Zalana droga do gospodarstwa. Problem trwa od lat
Do gospodarstwa Romana Wałcerza z Tarnówki w Wielkopolsce prowadzi gminna droga, która od ponad kilku tygodni jest zalana. Pochodząca z wielomiesięcznych opadów woda nie ma już gdzie wsiąkać, a dreny i rowy, przez lata zaniedbywane, są niedrożne. Droga jest zalana w takim stopniu, że weterynarz, mleczarnia czy transport paszy nie chcą przyjeżdżać do rolnika. Wałcerzowie zgłaszają problem gminie od lat.
Roman Wałcerz z żoną hoduje kilkadziesiąt sztuk bydła, głównie mlecznego.
- Mamy około 80 sztuk bydła i trochę ziemi. Z tego ciągniemy, ale wszędzie trzeba dojechać, dowieźć – mówi Anna Wałcerz, żona pana Romana.
Do gospodarstwa państwa Wałcerzów prowadzi droga gminna, która od kilku tygodni jest zalana. Woda pochodzi z wielomiesięcznych opadów. Nie tylko rodzina Wałcerzów ma problem z dojazdem do gospodarstwa.
- Nieraz trzeba wyjechać ciągnikiem do asfaltu, bo np. kurier boi się wjechać w drogę. Ona jest gminna, zawsze o nią dbałem, ale teraz akurat mam kłopoty ze zdrowiem i nie mogę, nie daję rady - tłumaczy Roman Wałcerz.
- Tu przyjeżdżają samochody z paszą, co drugi dzień po mleko, weterynarz też wczoraj był i uderzył w kamień. Inseminator do bydła powiedział, że następnym razem nie przyjedzie, bo ma mały samochód. A córka jak jeszcze samochodu nie miała, to albo ją trzeba było zawieźć do pracy, albo brała gumowce i szła drogą w kaloszach. Później zostawiała je w rowie i dalej szła do pracy - opowiada Anna Wałcerz.
Nie tylko droga jest zalana. Przez obfite opady woda stoi również na polach. Pan Roman i pani Anna boją się, że nie wykarmią swojego bydła, a jest to ich jedyne źródło zarobku.
- Karma została na polu. To, co mieliśmy zasiane, zazwyczaj starczało nam na cały rok, w tym roku nie wiem, czy starczy nam na 3 miesiące. Na razie myśleliśmy, żeby dokupić sianokiszonki, bo to jest jeszcze na rynku, a poza tym nie wiem, co dalej – mówi Anna Wałcerz.
Woda nie spływa do rowów, ponieważ od wielu lat są one niedrożne. Pan Roman zgłaszał wielokrotnie problem do gminy. W trakcie realizacji reportażu na miejscu pojawiły się dwie koparki.
Reporterka: Dlaczego akurat dziś zaczęliście to robić?
Jan Zając, inspektor Urzędu Gminy w Tarnówce: O nie, pani kochana, niech sobie pani tego tak nie bierze, że przyjechaliście, to żeście nas pogonili, to nieprawda. My to robimy od paru dni. Mieliśmy przerwę, bo nie mieliśmy koparki. Ale to była chwila przerwy, dlatego dziś są dwie koparki.
- Gmina powinna dbać. Prosiliśmy, pisaliśmy do wójta, dzwoniłem nawet. Mówi, że zrobią drogę, jak zejdzie woda, a ta woda nie schodzi. Przyjdzie zima, zamarznie, potem poprzerywa i nikt się z gospodarstwa nie wydostanie – mówi Roman Wałcerz.
- Mamy odkopane w tej chwili 3 km rowu, między innymi to właściciele gruntów dołożyli się do tego, i oni przy swoich gruntach zapłacili za rów, który został odbudowany – tłumaczy Jan Zając, inspektor Urzędu Gminy w Tarnówce.
Reporterka: Kto powinien o nie dbać?
Inspektor: Chyba ci, co korzystają z tego, to nie są rowy gminne, to są rowy, które służą tym, którzy tutaj mają grunty.
- W takim razie dlaczego ci, którzy z tych rowów korzystają, tego nie robią, tylko państwo?
- I to jest pytanie zasadnicze, dlatego że na dzisiaj nie ma nikogo, kto mógłby prawnie egzekwować to, że te rowy mają czyścić ci, którzy korzystają z tych rowów.
Gmina obiecuje, że problem rozwiąże. Droga ma być wyremontowana, ale dopiero za rok. Pan Roman twierdzi, że pomoc jest potrzebna teraz. Za chwilę jego rodzina nie wydostanie się z gospodarstwa.
- Najbardziej chodzi o tę drogę, nie daj Boże, żeby karetka musiała dojechać, w tej chwili nie ma takiej możliwości – podsumowuje Roman Wałcerz.*
* skrót materiału
Reporter: Angelika Trela
atrela@polsat.com.pl