Żyją w biedzie, a komornik zwleka. Ma odzyskać 135 tys. zł długu

Państwo Siemiątkowscy od 7 lat walczą o odzyskanie 49 tys. zł, jakie pożyczył pan Piotr swojemu znajomemu. Mężczyzna miał rozkręcić biznes i zwrócić kwotę, ale zamiast tego - uciekł za granicę. Małżeństwo już w 2011 r. uzyskało wyrok nakazujący zwrot długu z odsetkami, komornik jednak do dziś nie jest w stanie tego uczynić, mimo że mógłby zlicytować mieszkanie dłużnika. Dziś dług urósł już do 135 tys. zł.

- Żeby mnie samego skrzywdził, to może bym inaczej to przeżył, ale jak mam rodzinę, żonę i dziecko, to jest też inaczej.  Ja to dla rodziny robię – mówi Piotr Siemiątkowski.

Państwo Siemiątkowscy mieszkają w małej miejscowości niedaleko Rypina. Pan Piotr jest rolnikiem. Całe życie ciężko pracował. 8 lat temu znajomy namówił go, aby pożyczył mu 49 tys. zł na rok na rozkręcenie własnego biznesu. Były to oszczędności życia pana Piotra.

- Kiedyś w ogóle co innego gadał, że z biednej rodziny pochodzi, że nie oszuka – mówi pan Piotr.

- My go znaliśmy, tym bardziej, że Piotrka brat pracował u niego. Bardzo fajny facet, bardzo przyjemny, no ale…- dodaje Paulina Siemiątkowska, żona pan Piotra.

Kiedy minął termin oddania pieniędzy panu Piotrowi, kontakt z jego znajomym urwał się całkowicie. Nie odbierał telefonów, nie można go było zastać w mieszkaniu. Okazało się, że znajomy nagle wyjechał za granicę i ślad po nim zaginął.

- Nikt nie wiedział, że on ucieka do Anglii. Nawet jego żona nie powiedziała w pracy, że się zwalnia, nic... – mówi pan Piotr.

Od sąsiadki dłużnika usłyszeliśmy, że małżeństwo bardzo rzadko pojawia się w swoim mieszkaniu, a jeśli już to zjawia się „potajemnie wieczorem".

Mając oficjalną umowę pożyczki, Siemiątkowscy oddali sprawę do sądu. Już w 2011 roku sąd postanowił, że znajomy ma im zwrócić pieniądze wraz z odsetkami. Obecnie  kwota urosła już do 130 tys. zł.

Dla Siemiątkowskich to ogromne pieniądze, które pozwoliłyby im z nawiązką spłacić zaciągnięty kredyt na wyremontowanie starego domu. Teraz ledwo wiążą koniec z końcem.

- Zgłosiliśmy sprawę  do komornika, wie o sprawie już 7 lat i od 7 lat nic – twierdzi Paulina Siemiątkowska.

- Komornik to mówił, że proszę czekać, albo pytał po co pożyczałem takie pieniądze i w ogóle. Stwierdził, iż żeby on w Polsce przebywał, to by było łatwiej. Ja mu mówiłem, że przecież ma mieszanie, ale to podobno nie jest tak łatwo i trzeba czekać – dodaje Piotr Siemiątkowski.
Chcieliśmy zapytać komornika, dlaczego ta sprawa tak długo trwa. Odmówił oficjalnej wypowiedzi.

Pani Paulina: Dzień dobry, chciałam się dowiedzieć, czy ruszyło się coś w sprawie pana P.?
Komornik: Państwo się nazywacie?
Paulina: Siemiątkowska.
Komornik: Siemiątkowska. A co miało się ruszyć, proszę panią?
Reporter: Ale pan jest kompletnie bezradny w tej sprawie?
Komornik: Ja jestem bardzo radny, proszę panią, bo ja wykonuję tylko wnioski wierzyciela.
Reporter: No, to wskazali majątek, mieszkanie, tak?
Komornik: Tak jest.
Reporter:  I co pan w tej chwili musi uzyskać?
Komornik: Z sądu czekam, akta są w sądzie, żeby sąd ustanowił kuratora doręczeń. Ponieważ dłużnik nie odbiera, to wszelkie pisma będę przesyłał temu kuratorowi, jako ze skutkiem doręczenia i już nie będzie przeszkód.
Reporter: I będzie pan mógł zlicytować mieszkanie?
Komornik: Oczywiście.

- Sprawdzałam jeszcze w dniu dzisiejszym w wydziale cywilnym i na chwilę obecną nie ma wniosku komornika o ustanowienie kuratora dla doręczeń w sprawie miedzy stronami – informuje sędzia Katarzyna Więckowska, prezes Sądu Rejonowego w Rypinie.

Co na to komornik? Udaliśmy się do niego po raz kolejny. Chcieliśmy uzyskać kserokopię dokumentu, który rzekomo wysłał do sądu, ale okazało się to niemożliwe. Bo komornik dla klientów ma czas tylko w jeden dzień w tygodniu.

- Mam żal do komornika i oczywiście do pana P., bo gdyby był uczciwym człowiekiem, toby oddał, a komornik gdyby chciał, toby dawno nam pomógł i zlicytował to mieszkanie – mówi Paulina Siemiątkowska.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl