Kupił samochód w salonie. Bałagan z numerami VIN

Jacek Żach z Warszawy wydał 75 tys. zł na używaną hybrydową Toyotę Auris od dealera z Elbląga. Cztery miesiące później podczas przeglądu gwarancyjnego okazało się, że numer VIN toyoty pana Jacka należy do auta w Niemczech, a numer silnika jest przypisany do samochodu w Hiszpanii.

- Kupiłem auto w salonie, u dealera, który powinien być wizytówką i dawać ludziom gwarancję, ja tego nie dostałem. Zostałem oszukany, po prostu zostałem oszukany – uważa 52-letni Jacek Żach z Warszawy.

Mężczyzna od dawna szukał odpowiedniego dla siebie samochodu. Zdecydował się na hybrydową Toyotę Auris za 75 tys. zł z programu aut używanych od dealera z Elbląga.

- Trafił się samochód, jeszcze w cenie można powiedzieć okazyjnej, w granicach 15 tys. zł taniej, niż auta wyprzedażowe tego rocznika – opowiada Jacek Żach.

Pan Jacek kupił Toyotę Auris od dealera z Elbląga w kwietniu tego roku. Beż żadnego problemu auto zarejestrował i ubezpieczył. Dopiero w sierpniu tego roku, podczas przeglądu gwarancyjnego okazało się, że z samochodem jest coś nie tak.

- Samochód jest sprawdzany w dwóch bazach, w bazie CEPiK oraz w systemie informacji Schengen. W momencie, w którym nie ma tam informacji o tym, że pojazd został skradziony, wtedy urząd dokonuje rejestracji – tłumaczy Mariusz Gruza z Urzędu Dzielnicy Wola w Warszawie.

- Człowiek z serwisu, który obsługiwał mnie w trakcie tego przeglądu powiedział, że nie bardzo może mi zrobić przegląd, bo już był zrobiony, w lipcu w Niemczech – opowiada pan Jacek.

Pan Jacek nie może korzystać z kupionego samochodu. VIN jego auta jest taki sam, jak samochodu w Niemczech, a VIN silnika jego samochodu jest taki sam, jak auta z Hiszpanii. Mężczyzna próbował polubownie rozwiązać problem z dealerem, jednak bezskutecznie.

- Samochód został importowany, pochodzi z rynku niemieckiego. Przed zakupem zweryfikowaliśmy samochód w naszej bazie danych: kraj pochodzenia, rodzaj nadwozia, kolor samochodu. Wszystkie dane się zgadzały – tłumaczy Jacek Knedler, właściciel salonu Toyoty w Elblągu.

Od przedstawiciela Toyota Motor Poland usłyszeliśmy, że centrala firmy w Polsce nie ma wpływu na to, jakie samochody sprowadzają do kraju poszczególni dealerzy Toyoty.

- Nie możemy ingerować w to, jak w danym momencie podmiot funkcjonuje i jakie decyzje podejmuje – mówi Robert Mularczyk z Toyota Motor Poland.

- Zaczął stawiać mi warunki, przynajmniej tak to odebrałem. Zabierze samochód, wystawi mi fakturę korygującą, że jest wada ukryta. Na co od razu powiedziałem, że bardzo mi przykro, ale tutaj nie ma żadnej wady ukrytej, jeśli już, jest to wada prawna i nie róbmy tego w ten sposób, żeby zamieść sprawę pod dywan – opowiada Jacek Żach o negocjacjach z właścicielem salonu  w Elblągu.

Ten odpowiada: Chcąc, żeby mój klient był całkowicie zadowolony, zaproponowałem mu fabrycznie nowy samochód ze zbliżonym wyposażeniem.
Reporterka:  To nie był samochód o takim samym standardzie, który on kupił.
Jacek Knedler, właściciel salonu: Na rynek niemiecki są inaczej wyposażone samochody, na rynek polski - inaczej.

- Prawo mówi, że ten pan zobowiązany jest zwrócić mi taką samą rzecz. Czyli takie samo auto – zauważa pan Jacek.

- Nie jestem w stanie podstawić na tą chwilę identycznego samochodu, używanego, z podobnym przebiegiem, z podobnym wyposażeniem – odpowiada Jacek Knedler.

Pan Jacek po nieudanych próbach porozumienia, zgłosił sprawę do prokuratury i na policję. Obecnie czeka na badanie mechanoskopijne samochodu. Mężczyzna będzie się domagał przed sądem zwrotu pieniędzy za samochód oraz 50 tys. zł zadośćuczynienia.

- Samochodu nie ma, pieniędzy nie ma, pożyczkę trzeba płacić, a sprawa się ciągnie – zauważa Krzysztof Dylewski, kolega pana Jacka.

- Kupowałem samochód ze strony Toyoty, pewne auto i w programie Toyota, co powinno mi gwarantować, że ten samochód będzie w świetle prawa pewnym autem – podsumowuje pan Jacek.*

* skrót materiału

Reporter: Klaudia Szumielewicz-Szklarska

kszumielewicz@polsat.com.pl