Fatalna pomyłka antyterrorystów. Wtargnęli do mieszkania niewinnego człowieka

Był środek nocy, gdy do mieszkania pana Zbigniewa z Bielska Podlaskiego z wielkim hukiem wpadli antyterroryści. Jedni wyłamali drzwi wejściowe, inni balkonowe. Ich interwencja okazała się fatalną pomyłką, za którą teraz nie ma komu uczciwie zapłacić. Policja oszacowała straty na zaledwie 2164 zł.

48-letni pan Zbigniew mieszka w Bielsku Podlaskim. Mężczyzna od 7 lat jest wdowcem.  Do dziś nie może zapomnieć zdarzeń sprzed 2 lat. Przed jego blok przyjechali miejscowi policjanci kryminalni i dwa busy z antyterrorystami z Białegostoku.

- Około 1 w nocy usłyszałem duży huk. Wpadła policja, antyterroryści. Weszli z dwóch stron: od balkonu i klatki schodowej. Przeładowali broń i powiedzieli, żebym zamknął mordę, bo odstrzelą mi głowę - opowiada Zbigniew Jakubowski.
Mieszkanie pan Zbigniewa obrzucono granatami hukowymi, a mężczyznę w kajdankach wywleczono z mieszkania.

Okazuje się, że kilka godzin przed akcją antyterrorystów do jednej z miejscowych piwiarni wtargnęli mężczyźni z przedmiotem przypominającym broń. Sterroryzowali barmankę i ukradli tysiąc złotych. Policjanci uznali, że sprawcą napadu był pan Zbigniew. Policja przetrzymywała mężczyznę w komendzie ponad 12 godzin.

- Cały czas mówili, żebym się przyznał, jak ja tego nie popełniłem – wspomina Zbigniew Jakubowski.

- Można było spytać dzielnicowego, kto mieszka w tym mieszkaniu i czy potrzebna jest ta cała grupa antyterrorystyczna – zauważa Andrzej Zdanowicz, redaktor naczelny Nowin Podlaskich.

- Informacje wtedy zebrane wskazywały, że w jednym z mieszkań znajduje się jeden ze sprawców i że może być uzbrojony. Niewątpliwie błąd został popełniony. Mężczyzna nie miał nic wspólnego z przestępstwem. Sprawców nie udało się zatrzymać
– przyznaje Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

Kiedy mężczyzna wrócił do domu, był w szoku. Nikt nie pilnował jego majątku.  Uszkodzone drzwi były tylko oklejone policyjną taśmą.

- Gdy wróciłem z komendy, drzwi były otwarte. Nie było żadnego policjanta i w każdej chwili każdy mógł wejść do mieszkania. Przyjechali do oszacowania strat z Białegostoku. Weszli i zaczęli się głupio uśmiechać, mówiąc, że „mało narobili chłopcy” – twierdzi pan Zbigniew.

- Przyjechali do niego rzeczoznawcy z Komendy Wojewódzkiej i zaczęli wyceniać straty: a te drzwi to takie stare, okno też nie jest najlepsze, podłoga stara... No, tak się nie robi – uważa Andrzej Zdanowicz, redaktor naczelny Nowin Podlaskich.

Jak twierdzi pan Zbigniew, białostocka policja podczas szacowania strat nie wzięła pod uwagę zniszczonych mebli, paneli czy płytek. A przecież zdewastowane zostały na skutek wybuchu granatów hukowych. Podczas rewizji policjanci uszkodzili też drzwi od szafy.

- Oszacowaliśmy straty. W naszej ocenie wyniosły 2164 złote. My oceny dokonaliśmy i stanowiska nie zmieniamy – oznajmia Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.

- W naszej ocenie jest to kwota zaniżona i śmieszna. Generalnie stanowisko policji jest dla mnie niezrozumiałe, bo można było załatwić to polubownie. Można było się dogadać – uważa Joanna Sawicka, pełnomocnik pana Zbigniewa.

- Za same drzwi 1600 zł zapłaciłem. Kpiny i śmiech – dodaje pan Zbigniew.

Ponieważ mężczyzna nie mógł się doczekać naprawienia szkód, w lipcu 2017 roku złożył w sądzie pozew przeciwko podlaskiej policji. Żąda 25 tysięcy złotych. Mężczyzna z powodu traumy do dziś sypia przy zapalonym świetle.

- Powód żąda zapłaty za wyrządzone straty i zadośćuczynienia za krzywdę wyrządzoną w tym zdarzeniu. Złożył wniosek o powołanie biegłego, który wyceni szkody – mówi Jacek Stypułkowski, prezes Sądu Rejonowego w Bielsku Podlaskim.

- Za długo to trwa. Zaraz miną dwa lata i dalej nie wiadomo co i jak – podsumowuje pan Zbigniew.*

* skrót materiału

Reporter: Artur Borzęcki

aborzecki@polsat.com.pl