Porwał dziecko dla okupu

Bogusław K. porwał i zamknął w skrzyni 10-letniego Kamila. Skrzynię ukrył w gęstych zaroślach pod Krakowem Potem zażądał okupu. Choć był siarczysty mróz, przetrzymywał chłopca przez 4 noce. Kamila wypuścił, gdy dostał okup. Wpadł niedawno, 11 miesięcy po porwaniu. Właśnie planował kolejne.

Kraków. 18 stycznia zeszłego roku. Matka 10-letniego Kamila odwozi go rano do szkoły. Chłopiec wysiada w centrum miasta na przystanku autobusowym. Do przejścia ma zaledwie kilkaset metrów. Nie wie, że tuż obok czeka na niego porywacz, że za chwilę zostanie wciągnięty do samochodu i wywieziony w nieznane.

- On tam czekał wiele dni, ponieważ za każdym razem porywaczowi wydawało się, że ktoś może go zobaczyć. Aż wreszcie nadszedł ten dzień, kiedy nie było tam po prostu nikogo – opowiada oficer operacyjny CBŚP w Krakowie.

Porywacz odezwał się po kilku godzinach. Zażądał od rodziców chłopca stu tysięcy euro. Zagroził, że jeśli nie dostanie pieniędzy, zabije dziecko. Okup został wpłacony. Do akcji wkroczyło Centralne Biuro Śledcze Policji.

- Wypuścił chłopca, przy czym, to dziecko było tak przerażone, że tak naprawdę nie wiedziało, gdzie jest – mówi oficer operacyjny CBŚP w Krakowie.

Porwany chłopiec przetrzymywany był kilkanaście kilometrów od domu. Na gęsto zarośniętych nieużytkach, na peryferiach Krakowa. Porywacz uwięził go w drewnianej skrzyni. Chłopiec spędził w niej pięć dni. Kompletnie sam. Zziębnięty, głodny i przerażony.

- Jedyne dojście do skrzyni było z boku, choć też były gęste zarośla. Na skrzyni było mnóstwo ogniw elektrycznych, akumulatorów, baterii… Służyły głównie do zasilania telefonów komórkowych. Wiemy na pewno o 10 telefonach, które były w okolicy i w skrzyni. Słuchał chłopaka, wydawał mu też polecenia – opowiada oficer krakowskiego CBŚP.

Skrzynia zrobiona jest z płyt, mających milimetrowe szpary. Do Kamila praktycznie wcale nie docierało światło. Chłopiec nie mógł też wstać, czy rozprostować nóg. Załatwiał się do wiadra z napisem toaleta. Porywacz zostawił mu wodę i batoniki. Wszystko to jednak zamarzło.

- To była zima, rok temu. O ile sobie przypominam, to było minus 12 stopni, przez kilka dni. Trzeba powiedzieć, że to naprawdę nieprzeciętne dziecko, bardzo inteligentne, które na pewnych etapach potrafiło sobie być może pewne rzeczy wytłumaczyć. To naprawdę twardy, mądry dzieciak – opowiada Marcin Drożdżak, naczelnik Małopolskiego Wydziału dw. z Przestępczością Zorganizowaną CBŚP.

Porywacz starannie wszystko przygotował, dbając, by policja nigdy nie wpadła na jego trop.

- Zasłaniał twarz, posiadał pewną wiedzę i miał dobrze rozpoznany teren. Doskonale unikał kamer monitoringu – tłumaczy Marcin Drożdżak, naczelnik Małopolskiego Wydziału dw. z Przestępczością Zorganizowaną CBŚP.

- On pozornie, zupełnie przypadkowo, nagle przechodzi przez ulicę w określonym miejscu, nadjeżdża autobus… odwraca głowę. Ma już we krwi metody kontrobserwacji, że swobodnie to omija. Dźwięki, które Kami miał usłyszeć, zapachy, które poczuł, były specjalnie dla niego przygotowane, żeby on nam potem o nich opowiedział. To wszystko był teatr przygotowany przez przestępcę -  mówi oficer operacyjny CBŚP w Krakowie.

- Wszystkie elementy, które pozostawione były na widoku dla nas, były spreparowane. Były odpowiednio przygotowane, żebyśmy my po znalezieniu ich poszli w zupełnie inną stronę. A nie za nim – dodaje.

Jak się okazało, porywacz kierował śledczych na osoby nie mające związku ze sprawą, ale mające wcześniej konflikt z prawem.

- Z tak wyrafinowanym porywaczem, inteligentnym, przebiegłym do tej pory w Małopolsce nie było do czynienia. Warto wspomnieć, że porywacz nie pracował sam, miał konkubinę, z którą razem zaplanował to porwanie – komentuje Dawid Serafin z portalu Onet.pl.

Polowanie na porywacza trwało niemal rok. Policjanci dopadli go kilka tygodni temu. Okazał się nim Bogusław K., 50-letni mieszkaniec Krakowa. W latach 90. był już karany za porwanie żony krakowskiego biznesmena. W więzieniu odsiedział wówczas siedem lat. Później, jak twierdzą policyjni śledczy, zajmował się wyłącznie planowaniem porwań i ich realizacją.

- My zawsze sobie wyobrażamy człowieka dobrze zbudowanego, wytatuowanego, budzącego grozę. A czasami jest to zwykły człowiek, który koło pana będzie robił zakupy. I nie zwróci pan na niego uwagi – zauważa Marcin Drożdżak, naczelnik Małopolskiego Wydziału dw. z Przestępczością Zorganizowaną CBŚP.
 
W trakcie śledztwa okazało się, że Bogusław K. stoi za kolejnym porwaniem. W czerwcu 2013 r. uprowadził krakowskiego biznesmena: 76-letniego Zbigniewa P. Mężczyzna zniknął późnym wieczorem sprzed kamienicy, w której mieszkał. Wszystko odbyło się podobnie, jak w przypadku porwanego chłopca.

Mężczyzna został wciągnięty do przygotowanego wcześniej samochodu dostawczego. Był on wygłuszony i przystosowany tak, by łatwo było skrępować ofiarę.

- Samochód był zabezpieczony materiałem wybuchowym, który zneutralizowali policyjni pirotechnicy. Wszystko wskazuje na to, że wybuch miał spowodować zniszczenie wszystkich śladów, które mogłyby doprowadzić policjantów na trop przestępcy. W wyniku prowadzonego postępowania w kolejnej skrzyni zostało znalezione ciało mężczyzny (porwanego przedsiębiorcy – red.) - informuje Iwona Jurkiewicz z CBŚP.

- O ile tamta skrzynia była ustawiona na powierzchni, to ta była w całości wkopana w ziemię. Odnalezione ciało było w stanie daleko zaawansowanego rozkładu. W zasadzie pozostał szkielet – tłumaczy oficer krakowskiego CBŚP. 

- Niektóre okoliczności wskazują, że mogły być inne uprowadzenia, innych osób, które się nie zgłosiły do nas do dnia dzisiejszego, a o których organy ścigania nie wiedzą – informuje Marcin Drożdżak, naczelnik Małopolskiego Wydziału dw. z Przestępczością Zorganizowaną CBŚP.

W momencie zatrzymania okazało się, że Bogusław K. planował kolejne porwanie. Znowu miało to być dziecko.*

* skrót materiału

Reporter: Rafał Zalewski

rzalewski@polsat.com.pl