jeszcze nie został sądownie odebrany byłemu najemcy i że muszę mieć jego pełnomocnictwo (na zarządzanie lokalem, jak główny najemca - red.) – opowiada pani Justyna.

Okazało się, że główny najemca od lat mieszka za granicą. Kobieta odnalazła go, a ten w lipcu 2014 r. udzielił jej notarialnego pełnomocnictwa. Wówczas dowiedziała się, że na lokalu ciąży dług – ponad 7000 zł.

- W pełnomocnictwie zawarte zostało to, co wskazali urzędnicy: że on upoważnia mnie do informacji na temat zadłużenia lokalu, do spłacania tego zadłużenia, do zameldowania siebie i dziecka i do zarządzania tym lokalem, jako jego główny najemca – wyjaśnia Justyna Łada.

- Pani Justyna miała tam mieszkać, ponieważ nie mamy zamiaru do Polski wracać, a mieszkanie stało puste, nikt tam nie mieszkał. Ona miała tam mieszkać – potwierdza syn głównego najemcy.

Justyna Łada twierdzi, że od urzędników Zarządu Lokali i Budynków Komunalnych usłyszała, że dług musi być spłacony, by najemca mógł upoważnić ją do podnajmowania lokalu.

- Powiedzieli, że pierwszymi krokami, które muszę poczynić, jest spłata tego zadłużenia. To było 36 rat po 201 zł plus opłaty bieżące - mówi.

Oprócz płacenia długu wcześniejszego najemcy, pani Justyna na swój koszt wyremontowała pustostan. W październiku 2014 r. wprowadziła się do lokalu z synem.

Spokój rodziny trwał ponad rok. Pod koniec 2015 r. pani Justyna otrzymała pismo, że ma się z lokalu natychmiast wynieść, bo zajmuje go samowolnie. Urzędnicy stwierdzili, że nie powinna tam mieszkać, bo jest tylko... pełnomocnikiem do spłaty zadłużenia.

Pytamy, czy urzędnicy naprawdę wierzyli, że pani Justyna przyszła do nich tylko po to, by spłacić zadłużenie poprzedniego lokatora.

- A czy mógłbym wierzyć w coś innego? To jest sąsiad, no, bliska osoba, sąsiednie mieszkanie praktycznie rzecz biorąc, więc dlaczego sąsiedzi nie mogą sobie pomóc – odpowiada Wiesław Krawczyński, zastępca dyrektora Zakładu Lokali i Budynków Komunalnych w Olsztynie.

- Moja klientka od samego początku nie ukrywała prawdziwych intencji, doskonale wiedzieli o tym, że nie tyko jej wolą jest spłacenie zadłużenia, ale przede wszystkim zapewnienie sobie dachu nad głową – mówi Agnieszka Nowotka, pełnomocnik pani Justyny.

Okazuje się, że główny najemca tytuł do lokalu stracił w kwietniu 2012 r., ale gmina przez tyle lat nie wystąpiła do sądu o jego eksmisję. Za to natychmiast złożyła pozew o wyrzucenie pani Justyny. A sąd taki wniosek poparł.

- Sąd uznał, że pani nie dysponuje żadnym tytułem prawnym do zajmowania tego lokalu, nie ma zawartej umowy najmu na piśmie z gminą – mówi Agnieszka Żegarska, rzecznik Sądu Okręgowego w Olsztynie.
Reporter: Ale jeśli gmina wyraziła zgodę, żeby obca kobieta spłacała dług kogoś, kto mieszkał tam wcześniej, to czy nie właśnie po to, żeby ona mogła zająć ten lokal po kimś?
Rzecznik: Gmina temu zaprzecza, gmina wskazuje, że uzgodnienia dotyczyły tylko i wyłącznie spłaty.

- Przecież na przebywanie pani Justyny i jej dziecka w lokalu zgodę wyraziło miasto. Gdyby się nie zgodziło, to przecież nie kazałoby jej płacić należności bieżących – zauważa Lidia Staroń, senator, która pomaga pani Justynie.

Przez trzy lata, kiedy kobieta zajmowała mieszkanie, wpłaciła na konto urzędu około 20 000 zł i – przypomnijmy - wyremontowała je.

- No, ale myśmy pani do tego nie namawiali. To była niezawisła, suwerenna decyzja, pani Justyna odpowiada za siebie, za swoje czyny. Jeśli ktoś się czegoś podejmuje, musi mieć świadomość konsekwencji – mówi Wiesław Krawczyński, zastępca dyrektora Zakładu Lokali i Budynków Komunalnych w Olsztynie.

Pani Justyna: Bo wierzyłam wam, pan Karpowicz mnie tu zapewniał, złożył życzenia świąteczne i zapewniał mnie, żebym dalej płaciła.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl