Po cichu pochował matkę i sprzedał mieszkanie. O ciężko chorym bracie nie pamięta

Gdy zmarła matka 65-letniego pana Grzegorza z Łomży, jego młodszy brat nawet mu o tym nie powiedział i pochował mamę po kryjomu. W dodatku wbrew testamentowi sprzedał jej mieszkanie, a pieniądze zatrzymał dla siebie. Połowę, czyli ok. 125 tys. zł powinien dostać pan Grzegorz. Mężczyzna pilnie potrzebuje pieniędzy na kosztowną terapię przedłużającą mu życie.

Pan Grzegorz już sam nie jest w stanie opowiedzieć o swoim dramacie rodzinnym, który musi przeżywać przez młodszego brata. Jeszcze 4 lata temu pracował i cieszył się życiem. W 2014 roku usłyszał dramatyczną diagnozę lekarską. Dla niego i jego żony był to ogromny szok.

- Stwardnienie boczne zanikowe jest to choroba neurologiczna, postępująca. Należy do chorób rzadkich. Polega na porażeniu neuronów ruchowych, które prowadzi do stopniowego upośledzenia funkcji wszystkich mięśni ciała, wszystkich bez wyjątku. Tych, które sprawiają, że się poruszamy, oddychamy, że jemy, że żyjemy – tłumaczy Katarzyna Skawińska, lekarz ze Szpitala Powiatowego w Zambrowie.

- To był szok. Człowiekowi w takim momencie zaczyna po głowie chodzić, że się nie da, że będziemy wszystkiego próbować. Więc czytałam i te Niemcy (terapia immunologiczna) mi się wyświetliły, że iluś osobom spowolnił się ten proces chorobowy – opowiada pani Małgorzata, żona pana Grzegorza.

- Półtora roku temu pani Małgosia porozumiała się internetowo z profesorem z Niemiec i rozpoczęła terapię immunologiczną. To były iniekcje, za które trzeba było zapłacić. I ona dopóki miała pieniądze, kupowała te leki, brała pożyczkę, potem ją spłacała, no ale przyszedł taki moment, że musiała tę terapię zaprzestać – dodaje Katarzyna Skawińska, lekarz ze Szpitala Powiatowego w Zambrowie.

Walka z chorobą pana Grzegorza kosztowała miesięcznie około 10 tys. zł. Pochłonęła wszystkie oszczędności małżeństwa. Pani Małgorzata nie była w stanie brać więcej kredytów na leczenie męża. Dramat również przeżywała mama pana Grzegorza, bo chciała za wszelką cenę ratować syna. Jedynym jej majątkiem było mieszkanie w Warszawie na Ochocie. Testamentem z 2013 roku przepisała go synom po połowie. 

- W czasie, gdy Grzegorz zaczął chorować, mama też leżała w szpitalu w Warszawie na Banacha i tam złamała biodro. Jak już było wiadomo, że ona będzie niepełnosprawna, to brat od razu oddał ją do Nowego Dworu. Tam był taki zakład leczniczo-opiekuńczy – opowiada pani Małgorzata, żona pana Grzegorza.

- Oczywiście ona chciała sprzedać to mieszkanie, bo syn się rozchorował i chciała mu pomóc. Powiedziała, że musi je sprzedać, bo trzeba Grzesiowi wysłać pieniądze, że jemu są potrzebne. Mówiła, że musi synów podzielić po równo, żeby się później nie kłócili między sobą – twierdzi sąsiadka matki pana Grzegorza.

Obydwaj bracia byli zameldowani w mieszkaniu matki. Młodszy, pan Jan, mieszkał w nim. W 2014 r. potajemnie wymeldował brata i sprzedał mieszkanie za 255 tys. zł.  Pieniędzmi ze sprzedaży z chorym bratem się nie podzielił.  

- Jan umieścił mamę w Nowym Dworze, natomiast sam twierdził, że pracuje. Sąsiadki, które widywały go codziennie, twierdziły, że po prostu chodzi pijany – mówi pani Małgorzata, żona pana Grzegorza.
Rzeczywiście, od jednej z sąsiadek usłyszeliśmy, że mężczyzna nadużywał alkoholu, a nawet zadłużał mieszkanie.

- Musiał je sprzedać, bo był zadłużony – mówi sąsiadka. 
Reporterka: Czy pani Danuta, leżąc w tym domu pomocy miała świadomość, że jej młodszy syn już mieszkanie sprzedał i nie podzielił się pieniędzmi?
Sąsiadka: A skąd, on jej nie mówił. Dopiero jak chciała, żeby coś jej kupić i podać, to jej napisałam, że nie ma sprawy, ale najgorzej z podaniem tego, bo Jasia nie ma. Jasio sprzedał mieszkanie i już się nie pokazuje. Nie wiem, czy ona w ogóle dostała ten list, bo on jej i telefony zabierał i wszystko.

Niedługo po sprzedaży mieszkania, w 2015 roku, matka braci zmarła. Najbardziej dla wszystkich szokujące było jednak to, że młodszy syn pani Danuty nie poinformował nikogo o jej śmierci. Sąsiadki, które znały panią Danutę od 50 lat, o jej śmierci dowiedziały się przez przypadek.

