Wulgaryzmy od rana do wieczora. Problem z sąsiadką w Świdnicy

Mieszkańcy bloku przy ulicy Wróblewskiego w Świdnicy od prawie 7 lat mają poważny problem. W jednym z własnościowych lokali mieszka pani Emilia, która od świtu do późnej nocy wykrzykuje wulgaryzmy. Urzędnicy twierdzą, że o problemie wcześniej nie wiedzieli.

- To samotna pani. Kiedyś była spokojna, normalna. Od jakiegoś czasu, czyli od wielu lat, wrzeszczy. Bardzo przeklina. I to tak się drze, że ją słychać nawet na ulicy – opowiada Bogumiła Pabian, mieszkanka bloku.

- Słucham jej codziennie, gdzieś tak o godzinie 6 rano. Ja tam biorę jeszcze kołdrę na głowę i śpię. A kończy w niedzielę, kiedyś np. o 11 w nocy zaczęła – mówi inna mieszkanka bloku Krystyna Parkitna.

Bogumiła Pabian podejrzewa u sąsiadki chorobę psychiczną. - Zachowuje się tak, jakby ktoś z nią mieszkał. Jak się drze, to tak jakby był dwugłos. Potwornie dziwna sprawa, trudno nawet komuś to wytłumaczyć. Ona mówi takim spokojnym, grzecznym głosem, a za chwilę tak jakby do tej osoby, z którą przed chwilą rozmawiała, wrzeszczy - opowiada.

W tym samym bloku mieszka córka pani Bogumiły z zięciem i z 7-letnim wnukiem. - On już się pyta, za przeproszeniem, co to jest ch… Do niego przychodzą koledzy, koleżanki. Jeszcze chwila i żaden rodzic nie wpuści tutaj dziecka – zauważa kobieta.

- Ja nic nie krzyczę, proszę słuchać, jak u mnie jest cicho. To oni do mnie krzyczą przez ściany – przekonuje uciążliwa sąsiadka.

- Ona się w taki sposób zachowuje, że gdyby się do niej ktoś odezwał na klatce, to nie da rady z nią rozmawiać. Ona tak się zachowuje, jakby za chwilę miała kogoś uderzyć. Próbowałam jej na klatce
zwrócić uwagę, to zamachnęła się na mnie z workiem na śmieci. Może zrobić krzywdę dziecku, może skrzywdzić kogoś z mojej rodziny – mówi Bogumiła Pabian.

– To oni do mnie mówią, nie ja. Czy pan słyszał, żebym ja krzyczała? Teraz wyszłam od stołu, czy ja krzyczę? To oni do mnie gadają: co zrobić, czy myć gary, czy nie myć. Czy mam chodzić otworzyć okna, bo im jest duszno. Proszę pana, jest u mnie uchylone - tłumaczy uciążliwa sąsiadka.

Mieszkańcy wielokrotnie sygnalizowali problem różnym instytucjom. To jednak nie przyniosło żadnego rezultatu. W ostatnim czasie stan zdrowia psychicznego kobiety zdaje się być coraz gorszy.

- W MOPS-ie (Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej – red.) to była sprawa nawet kilka tygodni temu. Odebrał telefon jakiś pan i najzwyczajniej wyśmiał. Powiedział, że mam sobie dzwonić po policję. Ile razy dziennie? - pyta Bogumiła Pabian.

My również zgłosiliśmy problem pracowników MOPS-u.  - Nie jestem w stanie panu nic powiedzieć. Dziękuję za ten sygnał. Musimy rozpoznać jakie służby, kto, co itd. – powiedział pracownik ośrodka.*

* skrót materiału

Reporter: Jan Kasia

jkasia@polsat.com.pl