Tragiczny poród. Wyszła ze szpitala niepełnosprawna
Pani Agnieszka spod Chełmna wini miejscowy szpital za niepełnosprawność. W 2013 roku podczas porodu kobieta doznała skomplikowanego pęknięcia odbytu, a położna tak ją zszyła, że do dziś 37-latka nie kontroluje swoich potrzeb i wypróżnia się pochwą. Ma 70-procentowy ubytek na zdrowiu. Szpital do winy się nie poczuwa.
Pani Agnieszka we wrześniu 2013 roku zgłosiła się do szpitala w Chełmnie na poród. 32-letnia wówczas kobieta miała urodzić swoje czwarte dziecko. Akcja porodowa trwała 20 minut. W jej trakcie stało się coś, co zmieniło życie pani Agnieszki.
- Sama doszłam, rozebrałam się, położyłam na tym łóżku. Zanim przyszła pani z dokumentacją, usiadła tyłem do mnie, to po prostu mała mi sama wyskoczyła. Stwierdzono, że pękłam w kształcie gwiazdy. Poszła po pana doktora i na korytarzu mówi, że jeden szew ma mi założyć. Ale ta pani przyszła i stwierdziła, że założy mi kilka, żebym nie została kaleką – opowiada pani Agnieszka.
Pani Agnieszka nie wiedziała, jak została zszyta. Bóle i problemy z chodzeniem przypisywała dolegliwościom poporodowym. Dopiero pielęgniarka środowiskowa uświadomiła młodej kobiecie, że ma zaszyty odbyt.
- Ona mówi, że jestem bardzo mocno pozszywana. Nie były to trzy, tylko kilkanaście szwów. A załatwiać się nie załatwiam, bo po prostu nie mam odbytu. Mam go zaszytego, przyszytego do pochwy. Przez nią się załatwiam. Po każdym zjedzeniu, idzie mi wszystko przodem. Jak zjadam w domu, to po paru sekundach trzeba iść się załatwić, bo to ból brzucha i to leci. A poza domem nie jem, bo nie mam czucia – mówi pani Agnieszka.
- Szwy to po prostu były pętelki, supełki. Jakby ktoś robił to pierwszy raz – mówi pan Mirosław, mąż pani Agnieszki.
Pani Agnieszka przez kilka lat jeździła do chełmskiego szpitala, by pomogli jej wrócić do zdrowia. Szpital nie chce komentować sprawy pani Agnieszki.
Przedstawiciel szpitala: To, czy jest kaleką, to też my mamy swoje zdanie. Jeżeli pani życzy od nas jakiekolwiek odszkodowania, to od tego są odpowiednie instytucje, a nie media.
Reporterka: Ta pani ma 70 proc. ubytku i orzeczenie o niepełnosprawności, więc chyba jest kaleką?
Przedstawiciel szpitala: Proszę pani, czy to się stało u nas, to też jest do tego instytucja, która będzie rozstrzygała.
- Złapała po prostu wszystkie części i zaszyła. Nie był wezwany lekarz, nie kontrolowano, jak to było zszyte. Położna nie zgłosiła, że pękłam w kształcie gwiazdy, tylko że normalne pęknięcie pierwszego stopnia – mówi pani Agnieszka.
- Dlaczego szpital nie chce dialogu i idzie w zaparte, że właściwie to się tak naprawdę nic w tym szpitalu nie stało? Kiedy dokumentacja już sama wskazuje, że działo się naprawdę dużo i to tragicznych rzeczy – wskazuje Daniel Dębniak, pełnomocnik pani Agnieszki.
- To jeszcze trzeba stwierdzić, kiedy to pęknięcie nastąpiło, czy ono było w ogóle widoczne i czy ono w ogóle było – słyszymy od przedstawiciela szpitala.
Pani Agnieszka wystąpiła do szpitala o zadośćuczynienie. Liczy, że pokryje koszty operacji rekonstrukcji odbytu. Takich zabiegów kobieta będzie musiała przejść kilka, każdy z nich to koszt kilku tysięcy złotych. Wkrótce sprawa trafi do prokuratury i sądu.
- Pani z Warszawy, co prywatnie przyjęła, powiedziała, że spróbuje to zrobić. Ona nie widziała takiej sytuacji tyle lat, co robi. To jest kilka operacji i nie wiadomo, czy organizm przyjmie to, co będzie miała wstawione – tłumaczy pan Mirosław.
- Na początku myślałam, że człowieka skierują, jak najszybciej naprawią, a teraz będzie 5 lat, jak nikt winy nie widzi – podsumowuje pani Agnieszka.*
* skrót materiału
Reporter: Klaudia Szumielewicz-Szklarska
kszumielewicz@polsat.com.pl