Zmarł Aleks. Jego rodzice walczą z ubezpieczycielem

Chociaż 4 lata temu nikt nie dawał mu szans na przeżycie, zmagający się z nowotworem wątroby wielkości piłki Aleks Steinke walkę z rakiem wygrał. Nie zdążył się jednak nacieszyć życiem. 12 sierpnia serce ośmiolatka nagle przestało bić. Dziś pogrążeni w rozpaczy rodzice zadają sobie pytanie: dlaczego po tym, co wspólnie przeszli, los odebrał im Aleksa? Ból potęguje walka z ubezpieczycielem, który odmawia wypłaty 10 000 zł odszkodowania, za które rodzice chcieli postawić Aleksowi pomnik.

Bólu, który na co dzień towarzyszy pani Joannie opisać się nie da. Jej syn, 8-letni Aleks walczył dzielnie. I niejedną walkę wygrywał.

- Tyle lat walczyliśmy, nie potrafię tego pojąć czemu…Tyle cierpienia, co przeszedł, tyle operacji, a tutaj to się stało tak nagle. Dzisiaj jest, jutro już go nie ma. I ja się z tym nie mogę pogodzić – rozpacza mama Aleksa Joanna Steinke.

Aleksa poznali państwo w styczniu 2015 roku. Chłopiec walczył z rakiem wątroby. Początkowo nikt nie dawał mu szans na przeżycie.

- Guz był tak duży, że musieli mu rozciąć brzuch. Wnuk był miesiąc w śpiączce – opowiadała nam dwa lata temu Jadwiga Steinke, babcia Aleksa.

- Gdańsk, Warszawa, wszyscy odpowiedzieli, że ten guz jest nieoperacyjny, nawet że syn na stole im umrze. Wzywałam nawet kilka razy księdza, prosiłam o ostatnie namaszczenie – mówiła Joanna Steinke.

Poznański chirurg Przemysław Mańkowski, wzorując się na operacji lekarzy z Chin podjął ryzyko i uratował życie Aleksa. - Jak pracuję tu wiele lat, to jest to dla mnie wyjątkowa sytuacja. Aleks trafił tutaj w bardzo ciężkim stanie, z olbrzymim guzem brzucha w okolicach wnęki wątroby. To bardzo niekorzystne miejsce – opowiadał dr Przemysław Mańkowski ze Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera w Poznaniu.

Problemem stał się lek, który chłopiec musiał brać po operacji. Lek nierefundowany, którego tabletka kosztuje 1000 zł. A Aleks potrzebował czterdziestu dawek.

Po emisji materiału stopniowo marzenia rodziny się spełniły. Lek zaczęto refundować. Aleks wrócił do domu. I żył jak jego rówieśnicy.

- Był bardzo szczęśliwy, że już nie leży w szpitalu, że może z rodzeństwem się bawić, wyjść na dwór. Najważniejsze było, że może usiąść na rowerek. Bardzo się cieszył z tego – mówi mama Aleksa.

Wszystko układało się dobrze do 25 lipca. Aleks przeszedł w poradni rutynowe badania kontrolne.

- Miał w ten sam dzień wrócić. Żona zadzwoniła, że ma tam mało płytek, że mam spakować im rzeczy. Jeszcze go wziąłem na ręce, położyłem na ten wózek i tam został… - mówi Tomasz Steinke, tata Aleksa.

- Zatrzymały się wszystkie narządy: przestała pracować wątroba, nerki. Po godzinie 11 dostaliśmy telefon, że Aluś skonał – rozpacza Joanna Steinke, mama Aleksa.

Oficjalna przyczyna zgonu: zatrzymanie krążenia i wielonarządowa niewydolność. Aleks był uczniem szkoły podstawowej. Miał szkolne ubezpieczenie. Rodzicom doradzono więc, by wystąpili o wypłatę odszkodowania.

- Zadzwoniłam do firmy ubezpieczeniowej na infolinię i tam mi powiedzieli, że nawet w najniższym ubezpieczeniu szkolnym jest wypłata za zgon i jak najbardziej mam wysłać wszystkie dokumenty, bo się należy. Za zgon dziecka tam jest 10 000 zł. To nie jest dużo, ale na pomnik na pewno by wystarczyło – opowiada Joanna Steinke, mama Aleksa.

Pani Joanna wysłała dokumenty, ale ubezpieczyciel wypłaty odmówił. Rodzice otrzymaliby odszkodowanie, gdyby Aleks zginął w wypadku. Ale jego serce po prostu przestało bić.

- Polisa od następstw nieszczęśliwych wypadków jest od tego, żeby wypłacać rodzicom środki, kiedy mamy do czynienia ze śmiercią, ale tylko i wyłącznie w następstwie nieszczęśliwych wypadków. Nieszczęśliwym wypadkiem nie jest choroba rakowa ani powikłanie związane z chorobą rakową – tłumaczy Natalia Łuczak z Towarzystwa Ubezpieczeniowego InterRisk.

Rodzice Aleksa są rozżaleni. Twierdzą, że nikt im nie powiedział, że jeżeli ich dziecko umrze nie w wyniku wypadku, to nic nie dostaną.

- To niestety problem, który obserwujemy, że rodzice dostają bardzo mało informacji w momencie zawierania ubezpieczenia szkolnego NNW. Podaje im się tylko informację o tym, że mają zapłacić 50 zł. Natomiast nikt nie wyjaśnia szczegółów takiej umowy, że ona działa tylko w razie nieszczęśliwego wypadku – mówi Marcin Jaworski z Biura Rzecznika Finansowego.

- Bardzo współczujemy rodzicom Aleksa i przez to, że to jest bardzo smutna i wyjątkowa sytuacja, uruchomiliśmy wewnętrzną procedurę tzw. kulancji. Rodzice Aleksa otrzymają środki, ale nie z polisy ubezpieczeniowej, tylko na zasadzie naszej dobrej woli – przekazała Natalia Łuczak z Towarzystwa Ubezpieczeniowego InterRisk.

- Chcę, żeby moje dziecko miało to, na zasłużyło tak cierpiąc: żeby miał pomniczek. Ono na to zasłużyło – podsumowuje Joanna Steinke, mama Aleksa.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl