Nie dostali zgody na sklep monopolowy. A istniał w tym miejscu od 22 lat!

Chcieli otworzyć sklep monopolowy w miejscu, gdzie od 22 lat była dokładnie taka sama działalność. Dostali niemal wszystkie zgody, a na ich mocy dotację z urzędu pracy. Gdy pieniądze zainwestowali w remont, okazało się, że sklepu monopolowego nie będzie, bo Spółdzielnia Mieszkaniowa… zmieniła zdanie i zgody na sklep monopolowy nie wyraża. W efekcie sklep nie zarabia, a dotację trzeba będzie oddać.

Pięć miesięcy temu 29-letnia pani Magdalena postanowiła założyć pierwszą w życiu działalność gospodarczą. Z narzeczonym wpadła na pomysł otwarcia osiedlowego sklepu w Świebodzicach.

- Zaczęliśmy badać rynek i w Świebodzicach jedynym rozwiązaniem jest sklep monopolowy, z tego ludzie tutaj żyją, tych monopolowych jest sporo – mówi pani Magdalena.

Z partnerem wynajęła lokal, w którym wcześniej przez ponad 20 lat funkcjonował właśnie sklep monopolowy. Para potrzebowała pieniędzy na start, wystąpiła więc o dotację do Powiatowego Urzędu Pracy.
- Jednym z dokumentów, najważniejszych dla nas, była zgoda spółdzielni mieszkaniowej na prowadzenie tego typu działalności gospodarczej, a konkretnie na sprzedaż alkoholu w lokalu spółdzielczym. Tę zgodę otrzymaliśmy i na podstawie tej zgody otrzymaliśmy dotację: 25 000 zł od urzędu pracy – opowiada Jarosław Kuraciński, narzeczony pani Magdaleny.

Para zaczęła remont. Ostatnim krokiem było wystąpienie o koncesję. Liczyła, że to tylko formalność, miała przecież zgodę spółdzielni mieszkaniowej. Ale zdarzyło się coś niespodziewanego.
- Dwie godziny przed posiedzeniem komisji alkoholowej dostaliśmy informację, że spółdzielnia wycofuje swoją zgodę – wspomina Jarosław Kuraciński.

- A to oznacza, że pani Magdalena nie może otrzymać koncesji, bo zgoda administratora budynku to jest warunek konieczny, wynikający wprost z ustawy - tłumaczy Bogdan Kożuchowicz, burmistrz Świebodzic.

Prezes spółdzielni twierdzi, że zmieniła zdanie, bo sklepowi monopolowemu sprzeciwili się mieszkańcy. Idziemy z kamerą na umówione spotkanie do spółdzielni. Pani prezes towarzyszą dwie przedstawicielki bloku, które monopolowego nie chcą.

- Każdy urzędnik ma prawo wycofać się z decyzji, jeżeli dostał inne argumenty – przekonuje Elżbieta Krzan, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Świebodzicach.

- Prawidłowo postąpiła, że się wycofała. Błędy wszyscy popełniają, ale zrobiła piękny gest w naszą stronę, że się wycofała, bardzo dziękujemy pani prezes. Polska jest pijana! Czy pani to rozumie? To nie wiecie o tym? Episkopat apeluje, żeby ograniczyć punkty sprzedaży alkoholu – wtórowała Bogusława Sztorc, mieszkanka bloku, w którym ma być sklep.

- O czym my jeszcze dyskutujemy. Nie będzie sprzedaży alkoholu w tym budynku – dodała.
Pani Magdalena: O tym, że jesteśmy oszukani.
Bogusława Sztorc: Proszę panią, to jest wasz problem!

Pani prezes przekonuje, że ma listę podpisów, na których ponad połowa właścicieli mieszkań nie zgadza się na sprzedaż alkoholu. Młodzi najemcy są innego zdania.

- Oni zebrali 6 podpisów, na mocy których pani prezes odwołała swoją wcześniejszą decyzję. My zebraliśmy w ten dzień 27 podpisów – przekonuje pani Magdalena.

- Panie, które są przeciwne temu sklepowi, wybrały się w ślad po nas, pół godziny później i zebrały te podpisy. Te, które pokrywały się z naszą listą, to pani prezes najzwyczajniej w świecie zaliczała w poczet tych ludzi, którzy się nie zgadzają na ten sklep, nam odbierając te głosy – mówi pan Jarosław.

Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Świebodzicach nie chciała pokazać nam listy z podpisami przeciw sklepowi.

Postanawiamy sami zapytać mieszkańców osiedla, co myślą o sprawie. Sprzeciwu nie wyraża nikt.

- Tu lata było i nieraz tu piwo brałem, czy jakieś cukierki, to wszystko ok było – twierdzi pani Mieczysław, mieszkaniec osiedla.

- Kupujący przychodzą, wychodzą, przecież nie spożywają alkoholu na miejscu – zauważa pani Regina, mieszkanka osiedla.
Reporterka: A spotkała się pani z głosami, że tutaj ludzie nie chcą tego sklepu?
- Wie pani, że nie spotkałam się, bo nie było tego problemu. Ja sądziłam, że tam, tak jak napisane było, że będzie remont i czekaliśmy, kiedy otworzą.

Magdalena Ząbek z policji w Świdnicy informuje, że od 2013 roku pod adresem, gdzie mieścił się monopolowy, nie odnotowała żadnej interwencji dotyczącej spożywania alkoholu lub zakłócania spokoju.

Bogusława Sztorc, która przybyła na spotkanie, twierdzi coś innego. - Przez 23 lata przechodziliśmy gehennę, tam gdzie jest sprzedaż alkoholu, nigdy nie jest dobrze. Ja tu państwu nie opowiem jakichś nowości. Kiedy ludzie są pijani, to robią różne rzeczy, wie pani, bardzo złe – argumentuje.

Końca sporu nie widać. A efekt jest taki, że sklep ruszyć nie może, pani Magdalena i pan Jarosław nie zarabiają, za to płacą za wynajem, monitoring i ochronę. I to nie koniec ich problemów.

- Ta dotacja (z Powiatowego Urzędu Pracy) musi zostać zwrócona, jeśli nie zostanie wykorzystana, a działalność nie zostanie prowadzona przez rok, więc niestety będę musiała zwrócić 25 000 zł – mówi pani Magdalena.

- W tej chwili zostaliśmy bez środków, bez płynności finansowej, nie mamy stałego zatrudnienia, ponieważ oboje rzuciliśmy wszystko na rzecz tego, aby móc prowadzić wspólnie ten sklep. Robiliśmy badanie rynku, tu żaden inny sklep się nie utrzyma – przekonują młodzi najemcy.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl