Wymyśliła chorobę, a nawet swoją śmierć. Pan Bronisław stracił ponad 400 tys. zł

Bronisław Zygma poznał Annę Ś. w agencji towarzyskiej. Okazało się, że oboje pochodzą z tej samej miejscowości, a on zna jej rodzinę. Anna Ś. zaczęła prosić go o drobne pożyczki. Później wymyśliła, że ma raka i potrzebuje na leczenie w klinikach za granicą. Tam też miała umrzeć. Pan Bronisław pożyczył nawet pieniądze na sprowadzenie jej zwłok z USA. W sumie stracił ponad 400 tys. zł. Anna Ś. chora nie była. Wzięła ślub i otworzyła własny biznes.

51-letni Bronisław Zygma nie ma szczęścia do kobiet. Kilka lat temu jego ówczesna partnerka zostala oskarżona o morderstwo. Załamany mężczyzna postanowił szukac szczęścia w agencji towarzyskiej i tam poznał Annę Ś.

- Poszedłem do tej agencji, żeby odreagować. Więcej jak zabawy, to chciałem porozmawiać. A ona dobrze słuchała i mówi: ty jesteś Bronek, ja cię pamiętam – opowiada.

Okazało się, że oboje pochodzą z tej samej niewielkiej miejscowości koło Bielska-Białej, gdzie pan Bronisław miał działki po ojcu. Po kilku spotkaniach Anna Ś. zaczęła prosić go o pożyczki.

- Pierwsze pieniądze były „na gębę”, bo to ojciec ją z siekierą goni, to mieszkanie musi wynająć, musi żyć godnie – wspomina Bronisław Zygma.

- Potem poinformowała go o swojej chorobie nowotworowej i prosiła go o kolejne pożyczki zwiążane z leczeniem w kraju i za granicą - informuje  Jarosław Sablik z Sąd Okręgowego w Bielsku-Białej.

- Apogeum jej oszustwa to było leczenie raka w Chicago, w Stanach Zjednoczonych. Tam przelałem 38 tys. zł i tam ona „umarła”. W tym momencie jej wspólniczka poprosiła mnie o pieniądze na sprowadzenie jej zwłok – dodaje pan Bronisław.

Mężczyzna nigdzie nie mógł znaleźć grobu rzekomo zmarłej Anny Ś. Skontaktował się więc z jej wujkiem.

- Coś mnie tknęło i zadzwonilem do niego. Dowiedziałem się, że żyje, prowadzi kwiaciarnię i dobrze się ma –
wspomina Bronisław Zygma.

Łącznie przez dwa lata pan Bronisław pożyczył Annie Ś. ponad 400 tys. zł. Pieniądze pochodziły głównie ze sprzedaży ojcowizny i oszczędności. Kiedy mężczyzna zorientował się, że został oszukany, zażądał zwrotu pożyczonych pieniędzy.

- Napisała mi oświadczenie, że odda pieniądze, które ukradła, bo się przyznaje, że nie była chora na raka, ale
nie oddala. Złożyłem sprawę do prokuratury – tłumaczy.

Sąd nakazał Annie Ś. zwrot pieniędzy. Do tej pory pan Bronisław odzyskał 5 tys. zł. Sąd skazał oszustkę także na 3,5 roku więzienia. Ale kobieta nie trafiła do zakładu karnego.

- Ona sobie zrobiła dziecko, kiedy już wiedziała, że pójdzie siedzieć. I od razu złożyła wniosek, że ciąża jest zagrożona. Sąd się przychylił, urodziła i zaraz zaszła w druga ciążę i od razu pisze o zagrożonej ciąży do sądu – opowiada Bronisław Zygma.

- Sąd może odroczyć wykonanie kary skazanemu, jeżeli przemawiają za tym okoliczności, które skutkowałyby jakimiś cieżkimi konsekwencjami dla niego bądź jego najbliższej rodziny. W tej sprawie zachodzą takie okoliczności zweryfikowane obszerną dokumentacją medyczną, już nie pochodzącą z jakiś fikcyjnych opowiadań, tylko pochodzącą z rzeczywistych przychodni zawierającą rzeczywiste badania medyczne – informuje Jarosław Sablik z Sądu Okręgowego w Bielsku-Białej.

Anna Ś. nie zgodziła się na rozmowę przed kamerą. Twierdzi, że nie dostawała  pieniędzy od pana  Bronisława.

Dzisiaj pan Bronisław jest w bardzo trudnej sytuacji. Po wypadku nie może pracować. Utrzymuje się z niewielkiej renty. Mieszka w wynajmowanym pokoju. Gdyby Anna Ś. oddała mu pieniądze, mógłby godnie żyć.

- Jeśli się komuś ukradło 400-500 tys. zł, w wyroku jest ta kwota mniejsza, bo nie była do udowodnienia, to wypadałoby się poczuwać do jakiejś odpowiedzialności, a ona nie – mówi Jacek Sikora, pełnomocnik Bronisława Zygmy.

- Teraz kijem Wisły nie zawrócę, pieniędzy od Ś. nie dostanę. Niech chociaż trafi do więzienia – dodaje pan Bronisław.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl