Sprzedał samochód, ale dostał mandaty!

Sławomir Majewski z Torunia sprzedał swój samochód i wyjechał do Anglii do pracy. Po pewnym czasie dostał do zapłaty cztery mandaty, które "zarobił" nowy właściciel auta. Trzech kar udało się uniknąć przesyłając umowę sprzedaży auta. Tylko straż miejska w Wałczu skierowała sprawę do sądu, a ten wydał nakaz zapłaty mandatu. Pana Sławomir chce zmiany wyroku, ale nie stać go na batalię sądową.

36-letni Sławomir Majewski z Torunia jest piekarzem. Jako jedyny żywiciel rodziny ma na utrzymaniu żonę i pięciu synów w wieku od 9 do 16 lat. W kwietniu 2014 roku wyjeżdżał do pracy za granicę, dlatego sprzedał opla mieszkańcowi pobliskiego Chełmna. Miesiąc po transakcji zaczęły przychodzić mandaty za wykroczenia drogowe.

- Można powiedzieć, że przyszły w jednym czasie. Były z Kalisza Pomorskiego, Chełmna, Bydgoszczy i Wałcza. Wysłaliśmy do tych miejsc umowy kupna sprzedaży i  jest spokój w trzech, a z Wałcza ściągnęli z męża z pensji – opowiada Krystyna Majewska, żona pana Sławomira.

- Potraktowali mnie tak, jakbym to ja jechał tym samochodem, ale jest zdjęcie z fotoradaru tego pana. Widocznie nie przerejestrował auta - mówi pan Sławomir. 

Na adres domu piekarza przyszły cztery mandaty. W trzech przypadkach uwzględniono zmianę właściciela samochodu, tylko straż miejska w Wałczu nadała bieg sprawie, która trafiła do miejscowego sądu. Zapadł wyrok nakładający na pana Sławka zapłacenie 250 zł mandatu. Po doliczeniu kosztów komorniczych kwota podwoiła się i mężczyzna musiał do zapłaty 590 zł.

- Dzisiaj z samochodem dzieje się to, że go nigdzie nie ma, nawet po VIN-ie nie można go znaleźć, tak jakby został ze złomowany – opowiada Krystyna Majewska, żona pana Sławomira

Rodzina Majewskich największy żal ma do sądów, że nie wysłuchały ich racji. Wyrok zapadł w sądzie w Wałczu. Egzekucję komorniczą prowadził sąd w Toruniu. A odwołania należało kierować do sądu w Koszalinie. Ponieważ rodzinę nie stać było na adwokata, nie dopełniła formalności, a tym samym nie mogła się skutecznie bronić.

- Pisaliśmy z żoną te odwołania, ale przyszło z sądu, że nie mogę się odwołać, że rzekomo za późno, czy co. Ja mam wyrok, a to on powinien mieć wyrok. Co mam mówić wiele, chciałbym żeby chociaż ten wyrok ze mnie ściągnęli – opowiada pan Sławomir.

Mężczyzna mógłby złożyć wniosek o wznowienie postępowania, ale przepisy stanowią, że wówczas musiałby zatrudnić adwokata. Na to ojca pięciorga dzieci nie stać.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Pietkiewicz

mpietkiewicz@polsat.com.pl