Kupili mieszkania od spółdzielni. Mają dopłacić nawet 100 tys. zł!

Spółdzielnia mieszkaniowa z Lublina oferowała mieszkania po ok. 4700 zł za metr kwadratowy. Kilka miesięcy po tym jak zdobyła klientów, zapowiedziała, że ceny wzrosną nawet o 25 procent. Dla niektórych oznacza to dopłatę do mieszkania nawet 100 tys. zł.

31-letni Piotr Skowroński od trzech lat wraz z żoną i dwojgiem dzieci wynajmuje mieszkanie na jednym z lubelskich osiedli. Rok temu rodzina postanowiła wziąć kredyt i kupić własne mieszkanie. Skowrońscy wybrali ofertę lubelskiej spółdzielni mieszkaniowej, która oferowała mieszkania po 4700 zł za metr.

- Pieniądze już zostały wpłacone i do tej pory nie mamy żadnych oficjalnych informacji, co z tego będzie. Zgodnie z umową, do końca stycznia powinniśmy otrzymać akt notarialny i móc tam zamieszkać – mówi Piotr Skowroński.

Z oferty spółdzielni mieszkaniowej skorzystało kilkanaście osób. Wśród nich – poza panem Piotrem – jest m.in. Dawid Kamiński oraz Bartłomiej Kosiak z narzeczoną, dla których wymarzony lokal miał być tym pierwszym w życiu.

- Dowiadujemy się nieoficjalnie o planowanym wzroście cen za mieszkanie w bloku, który nie został jeszcze oddany. Lada dzień ma się odbyć odbiór tego bloku – tłumaczy Dawid Kamiński.

- W połowie września zostaliśmy wezwani przez nowy zarząd spółdzielni na rozmowę.  Zostało nam powiedziane, że
poprzedni zarząd nie do końca policzył wszystkie koszty związane z inwestycją – dodaje Bartłomiej Kosiak.

We wrześniu ubiegłego roku spółdzielnia zażądała od swoich klientów dopłat za kupione mieszkania. Kwoty sięgały nawet stu tysięcy złotych. Tłumaczono to złymi obliczeniami poprzedniego zarządu spółdzielni.

- Dowiedzieliśmy się, że cena jednego metra kwadratowego wzrośnie o bagatela 1300 zł – opowiada Piotr Skowroński.

- Pierwotnie, tak jak według umowy, było 4,5 tysiąca zł za metr plus ewentualne wypłaty, ale z tym się każdy liczył, że mogą to być dopłaty 50 lub 150 złotych za metr. Jednak na spotkaniu wrześniowym powiedziano nam, że się jeszcze nie doliczono błędów księgowych, ale strzelają, że będzie to miedzy 1000 a 1500 zł za metr kwadratowy – dodaje Bartłomiej Kosiak, w którego przypadku byłaby to dopłata około 70 tys. zł.

- Klienci nabywający nieruchomość od spółdzielni mieszkaniowej zawsze ponoszą ryzyko poniesienia ostatecznej ceny, która jest rozliczona po zakończeniu inwestycji. Jednak w większości przypadków to rozliczenie nie budzi kontrowersji wśród klientów i ono jest akceptowalne – komentuje pośrednik nieruchomościowy Grzegorz Palczewski. 

- Nie znamy przyczyn. Wiemy tylko, że zmienił się zarząd spółdzielni. Nieoficjalnie nam powiedziano, że poprzedni zarząd zawinił. Nie wiem czy w niegospodarności czy ktoś te pieniądze ukradł – zauważa Dawid Kamiński.

Nowe władze spółdzielni nie mają sobie nic do zarzucenia. Twierdzą, że same mają kłopoty i mieszkańcy powinni to zrozumieć. Nowy zarząd – zdaniem mieszkańców – miał także namawiać ich do rezygnacji z kupna lokalu. Ponadto podczas realizacji reportażu władze spółdzielni prosiły swoich klientów, by wycofali się z udziału w nagraniu.

- Ktoś te osoby według mnie, mówiąc między nami, wprowadził w błąd. Kalkulacje nie dobiegły do końca. Zgodnie z tym, co jest w umowie, dopóki nie dojdzie do podpisania aktu notarialnego, może się zmienić. Nie wiem… o 20 groszy, o 50, 100 złotych. Wszystko robimy, by była jak najniższa – powiedziała przedstawicielka spółdzielni mieszkaniowej.

- Czy zrezygnujemy, czy zostaniemy będziemy musieli ponieść bardzo wysokie koszty. Nie ze swojej winy – podsumowuje Dawid Kamiński.*

*skrót materiału

Reporter: Paweł Gregorowicz

pgregorowicz@polsat.com.pl