W głowie pękł tętniak. 16 godzin czekała na prawidłową diagnozę

Pan Radosław wezwał pogotowie do mamy uskarżającej się na ból głowy, później zawiózł ją do szpitala, ale fachowej diagnozy znikąd na czas się nie doczekał. 61-letnia pani Wiesława od załogi pogotowia dostała leki i zastrzyki, a gdy syn zawiózł ją do szpitala, kroplówkę. Zdaniem pana Radosława od momentu pierwszego zgłoszenia do postawienia fachowej diagnozy minęło… 16 godzin. Okazało się, że kobiecie pękł w głowie tętniak. Skończyło się rozległym udarem.

Pan Radosław samotnie wychowuje córkę Klaudię. Jeszcze do niedawna w opiece nad dziewczynką pomagała mu jego matka, 61-letnia pani Wiesława.

- Ona zawsze z tą babcią i tylko koło tej babci się kręciła. Matka się nie odzywa, wyjechała za granicę, ani temu dziecku paczki, nic – opowiada Zofia Augusewicz, krewna pani Wiesławy.

Dziś kobieta jest podłączona do respiratora i walczy o życie.

W nocy 23 lipca pani Wiesława poczuła się źle. Bardzo bolała ją głowa. Pan Radosław wezwał karetkę.  Lekarz nie zdecydował się jednak zabrać pani Wiesławy do szpitala.

- Mama mówiła, że nie daje rady, to po karetkę zadzwoniłem, była 2:03. Gdy przyjechał lekarz, powiedziała, że strasznie boli ją głowa i wstać nie może. Dał jej tabletkę pod język, ratownicy dali zastrzyki i kazali się położyć. Mówię: panie doktorze, proszę zabrać mamę do szpitala, a on że nie, że on da takie leki, jakich w szpitalu nie będzie miała.

Rano pan Radosław sam postanowił działać. Zawiózł matkę do szpitala w Olecku.

- Tam ją przebadali, podłączyli kroplówkę i z sali takiej, gdzie różni przyjeżdżają, na izolatkę ją dali pod kroplówkę. A w międzyczasie coś się działo w głowie mamy, cały czas mówiła, że głowa, głowa, głowa… calutki dzień – relacjonuje pan Radosław.

Pan Radosław twierdzi, że jego mamie podano jedynie kroplówkę, a tomografię zrobiono dopiero późnym popołudniem. Badanie wykazało krwawienie z powodu pękniętego tętniaka w głowie. Lekarze zdecydowali przetransportować panią Wiesławę śmigłowcem do innego szpitala. Tam przeszła dwie operacje i udar.

- Operowali dwie godziny, potem stan mamy się pogorszył. Drugi raz musieli operować, ale było za późno. Tam liczyły się dwie, trzy godziny - twierdzi pan Radosław, syn pani Wiesławy.

Pan Radosław ma żal do lekarzy z oleckiego szpitala. Twierdzi, że zbyt późno zlecili badania i że jego matka od momentu wezwania w nocy karetki czekała 16 godzin na diagnozę. Sprawę zgłosił do prokuratury.

- My się nie będziemy wypowiadać, sprawa jest w prokuraturze, proszę z rodziną rozmawiać albo z chorą (nieprzytomną – red.) – usłyszeliśmy od przedstawicieli szpitala w Olecku.

- Teraz się wypowiadają, że wszystko jest ok, to niech jadą i zobaczą, do jakiego stanu jest mama doprowadzona. Żeby zabrał, ratował, nie miałbym żalu, bo zrobiłby to, co mógł – komentuje pan Radosław.
Pani Wiesława przebywa teraz w specjalnym ośrodku, oddycha za nią respirator. Cały czas czuwa przy niej pan Radosław.

- Ja bym nie miał pretensji, jak oni by coś robili, ale oni nic nie robili, a w tym czasie jej zalewało głowę – podsumowuje pan Radosław.*

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl