Wymaga całodobowej pomocy. Co przytrafiło mu się podczas pracy w Niemczech?
Jolanta Ścibisz i Adam Kubik z Sosnowca po 11 latach związku zamierzali wziąć ślub. Mieli marzenia, których już nie zrealizują. Na przeszkodzie stanęła niepełnosprawność mężczyzny. Po wypadku w pracy w Niemczech mężczyzna ma niedowład czterokończynowy i amnezję. Nie wiadomo, co dokładnie się stało, bo dawni koledzy z pracy pana Adama kilkukrotnie zmieniali wersję zdarzeń.
- Rok czasu jest teraz i nadal nie wiadomo, co się stało. Wiadomo na pewno, że koledzy kłamią – mówi Jolanta Ścibisz, partnerka pana Adama.
- Myję go, ubieram, przebieram, zmieniam podkład albo pampersa. Podaję basen, kaczkę, robię śniadanie. Tak się nie da żyć. On ma 1200 zł renty, z czego 300 zł już zabiera komornik, zostaje nam 900 zł na życie. Z tego 600 zł idzie opłaty, a 200 zł leki. Gdyby nie dzieci, to nie mielibyśmy z czego żyć – dodaje pani Jolanta.
Wszystko przez wypadek pana Adama. Mężczyzna przez kilka miesięcy pracował w firmie budowlanej, która swoją siedzibę ma w Katowicach. Zajmował się wyburzaniem budynków na terenie Polski i Niemiec. W październiku ubiegłego roku mężczyzna pracował w Bielefeld w Niemczech.
- Wyburzaliśmy. Raz się kuło, a raz taczkami jeździłem, bo gruz trzeba było wywieźć ze szpitala – opowiada Adam Kubik.
- 2 października 2016 roku odebrał telefon i mówił, że jest bardzo słaby. Brzuch go bolał, nie miał siły rozmawiać. Zaczęłam wydzwaniać do prezesów. Wówczas postanowiono go przewieźć do Polski. Tu od razu miał operację. Miał rozerwanie brzucha w wyniku silnego urazu. Doszło zapalenie otrzewnej, sepsa i teraz jest niedowład czterokończynowy – opowiada Jolanta Ścibisz.
44-letni pan Adam do końca życia będzie niepełnosprawny. Do dziś nie wiadomo, jak doszło do wypadku. Świadkowie zdarzenia kilka razy zmieniali swoje wersje. Wyjaśnić sprawy nie udało się także prokuraturze, którą powiadomiła pani Jolanta.
- Pracował na czarno. Wyjechał do Niemiec bez podpisanej umowy – mówi Jolanta Ścibisz.
- Postępowanie było prowadzone w dwóch kierunkach. Pierwszy dotyczył spowodowania ciężkich obrażeń ciała, choroby realnie zagrażającej życiu. Drugi dotyczył sprowadzenia niebezpieczeństwa w związku
z nieprzetransportowaniem pana Adama do Polski. Nikomu nie zostały przedstawione zarzuty – informuje Magdalena Ziobro z Prokuratury Rejonowej Sosnowiec-Południe.
- To postepowanie zostało dwukrotnie umorzone przez prokuraturę, która nie dopatrzyła się znamion czynu zabronionego. W takiej sytuacji przepisy przewidują możliwość dla pokrzywdzonego wniesienia subsydiarnego aktu oskarżenia. I ta możliwość została przez nas wykorzystana – wyjaśnia Katarzyna Kowalska, pełnomocnik pana Adama.
Pani Jolanta ma żal do prezesa firmy, w której pracował jej partner. Nie otrzymała od niego żadnej pomocy. Kobieta twierdzi, że firma umyła ręce i nie chce rozmawiać o wypadku.
Prezes firmy - Piotr N. z nami również nie chciał się spotkać. Zapytany o okoliczności wypadku - najpierw stwierdził, że nie wie, kim jest Adam Kubik. Ostatecznie poprosił o przesłanie pytań do firmy. W odpowiedzi otrzymaliśmy krótkie oświadczenie.
„Jeśli jesteście Państwo zainteresowani sprawą Pana Adama Kubika, wszelkie pytania proszę kierować do rzecznika Prokuratury Rejonowej w Sosnowcu, która prowadziła czynności wyjaśniające w przedmiotowej sprawie.”
- Na pewno wiedzą, co się stało. Skoro mówią, że w piątek był grill, a w sobotę przewrócił się z łazience. A w sobotę też pan Remigiusz powiedział, że Adam przewrócił się na budowie, że aż mu kask spadł - relacjonuje Jolanta Ścibisz.
- Szedłem podobno po schodach i przewróciłem się. Nie pamiętam, czy byłem pod wpływem alkoholu, ale na pewno nie, bo nas badali alkomatem, jak szliśmy do pracy – mówi poszkodowany Adam Kubik.
Okoliczności wypadku do tej pory są niewyjaśnione. Teraz zajmie się nim sąd. Pani Jolanta liczy, że w najbliższych miesiącach coś się w tej sprawie zmieni, a winni zostaną pociągnięci do odpowiedzialności.
- Gdyby było tak, jak oni zeznają, że pił, to on by mi całej wypłaty nie przywoził. A on nie dość,
że mi wypłatę przywoził, to jeszcze i euro przywoził. Zawsze odkładał to euro. Ja też jestem po operacji raka. Mam guzy pod drugą piersią. Jak mi się coś stanie, to co się z stanie z Adamem? –
pyta Jolanta Ścibisz.*
* skrót materiału
Reporter: Paweł Gregorowicz
pgregorowicz@polsat.com.pl