"Mąż dzwonił z zaświatów". Dostała rachunek na ponad 6 tys. zł

- Mąż dzwonił z zaświatów i nadzwonił na kwotę 6 180 zł - mówi Lidia Kowalczyk. Kobieta po 5 latach od śmierci małżonka dostała wezwanie od firmy windykacyjnej za jego rzekome długi telefoniczne. Pan Stanisław nie miał ani długów, ani umowy z Orange, które sprzedało dług firmie windykacyjnej.

Lidia Kowalczyk z najmłodszą córką Beatą mieszka w Starym Polichnie niedaleko Gorzowa Wielkopolskiego. Kobieta od sześciu lat jest wdową. Pani Lidia nie pracuje, ale dorabia do emerytury.

- Mąż odszedł 6 lat temu. Na raka. Krótko chorował, 7 miesięcy. Przeżyliśmy ze sobą 40 lat. Ciężko jest – mówi pani Lidia.

Pierwszy cios spadł na matkę i córkę w grudniu zeszłego roku. Kobiety dostały wezwanie z firmy windykacyjnej do spłaty długu, który rzekomo należał do męża pani Lidii - Stanisława. 

- Mam żal do dwóch firm: Orange i banku windykacyjnego. Oni twierdzą, że mąż miał dwa numery w Orange, a on nawet nie był w Orange. Nie podpisywał umów, nie miał długów – zapewnia pani Lidia.

- 8 grudnia wysłałam maila, a dzień wcześniej byłam w salonie Orange. Przedstawiając akt zgonu, dowód osobisty dowiedziałam się w stu procentach, że to nie jest dług mojego ojca. Firma windykacyjna natomiast twierdzi, że kupiła dług i mamy oddać pieniądze – opowiada Beata Kowalczyk, córka pani Lidii.

- Ciężko było firmie Orange i firmie windykacyjnej sprawdzić pesel? Doszliby sami do tego, że ten dług nie należy do mojego męża. Zbieżność imienia i nazwiska. Dostaliśmy przeprosiny z Orange i z firmy windykacyjnej, ale po 9 miesiącach się odezwali ponownie. Pierwszy raz ścigała mnie firma windykacyjna z Warszawy, a potem z Bydgoszczy. Ta sama, tylko z innej miejscowości - komentuje pani Lidia.

Pojechaliśmy pod adres, pod którym miał mieszkać faktyczny dłużnik. Sąsiedzi twierdzą, że mężczyzna nie żyje od roku, a jego stare mieszkanie zostało sprzedane.

- To był zwykły robol. On po pracy skończył, chodził, popijał, póki nie kipnął na zawał – powiedział jeden z sąsiadów.

- Obydwie firmy: Orange i windykacyjna wymigują się od jakiejkolwiek rozmowy z nami. Najpierw nas ścigają, potem nie chcą z nami rozmawiać i żądają zapłaty – mówi Beata Kowalczyk, córka pani Lidii.

Kontaktowaliśmy się z przedstawicielami firmy windykacyjnej. Niestety, nikt nie chciał wystąpić przed kamerą. Dostaliśmy odpowiedź pocztą elektroniczną.

"Do niestosownej i przykrej pomyłki, doszło w wyniku zbieżności nazwisk dwóch osób. (...) Kancelaria prawna, działająca w naszym imieniu, na podstawie otrzymanych dokumentów wprowadziła dane spadkobierców, do których później wysyłaliśmy wezwania. (...) Dołożymy wszelkich starań, by do podobnych pomyłek nie dochodziło w przyszłości."

- Wydrukowana kartka papieru z przeprosinami i informacja, że sprawa jest zamknięta, to nie jest wszystko. Oni w każdej chwili mogą zapukać. Mogą przekazać sprawę do komornika. Zadzwonił oddział z Bydgoszczy. Skąd wiem, że nie zadzwoni ze Szczecina, czy z innego miasta w Polsce? – podsumowuje Beata Kowalczyk, córka pani Lidii.*

* skrót materiału

Reporter: Marcin Łukasik

mlukasik@polsat.com.pl