Myślał, że strzela do dzika, zabił człowieka

Bartosz R. z Kurowa pod Głogowem bronił się przed sądem, że mężczyzna, do którego strzelił, chodził na czworakach i zachowywał się jak zwierzę szukające pożywienia. Dlatego pomylił go z dzikiem. Sąd nie dał wiary tym zeznaniom, zaznaczając iż myśliwy miał lornetkę i powinien upewnić się, do kogo strzela. Mimo to sąd skazał mężczyznę na zaledwie rok więzienia w zawieszeniu i nakazał zapłacić rodzinie zmarłego 10 tys. zł zadośćuczynienia.

Spokojne życie pani Ireny Kołtyś skończyło się nagle, wraz z nagłą śmiercią jej męża. Śmiercią bezsensowną, która na zawsze zostawi ślad na psychice kobiety, jej dorosłych już dzieci i pięciorga wnucząt.
 
Jest  27 lutego 2017 r., godzina 19. Po zmroku 63-letni Edward Kołtyś wraca z lasu do domu.  Przechodzi przez pole nie spodziewając się, że nigdy nie zobaczy rodziny. 120 metrów dalej czają się myśliwi. Dwaj  młodzi mężczyźni,  którzy przyjechali zapolować. Strzał do pana Edwarda oddaje 30-letni Bartosz R. 

- On w lesie szykował sobie drzewo. Miał tam taką działkę, z której później zwozili drzewo do domu. Tego dnia szedł do domu z lasu przez pole, krótszą drogą – opowiada pani Irena.

Bartosz R., myśliwy z Kurowa pod Głogowem twierdził, że pomylił człowieka z dzikiem. Utrzymywał, że pan Edward zachowywał się jak zwierzę szukające jedzenia i chodził na czworakach. Prokuratura oskarżyła myśliwego o nieumyślne spowodowanie śmierci i zażądała dwóch lat więzienia. Ale sąd wymierzył tylko rok - i to w zawieszeniu.

- Chcę podkreślić, że oskarżony był dotychczas niekarany, wiódł ustabilizowany tryb życia, ma założoną rodzinę. Co więcej, podjął pewne działania, skontaktował się z żoną pokrzywdzonego – mówi Andrzej Molisak z Sądu Rejonowego w Głogowie.

Bartosz R. zeznał przed sądem, że zanim oddał strzał, niemal kwadrans mierzył do celu. Był więc pewien, że strzela do dzika. Jego wersję potwierdził jednak tylko jeden świadek. To kolega, który był z nim na polowaniu. Co ważne, wiary tym zeznaniom nie dał sąd. Dlatego bardziej łagodny wyrok bliscy pana Edwarda uważają za niesprawiedliwy.

- Oskarżony twierdzi, że rozpoznał cel i zidentyfikował go jako dzika. Sąd nie daje temu wiary. Pokrzywdzony był zwrócony twarzą do strzelającego. W ocenie sądu ta okoliczność już powoduje, że gdyby pokrzywdzony dokładnie korzystał z urządzeń optycznych, z lornetki i lunety, bez wątpienia rozpoznałby twarz człowieka, a nie zwierzę – informuje Andrzej Molisak z Sądu Rejonowego w Głogowie.

- Swoje przeżyłem i wystarczy. Nie zostawiłem człowieka na polu, tylko go ratowałem do końca. Proszę to wziąć pod uwagę – tłumaczy myśliwy Bartosz R.

- Ja naprawdę wątpię, żeby on dostał wyrok skazujący. Prokurator powiedział mi, że za krótkie ręce ma, żeby cokolwiek załatwić – mówi pani Irena.

Prokuratura, która chciała posłać Bartosza R. do więzienia, zapowiada, że będzie składać apelację. Na razie nie wiadomo, czy zrobi to też skazany. Tymczasem pani Irena ma nadzieję, że przyjdzie taki dzień, w którym znowu będzie spokojna.

- Tak szczerze, to ja nie jestem mściwa. Nie chciałabym, żeby siedział. Niech żyje. Jak on będzie z tym żył...nie wiem – podsumowuje pani Irena.*

* skrót materiału

Reporter: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl