Jedni nie dostają rachunków, inni - na ogromne sumy. Energa przeprasza

Kilkanaście dni temu pokazaliśmy historię pana Romana, sołtysa wsi Bierzgłowo w województwie kujawsko-pomorskim. Pan Roman od dwóch lat czekał na rachunek od dostawcy prądu - firmy Energa. Sprawę udało nam się wyjaśnić w przeciągu kliku dni. Pan Roman dostał wreszcie rachunek. Po reportażu do naszej redakcji zgłosiły się kolejne niezadowolone z usług firmy osoby.

- Wyjaśniliśmy tę sprawę. Przepraszamy tego klienta (pana Romana), jaki i wszystkich, którzy są postawieni w takiej sytuacji, że na przykład otrzymują później faktury niż powinni, albo że te sumy są nierzeczywiste – mówi Adam Kasprzyk, rzecznik prasowy Grupy Energa.

Po emisji materiału do naszej redakcji zadzwoniła m.in. Teresa Kanownik, rencistka z Pułtuska. Kobieta przeszła dwa zawały. Od września nie może spać spokojnie. Wszystko przez rachunek za prąd. Ma do zapłaty prawie 4 tys. zł.

- Ja normalnie płaciłam rachunki, które przychodziły. Tylko nie czytałam, czy to jest obrót czy operator. Które mi przyszło, to płaciłam, a przyszło mi do zapłaty ponad 3,8 tys. zł – mówi rencistka.
Okazało się, że pani Teresa płaciła za dostawę prądu, ale nie za sam prąd. Niestety nikt przez dwa lata rencistki o tym nie poinformował.

Kobieta w naszej obecności zadzwoniła na infolinię Energi. Konsultant przekazał jej, że opłacała jedynie faktury za obrót, gdzie nie ma ani nadpłaty, ani niedopłaty, natomiast nie płaciła ze sprzedaż prądu. Rzecznik firmy twierdzi coś innego.

- Ona płaciła za dystrybucję, ale niestety gdzieś te pieniądze umknęły i niepłacone były za sprzedaż. Dziurawy system niestety tego nie zauważył, więc tutaj jest nasza wina. Oczywiście my chcemy to naprawić. Tak naprawdę ta pani ma nadpłatę  – mówi Adam Kasprzyk, rzecznik prasowy Grupy Energa.
Reporter: Gdyśmy tą sprawą się nie zajęli , to ona by musiała zapłacić te 3,8 tys. zł.
Rzecznik: Nie. Jestem o tym przekonany. Być może dłużej by to trwało, być może byłaby trudniejsza rozmowa i być może nie skierowalibyśmy tej sprawy, po interwencji telewizji, do naszego rzecznika ds. klienta. Nie ma wątpliwości, że powinno być tak, że ta pani, mając wątpliwości, dzwoni do naszej infolinii i tam fachowo jej się odpowiada.
Reporterka: Czyli oni ją okłamali na infolinii?
Rzecznik: Na pewno popełnili błąd.

Pani Magdalena i pan Marcin z Gdańska walczą z Energą od wielu miesięcy. Nie zgadzają się z gigantycznymi rachunkami, które im wystawiono. Razem to 21 tysięcy złotych. Małżeństwo twierdzi, że rachunki płaciło na bieżąco.

- Nie byliśmy w stanie zużyć takiej ilości energii. W trakcie budowy domu zużyliśmy 14 tysięcy kilowatogodzin, a teraz, kiedy tu mieszkamy czteroosobową rodziną, zużywamy znacznie mniej – mówi Magdalena Cybulska-Margas
Pani Magdalena i pan Marcin płacili rachunki regularnie, ale jak się okazuje zaniżone. Bo inkasent, który licznik spisywał… kłamał. Tak twierdzi Energa.

- Przekazywał nam liczby, które nie miały nic wspólnego z rzeczywistością. Pisał i twierdził, że tak jest. Musieliśmy rozstać się z tym z panem, wiedząc, że jego praca jest wykonywana nieuczciwe - twierdzi Adam Kasprzyk, rzecznik prasowy Grupy Energa.

Pani Magdalena i Pan Marcin zapowiadają walkę w sądzie. Chcą udowodnić, że nie zużyli tyle energii.

- Staramy się naprawić pewne rzeczy. Powołaliśmy rzecznika klienta, do tej pory nie było w naszej grupie takiej osoby. To jest rzeczywisty człowiek, który zajmuje się takimi trudnymi przypadkami – tłumaczy Adam Kasprzyk, rzecznik Grupy Energa.*

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl