Makabryczna zbrodnia w Kozienicach. Nie żyje czteroosobowa rodzina
Dla sąsiadów 39-letni Rafał L. i jego 36-letnia żona Anna uchodzili za wzór. Mieli dwie śliczne córki, którym poświęcali każdą wolną chwilę. Byli otwarci i uprzejmi. Dlatego nikt w okolicy nie potrafi zrozumieć, dlaczego zginęli. Wszystko wskazuje na to, że Rafał L. zabił córki i żonę, a następnie się powiesił.
Ciała rodziny znaleziono w jej domu w Kozienicach w nocy z niedzieli na poniedziałek.
- Rano jeden z członków rodziny otrzymał informację, że mężczyzna, który później został znaleziony w tym mieszkaniu, nie zgłosił się do pracy. W związku z tym wszedł sprawdzić, jaka jest tego przyczyna. Wówczas ujawnił zwłoki całej rodziny. Mężczyzna po pozbawieniu życia tych osób popełnił samobójstwo poprzez powieszenie. Kobieta i dziewczynki miały obrażenia w obrębie szyi – informuje Małgorzata Chrabąszcz z Prokuratury Okręgowej w Radomiu.
Sąsiedzi państwa L. nie są w stanie uwierzyć w przyjętą przez prokuraturę wersję zdarzeń. Rodzina uchodziła za wzór do naśladowania.
- Ten pan był nauczycielem wychowania fizycznego, a ta pani lekarzem weterynarii. Przemiła kobieta. W nocy o północy by przyszła, jakby człowiek zgłosił jakiś problem z psem - twierdzi jedna z sąsiadek rodziny L.
- On ciągle był z dzieckiem na placu zabaw. Ta dziewczynka to troszkę była niepełnosprawna. Ta starsza naprawdę była piękna. Ta młodsza też, mimo że nie mogła chodzić, bo chyba miała coś z nóżkami, ale buzia była prześliczna – mówi inna sąsiadka.
- Rodzina często chodziła na spacery. Rozmawiałam z nimi o postępach, jakie to dziecko poczynia. Ono miało jakieś chyba porażenie okołoporodowe i nie mogło chodzić. Z tego, co widziałam, to był jakiś ich cel w życiu, żeby to dziecko nauczyło się dobrze chodzić - opowiada nam jedna ze znajomych małżeństwa.
Prokuratura nie zna jeszcze motywu zbrodni. Zapowiada, że śledztwo będzie drobiazgowe.
- Nie wyobrażam sobie, że on mógłby to zrobić. Jakoś mi ta osoba kompletnie nie pasuje do tego. Zawsze uśmiechnięty, zawsze taki miły. Poza tym samo to, że tyle czasu poświęcał temu dziecku, to nie można chyba zadać bólu potem własnemu dziecku i pozbawić go życia - komentuje jedna z sąsiadek.
Zajmująca się wyjaśnieniem sprawy prokuratura tłumaczy nam, że jak na razie nic nie wskazuje na to, by w chwili dramatu w domu był jeszcze ktoś inny. Śledztwo najprawdopodobniej nie zakończy się więc oskarżeniem. Jednak jest szansa, że ujawniony zostanie motyw tej strasznej zbrodni.
– Za dużo pracy, za dużo obowiązków, za mało czasu na jakieś odreagowanie, na przyjemności. Nie wiem… Dom pobudowany, człowiek nie wie, czy mieli jakieś problemy, na przykład finansowe. Rehabilitacja dziecka też kosztuje – zauważa sąsiadka rodziny L.*
* skrót materiału
Reporter: Jan Kasia
jkasia@polsat.com.pl