Bez pieniędzy i szans na pracę. ZUS odebrał rentę

Anna Krotewicz z Wałcza w Zachodniopomorskiem ma padaczkę, niedowład prawej strony ciała, przykurcz prawej ręki, problemy z pamięcią i mową, ale według ZUS-u, powinna iść do pracy! Decyzja lekarzy orzeczników sprawiła, że kobiecie odebrano 700 zł reny socjalnej. Dziś żyje ona wraz z mamą na skraju ubóstwa.

24-letnia dziś Anna Krotewicz wyczekiwała 18. urodzin. To miał być moment wejścia w dorosłość. Chciała skończyć szkołę, iść do pracy, założyć rodzinę. Jej pasją było rysowanie.

Życie pani Anny legło w gruzach 9 czerwca 2011 roku. Na miesiąc przed 18. urodzinami dziewczyna poważnie zachorowała. Pogotowie nieprzytomną zabrało ją z domu. Diagnoza była szokująca: ropień mózgu. Konieczna była trepanacja czaszki, usunięcie zakażonej tkanki i wstawienie w głowę metalowej płytki.

- Nie wiem od czego to poszło. Tam było tak, że ropa dostała się do krwioobiegu, a z krwioobiegu do mózgu. I w mózgu wytworzył się ropniak – mówi o córce Elżbieta Krotewicz.

Pani Anna po wydarzeniach z czerwca nie doszła do pełnej sprawności. Efektem choroby jest padaczka, niedowład prawej strony ciała, przykurcz prawej ręki, problemy z pamięcią i mową. Kobieta mieszka z mamą. Do marca 2015 roku wspólnie utrzymywały się z emerytury pani Elżbiety w wysokości 1000 zł i renty socjalnej pani Anny. Dziewczyna otrzymywała z ZUS niecałe 700 złotych.
 
Na początku 2015 roku pani Anna ponownie stanęła przed komisją ZUS. Wówczas orzecznicy stwierdzili, że kobieta, mimo utrzymujących się problemów zdrowotnych, nie jest już całkowicie niezdolna do pracy. Od kwietnia 2015 r. ZUS wstrzymał wypłacanie renty. Matka pani Anna, sama schorowana, zadłużyła się. Dziś jej raty kredytowe wynoszą niemal 700 zł.

- Lekarz orzecznik, a w tym wypadku też komisja lekarska ZUS, czyli w sumie czterech lekarzy, sprawdziło sytuację pani Anny i uznało, że nie jest ona całkowicie niezdolna do pracy – mówi Karol Jagielski, rzecznik ZUS-u w Szczecinie.

Innego zdania jest Krzysztof Wołyniak, lekarz medycyny pracy w Wałczu. - Pani Anna jest osobą praworęczną, ma przykurcze prawej ręki. Lewą niewiele można zrobić. Obawiam się, że z ubieraniem się ma kłopoty – zauważa. 

Pani Anna z pomocą mamy odwołała się od decyzji ZUS do sądu. Ten jednak zgodził się z decyzją orzeczników. Mimo to specjaliści z Wałcza nie zmieniają zdania. Twierdzą, że przepisy okazały się ważniejsze niż człowiek.

- Ania nie była w stanie podjąć jakiejkolwiek pracy. Chyba że ktoś dałby jej trenera pracy i trener, by wykonywał za nią tę pracę – przekonuje Jolanta Pawlus, dyrektor Warsztatów Terapii Zajęciowej w Wałczu.

- Do skręcania długopisów potrzebne są dwie ręce, do robienia szczotek też dwie, nie mówiąc o pracy na komputerze.  Praca biurowa też odpada ze względu na zaburzenia logopedyczne – wylicza Krzysztof Wołyniak, lekarz medycyny pracy w Wałczu.

We wrześniu 2015 roku, czyli pół roku po wydaniu orzeczenia, które spowodowało cofnięcie renty pani Anna miała atak padaczki. Upadała na klatce schodowej. Kilka miesięcy później zmarł jej ojciec. Wówczas wniosła do ZUS o rentę po nim. Ponownie stanęła przed komisją. Ta stwierdziła, że kobieta jest całkowicie niezdolna do pracy. Renty jednak nie dostała.

- ZUS uznał panią ponownie niezdolną do pracy po tym wypadku, który nastąpił pół roku później, ale warunek ustawowy nie został spełniony, bo niezdolność powstała w 2015 roku, a nie przed 16. rokiem życia lub przed zakończeniem nauki. Tu najnormalniej w świecie pani Anna nie spełniła warunku ustawowego, obligatoryjnego – tłumaczy Karol Jagielski, rzecznik ZUS w Szczecinie.

- Nigdy o nic nie prosiłam, jakoś tak się staram radzić sobie sama. W tej chwili, przy tej jednej mojej emeryturze, nie daje sobie już rady – rozpacza Elżbieta Krotewicz, matka pani Anny.*

* skrót materiału

Reporterka: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl