Pani Teresa nie radzi sobie ze zwierzętami. W dodatku nie ma wody!

Teresa Rej z Haczowa pod Krosnem od wiosny żyje bez wody, której potrzebuje nie tylko dla siebie, ale i gromady zwierząt, głównie psów i kotów. Spracowana kobieta nie jest w stanie zapewnić im odpowiednich warunków, a gmina nie pomaga. W dodatku rury odprowadzające wodę z terenów wyżej położonych zalewają w czasie deszczów podwórko pani Teresy. Kobieta poprosiła nas o pomoc.

62-letnia Teresa Rej wodę przynosi ją w wiadrach ze studni sąsiadów, która znajduje się kilkaset metrów od jej domu, na górce.
- Mam taki problem, że mieszkam w dole i do mnie wszystkie ścieki lecą, do piwnicy, do stajni, pod dom, do studni. Wodę w studni mam brudną, śmierdzącą – opowiada Teresa Rej.

- Jest to specyficzne miejsce, no i pani Teresa ma swój sposób bycia. Czyszczenie zrobimy, nie ma sprawy – mówi Stanisław Jakiel, wójt gminy Haczów, który twierdzi, że o tym, iż kobieta żyje bez wody dowiedział się od nas.

Gospodarstwo Teresy Rej położone jest na uboczu wsi, u podnóża skarpy, na której stoją inne domy. Rury odprowadzające wodę zalewają jej podwórko, a że jest ono brudne, woda roznosi gnojowicę. Podwórko tonie w błocie i odchodach. Zalewanie wzmogło się, gdy gmina zmelioryzowała drogę powyżej domu pani Teresy. Woda z rur, które ją odprowadzają spływa do pani Teresy.

Wójt: Zawsze musimy pamiętać o zasadzie: woda płynie z góry na dół.
Reporter: Możemy zminimalizować szkody, jeżeli jest szansa.
- Ale musi być wola różnych stron, a czasami jej brakuje.
- Konflikt tam sąsiedzki jest jakiś?
- Jest.
- Duży?
- Bardzo.
- Psy?
- Psy.

W małym Haczowie Teresa Rej jest dobrze znana. Z najbliższymi sąsiadami jest skłócona, mieszkańcy zarzucają jej brak opieki i nadzoru nad psami. Od kilku miesięcy właśnie za to policja nakłada na nią mandaty. Ile psów ma pani Teresa? Przyznaje się do sześciu, ale w trakcie robienia reportażu okazało się, że jest ich znacznie więcej.

- Zgłosiłam na policję, że do mnie puszczają z tych rur ścieki, to sąsiedzi w zamian za to chcieli się na mnie zemścić. Podali na policję i urzędu gminy, że moje psy lecą za ludźmi. A moje psy w ogóle nie lecą za ludźmi – twierdzi pani Teresa.

- Tej wiosny wpłynęło dom mnie pismo podpisane przez 50-ciu mieszkańców, o utrudnieniach w życiu, w przemieszczaniu się droga gminną, które wynika, z wolno hasających psów – informuje  wójt Jakiel.
- Jest droga zrobiona dobra, ale ludzie się po prostu boją tu iść. Mamy jej dość – mówi sąsiadka pani Teresy.

- Wczoraj, na skrzyżowaniu siedziały dwa (psy – red.), które w ostatnim czasie na pogryzły kilka osób. Pani Teresa od lat kontynuuje jak gdyby swoje, ja jestem postrzegany, jako totalny nieudacznik, że nie potrafię zrobić z tym porządku – dodaje wójt Jakiel.

Teresa Rej napisała list do Interwencji z prośbą o pomoc. Kobieta nie radzi sobie z gospodarstwem, które prowadzi sama, bo jedyny syn wyjechał za pracą. Ratunku potrzebuje pani Teresa, jej dom, obejście, ale także zwierzęta domowe i zagrodowe, które żyją w tych fatalnych warunkach. Cała sytuacja ewidentnie ją przerosła.

Pomoc dla zwierząt potrzebna była natychmiast. Powiadomiliśmy krośnieński oddział Animalsów. Inspektorzy przyszli z wizytą.

- Na pewno część zwierząt jest chora, pozostałe ewidentnie wygłodniałe, widzę, że wodę mają, ale wyglądają jakby były niekarmione. Są raczej chude. Na pierwszy rzut oka widać ze są zaniedbane - mówi Katarzyna Drużba, inspektor OTOZ Animals.

- Problemem jest tutaj rozmnażanie tych zwierząt, że jest ich za dużo jak na tej pani spracowane ręce. Ona już nie ma siły, a zwierzęta wymagają pracy, opieki, pieniędzy Liczymy na pomoc gminy i powiatowego lekarza weterynarii – dodaje Dorota Moszczyńska, inspektor OTOZ Animals.


* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl