Namawia na kredyty i żyje na koszt innych
- Przysłowie mówi, że dobro wraca, ale chyba nie warto być dobrym człowiekiem – mówi Ewa Rozpędzik, która dała namówić się na wzięcie kilku kredytów dla znajomej. Eliza N. obiecała na piśmie, że długi będzie spłacać, ale tego nie robi. Współczucie pani Ewy zdobyła tłumacząc, że jej brat potrzebuje pieniędzy na leczenie za granicą. Poszkodowanych jest jeszcze klika innych osób.
3 lata temu Ewa Rozpędzik przeprowadziła się z Radomia do Krakowa. Twierdzi, że przed przeprowadzką koleżanka poprosiła ją o pomoc finansową na leki dla chorego brata. Pani Ewa wzięła kredyt na około 50 tys. zł.
- Przyjechała, szlochała, płakała. W tym czasie była u mnie koleżanka, która też wzięła dla niej kredyt. Ona płakała, że brata ma w Holandii, że miał wypadek i musi zdobyć pieniądze na operację. A że ja wcześniej straciłam brata, to mnie to ruszyło. Podpisała oświadczenie, że zobowiązuje się do spłaty i że kredyt jest dla niej. Jak się okazało, tego nie robiła – opowiada Ewa Rozpędzik.
Pani Ewa jest w trudnej sytuacji. Komornik pobiera jej z konta raty za wzięty kredyt.
36-letnia kobieta nie ma za co żyć i utrzymać swoją 15-letnią córkę. Nagrała rozmowę, w której jej znajoma przyznaje się do wzięcia pieniędzy.
Okazało się, że nie tylko pani Ewa jest ofiarą, która wzięła kredyty dla Elizy N. Są też inni. Jednak kobieta wszystkiemu zaprzecza.
- Później dowiedziałam się, że Magdzie nie spłaca kredytu, a potem Magda dowiedziała się, że jest Maciej, któremu też nie spłaca. Zaczęliśmy składać wszystko do kupy – mówi Ewa Rozpędzik.
- W 2014 roku wziąłem im kredyt 17,3 tys. zł. Nie spłacała żadnej raty. Strącali mi z wypłat. I do tej chwili zostało mi 11 tysięcy, a zostałem bez pracy – opowiada Mieczysław Zowczak, który ma do spłaty około 35 tys. zł.
- Płakała, że potrzebuje dla brata, bo chory, że musi go wykupić. I tak się zaczęło Trochę płaciła, a potem przestała – mówi Małgorzata Kulak, która musi spłacić ok. 50 tys. zł pożyczki.
Postanowiliśmy odwiedzić Elizę N. Kobieta twierdzi, że jej znajomi kłamią i mszczą się na niej.
- Byłam na przesłuchaniu, byłam na policji, to są moje koleżanki, przychodziły do mnie 10 lat do domu. Ja jestem osobą znaną, robię włosy w domu, wszyscy mnie znają. Całe życie pomagałam, po prostu przestałam pomagać. Przestałam dawać - mówi nam Eliza N. i dodaje: pomagałam jednej, pomagałam drugiej, zaczęły wydzwaniać, zaczęły prosić, a ja powiedziałam że nie, dość. Ktoś zgłosił, zrobił mi psikus, zgłosił na komendę. Ja od nikogo w życiu nie wzięłam nawet złotówki, nie zrobiłam nikomu krzywdy, sprawa była u prokuratora, prokurator umorzył ze względu na brak dowodów i dlatego tak to jest.
Pani Ewa i 8 innych osób zgłosili sprawę na policję. Nie stać ich na spłacanie kredytów, z których jak twierdzą, nie widzieli ani złotówki.
- Ustaliliśmy, że mieszkanka Radomia nakłaniała innych, ale również członków rodziny do tego, żeby zaciągali kredyty, które ona zobowiązywała się spłacać, ostatecznie nie robiąc tego w całości. Dotychczas ustaliliśmy 9 osób pokrzywdzonych w tej sprawie – informuje Katarzyna Kucharska z policji w Radomiu.
- Tak czy inaczej będziemy musieli założyć sprawę w sądzie cywilnym, a wszyscy, którzy wzięli kredyty mają komorników. Niestety, to jest utrudniona sprawa, bo koszty są ogromne. Mnie nie stać jest na prawnika – przyznaje Ewa Rozpędzik, zadłużona na 50 tys. zł.*
* skrót materiału
Reporter: Angelika Trela
atrela@polsat.com.pl