Wyszła w klapkach, bez dokumentów. Tajemnicze zaginięcie żony marynarza
Pani Małgorzata pochodziła z Podlasia, ale od lat mieszkała w Gdyni. Była żoną marynarza. Pod jego nieobecność sama wychowywała 7-letnią córkę. Wszystko zmieniło się we wrześniu 2005 roku. Kilka dni po powrocie męża z rejsu, kobieta zaginęła. Jak zeznał mężczyzna, po domowej kłótni wyszła do koleżanki. W klapkach, bez torebki i dokumentów. Do dziś nie wiadomo, co się z nią stało.
- Większość czasu to go nie było, bo był na morzu. A jak już przyjeżdżał, to... różnie. Czasami kłócili się - mówi córka zaginionej pani Małgorzaty o relacjach swojej matki z ojcem.
- Spokojna osoba, a o takich ich wspólnych sprawach to nie opowiadała mi. Ja nie słyszałam kłótni, żeby coś tam się działo – opowiada sąsiadka pani Małgorzaty.
Jest 8 września 2005 roku. Kilka dni wcześniej mąż pani Małgorzaty wraca z rejsu do domu. Rano razem odwożą córkę do szkoły. Razem mają ją też odebrać. Ale kiedy zostają sami, między małżonkami zaczyna dziać się coś niedobrego.
- Godzina 8, 9, 10.30, ten czas. Kłóci się. Coś, jakby się wydało, co jej było nie na rękę. Wyszła i za moment postanowiła wrócić po coś! I wtedy, kiedy wróciła, coś się stało. Została uderzona, koło szafy, w pokoju – opowiada Krzysztof Jackowski, jasnowidz.
- Sąsiedzi słyszeli hałasy, szamotaninę, która nagle ucichła. Natomiast nikt nie widział, żeby pani Małgorzata rzeczywiście wychodziła po tej kłótni – mówi Piotr Szatkowski z portalu "Zaginieni przed laty".
- Jakiś młody chłopak ze szkoły wracał, to było gdzieś chyba o 14.30 i powiedział, że widział Małgosię smutną, i jakby zapłakaną – dodaje Halina Dąbrowska, siostra zaginionej Małgorzaty.
Mąż pani Małgorzaty zeznał, że około południa doszło między nimi do kłótni. Powodem było to, że za kilka dni miał wypłynąć w kolejny rejs. W wyniku sprzeczki wzburzona pani Małgorzata postanowiła wyjść do sąsiadki. Chwilę później... po prostu zniknęła.
- Na sto procent jej u mnie wtedy nie było - przekazuje nam sąsiadka, którą miała odwiedzić pani Małgorzata.
- Nie zabrała torebki, dokumentów, nic. Wyszła tak, jak była ubrana i w klapkach. Tylko jej mąż wie, co się właśnie wydarzyło tego dnia – dodaje Halina Dąbrowska, siostra Małgorzaty.
Piotr Szatkowski z portalu "Zaginieni przed laty" informuje, że zaginiona kobieta zabrała ze sobą tylko telefon. Ten po jej zniknięciu przestał działać i do dzisiaj nie zalogował się do sieci.
- Wtedy wiem, że on mnie odebrał, odwiózł tutaj i potem gdzieś pojechał ogólnie na cały dzień - mówi córka zaginionej Małgorzaty.
- Są podejrzenia, bardziej przypuszczenia, że jeżeli on jest zabójcą, to pojechał ukryć ciało – dodaje Piotr Szatkowski.
Mniej więcej miesiąc po zaginięciu, mąż spakował wszystkie rzeczy pani Małgorzaty i zawiózł jej rodzinie.
- Chciał, by w razie jak tam pojechała, to żeby ubrania były. Ale z drugiej strony to dziwne, że zabrał wszystkie ubrania. On teraz jest na morzu, gdzieś pływa ogólnie. Jak nie ma zasięgu, to wtedy się nie dodzwoni - komentuje córka zaginionej Małgorzaty.
Nie udało nam się skontaktować z mężczyzną. Poszukiwania pani Małgorzaty okazały się bezskuteczne. Policjantom nie udało się wpaść na żaden ślad. W sprawie zniknięcia kobiety śledztwo wszczęła więc prokuratura. Kilka dni później śledczy przeszukali mieszkanie męża zaginionej kobiety.
- Nie znaleziono żadnych śladów, które by świadczyły właśnie o tym, że doszło do jakiegoś zamachu na zdrowie i życie tej kobiety – informuje Grażyna Wawryniuk z Prokuratury Okręgowej w Gdańsku.
- Mąż pani Małgorzaty w trakcie przeszukania opuścił dom i popłynął w kolejny rejs, klucze zostawiając sąsiadowi – opowiada Piotr Szatkowski z portalu "Zaginieni przed laty".
- Małgosia zaginęła w czwartek, w niedzielę już tak pod wieczór przywiózł córkę do nas. Została u mnie na 5 lat, a później przez 4 lata była u dziadków – mówi Halina Dąbrowska, siostra pani Małgorzaty.
Córka zaginionej twierdzi, że po śmierci kobiety ojciec nie interesował się nią. - Przez 10 lat nie było z nim w ogóle kontaktu. Żadnego - powtarza.
- Nie był nawet na jej komunii. Kiedyś znalazłam pod jej poduszką zdjęcie mamy. Nawet tatuaż sobie zrobiła, rzymskimi literami uwieczniła datę zaginięcia mamy – opowiada Halina Dąbrowska.
W 2008 roku śledztwo w sprawie zniknięcia pani Małgorzaty zostało umorzone. Nie ma bowiem dowodów na to, że kobiecie stała się krzywda. Jak ustaliliśmy, sprawą niebawem zająć ma się policyjne Archiwum X. Nie wiadomo jednak, czy śledczym kiedykolwiek uda się poznać prawdę.
- Stara fabryka gazobetonu... Tam została ukryta. Tam były takie włazy, otwierało się i jakieś zsypy były. Takie wąskie, jak tunel, bardzo głębokie. Została wrzucona w taki zsyp – twierdzi Krzysztof Jackowski, jasnowidz.
- Nie mogę sobie darować. Chcę, żeby jej dalej szukano, musi się znaleźć – mówi Halina Dąbrowska.*
* skrót materiału
Reporter: Rafał Zalewski
rzalewskki@polsat.com.pl