Wbił żonie nóż w oko, gdy spała. Wyszedł na wolność, bo biegli twierdzą, że już nie zaatakuje

Ta historia mrozi krew w żyłach. Pani Iwona z niewielkiej miejscowości pod Żywcem przez 19 lat sądziła, że ma spokojnego, troskliwego męża. Pół roku temu mężczyzna zamienił jej życie w koszmar. Gdy spała, zaatakował ją wbijając nóż w oko. Bez żadnego powodu. Biegli stwierdzili, że w momencie ataku mężczyzna był niepoczytalny, a prokuratura wypuściła z aresztu. Pani Iwona jest przerażona.

49-letnia pani Iwona przez 19 lat była szczęśliwą żoną i matką. Pracowała, cieszyła się miłością i życiem. Dziś dom, w którym spędziła najlepsze lata,  jest dla niej miejscem udręki. Wszystko przez męża, który w jednej chwili zrujnował jej zdrowie i przyszłość.

- Był bardzo spokojny, opiekuńczy, bardzo dobry. Dlatego to jest takie trudne do zrozumienia – mówi o mężu.

Jest koniec maja tego roku, tuż przed południem. Pani Iwona wraca z pracy po dwunastogodzinnej zmianie. Mąż przywozi ją ze stacji samochodem. Po drodze robią zakupy, potem jedzą razem śniadanie. Pani Iwona kładzie się i prosi męża, żeby obudził ją za kilka godzin.

- Obudziło mnie coś strasznego, po prostu nóż w oku. Wtedy zobaczyłam nad głową, że to on. Usłyszałam tylko słowa, że tak musi być, żeby dziecko miało z czego żyć. Wbiegłam do łazienki, zaczęłam chlapać się wodą, rwałam papier toaletowy, bo wiedziałam, że strasznie tryska krew - wspomina pani Iwona.

- To co zrobił, to był szok dla wszystkich. To był naprawdę spokojny człowiek. Jego nazywali „Jezusek”, bo on nikomu nie przeszkadzał – mówią sąsiedzi małżeństwa.

Pani Iwona cudem uniknęła śmierci. W ciężkim stanie trafiła do szpitala. Mimo natychmiastowej pomocy, mięśnia podtrzymującego oko nie dało się uratować. Dlatego kobiecie gałka oczna ucieka do góry, przez co widzi podwójnie. Czekają ją jeszcze dwie operacje i długie miesiące rehabilitacji.

- To straszne. Była na mocnych lekach, począwszy od morfiny po leki uspokajające. Wyglądała bardzo źle – opowiada pani Aleksandra, przyjaciółka pani Iwony.

Mąż pani Iwony i napastnik w jednej osobie szybko został zatrzymany. Trafił do aresztu śledczego we Wrocławiu, a tam na obserwację psychiatryczną biegłych sądowych.

- Orzekli oni, że to, co zrobił mąż, było pomrocznością w obrazie zrywu przysennego – cytuje pani Iwona.

Prokuratura Rejonowa w Żywcu po pięciu miesiącach wypuściła męża pani Iwony. Oparła się na opinii biegłych, którzy uznali, że w momencie czynu napastnik był niepoczytalny i niewielkie jest prawdopodobieństwo ponownego ataku.

Postępowanie skontrolowała Prokuratura Okręgowa w Bielsku-Białej, która stwierdziła, że tę decyzję wydano zbyt pochopnie. Nakazała uzupełnienie opinii biegłych. Mimo to mąż pani Iwony, ponieważ został już wypuszczony, a decyzja prokuratora była niezależna i suwerenna, będzie cieszył się wolnością. Nikt z Prokuratuy Rejonowej w Żywcu nie zdecydował się na wypowiedź przed kamerą.

Pani Iwona podejrzewa, że mąż ją zaatakował, bo narobił długów.

- Nie miałam o tym zielonego pojęcia. Podane przez niego jest około 70 tys. zł,  nie wiemy dokładnie ile – mówi.

Decyzja Prokuratury Rejonowej w Żywcu jest brzemienna w skutkach. Bo w każdej chwili mężczyzna może wrócić do swojego domu. Prokuratura nie ma nawet podstaw do zastosowania wobec niego policyjnego dozoru. Zrujnowana psychicznie pani Iwona boi się wrócić do własnego domu.

- W żadnym wypadku mój klient nie będzie robił nic, co by mogło spowodować jakiekolwiek poczucie zagrożenia u jego żony.
Mam prawo zakładać, że przedsięwzięte przez niego działania, a także przez członków jego najbliższej rodziny na pewno nie będą zmierzały do tego, żeby pogarszać sytuację. Zarówno żony mojego klienta, jak i jego samego. To ponad wszelką wątpliwość – zapewnił Andrzej Herman, adwokat męża pani Iwony.

- Myślałam, żeby wrócić do domu, bo przecież muszę gdzieś zamieszkać. Od tamtego dnia jesteśmy na walizkach – podsumowuje pani Iwona.*

* skrót materiału

Reporter: Marta Terlikowska

mterlikowska@polsat.com.pl