- Absolutnie nikogo nie poinformował ani żadnej klepsydry tu nie zawiesił, nic. Trudno się z tym pogodzić, bo nawet nie wiedziałyśmy, że ona zmarła. Dopiero żeśmy się po pogrzebie dowiedziały – mówi sąsiadka kobiety.

Pan Grzegorz także nie wiedział o śmierci matki. O sprzedaży mieszkania również. 

- Zadzwoniła do mnie przyjaciółka mamy i o wszystkim powiedziała. Co prawda listów już od mamy wtedy nie dostawaliśmy, ale Jan twierdził, że to dlatego, że jest słaba. Mieliśmy z nią utrudniony kontakt, tym bardziej, że nie miała tam telefonu. Grzegorz bardzo płakał przez to, jak została pogrzebana jego matka, że dosłownie bez nikogo – wspomina pani Małgorzata, żona pana Grzegorza.

W jaki sposób pan Jan sprzedał mieszkanie, skoro pan Grzegorz był w nim zameldowany?

- Poszłam do urzędu miasta Warszawy spytać, co z zameldowaniem Grzegorza. I wówczas pani naczelnik poinformowała mnie, że mąż został wymeldowany, że wystawił pełnomocnictwo bratu i został wymeldowany. A żadnego pełnomocnictwa nie wystawiał – tłumaczy pani Małgorzata, żona pana Grzegorza.

Pani Małgorzata, jako pełnomocnik chorego męża, w 2015 roku zawiadomiła prokuraturę rejonową w Warszawie o sfałszowaniu podpisu pana Grzegorza i przywłaszczeniu pieniędzy przez jego brata. Po roku prokuratura sprawę umorzyła. Pani Małgorzata tę decyzję zaskarżyła i sąd w marcu tego roku nakazał prokuraturze ponownie zająć się sprawą, ale tylko w kwestii sfałszowania podpisu.

- Z opinii biegłego (grafologa) wynika, że podpis nie jest Grzegorza D., natomiast nie udało się ustalić biegłemu, przez kogo został ten podpis nakreślony – informuje Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

- Sytuacja jest prosta. Na życzenie mojej matki pozbawiłem siebie lokum, w którym mieszkałem – mówi pan Jan, brat pana Grzegorza.
Reporterka: Panie Janie, widziałam testament, mama wyraźnie pisze, że chciała, żebyście się podzielili po połowie.
- Nieprawda.
- Widzę ten testament, mam go. Był podrobiony podpis o wymeldowanie pana Grzegorza? Prokuratura stwierdziła, że był.
- Prokuratura stwierdziła, że nie był, więc niech pani takich rzeczy nie opowiada.
- Nieprawda, panie Janie. Jest stwierdzone, że nie jest to podpis pana Grzegorza.
- To nie znaczy, że jest to mój podpis.

- Jesteśmy zobowiązani przez sąd przeprowadzić kolejne badanie (w celu ustalenia, kto podpisał się za pana Grzegorza) i zostanie to wykonane niezwłocznie, jak tylko akta trafią do prokuratury.  Postanowienie sądu zapadło w marcu, natomiast akta do tej pory nie zostały przekazane z sądu. Nie ponosimy za to odpowiedzialności – tłumaczy Łukasz Łapczyński, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.

- Akta zostały przekazane do wydziału cywilnego, celem prowadzenia postępowania spadkowego – mówi Piotr Bojarczuk, rzecznik Sądu Okręgowego w Warszawie.
Reporter: Dlaczego sąd podtrzymał decyzję prokuratury o umorzeniu w kwestii przywłaszczenia pieniędzy przez młodszego brata?
Rzecznik: Głównym argumentem i głównym powodem dla podtrzymania tej decyzji był brak pewności, co do ostateczności testamentu (z 2013 r.), który został przez testatorkę sporządzony. Nie było uprawdopodobnione, że jest to wersja ostateczna.

Ponad rok temu pani Małgorzata założyła również sprawę cywilną o nabycie spadku po matce pana Grzegorza. To jedyna szansa na odzyskanie pieniędzy na leczenie męża. Jej nauczycielska pensja i renta pana Grzegorza wystarczają jedynie na konieczną rehabilitację, bo o drogim leku może na razie tylko pomarzyć.

Reporter: Nie ma pan sobie nic do zarzucenia, panie Janie?
Brat pana Grzegorza: Mam bardzo dużo sobie do zarzucenia, ale nie w stosunku do mojego brata.
Reporter: A pan w ogóle wie, że on jest tak poważnie chory?
Brat: Nie wiem, bo nigdy u niego nie byłem, jak był chory. Ja i tak mam tej sprawy powyżej uszu i nie mam zamiaru się z niczego tłumaczyć, bo i tak nic złego nie zrobiłem.

- Dla mnie to wszystko jest nie do pomyślenia. Każdy, kto z nami rozmawia, kto zna mamę, zna sprawę, wie, że on to zrobił, że oszukał, że przywłaszczył. Ale okazuje się, że można być bezkarnym, po prostu – podsumowuje pani Małgorzata, żona pana Grzegorza.*

* skrót materiału

Reporter: Małgorzata Frydrych

mfrydrych@polsat.com.pl