„Córka z dziećmi straciła wszystko. Ledwo uszli z życiem”. Wybuch gazu w Mirsku
Libacja alkoholowa w mieszkaniu Czesława K. i odkręcony gaz najprawdopodobniej doprowadziły do eksplozji w kamienicy w Mirsku, gdzie ucierpiało 10 osób. Znajomy Czesława K. mówi, że gdy od niego wychodził, ten miał w planach ugotować kiełbasę. Najprawdopodobniej kipiąca woda zgasiła płomień, a odkręcony gaz nadal się ulatniał. Kamienicę rozebrano. Mieszkała w nim m.in. matka z pięciorgiem dzieci.
W czwartek przed południem w jednej z kamienic w Mirsku doszło do potężnej eksplozji. Najbardziej prawdopodobną przyczyną zdarzenia jest to, że odurzony alkoholem, emerytowany górnik – Czesław K., usnął zostawiając odkręcony gaz.
- To taki sobie pijaczek. Prawdopodobnie butlę wymieniał, może coś tam nie dokręcił. Nikt nie wie – opowiada Małgorzata Nadybska, mieszkanka Mirska.
– On miał wypadek w górnictwie, w kopalni i był na rencie górniczej. Miał dobrą emeryturę i elementy różne chodziły. Takim sponsorem był. Dzień wcześniej dostał emeryturę - tłumaczy Janusz Hutnik z Mirska
– Jak wziął rentę to pił piwo. Przyszedł z banku, to była gdzieś pierwsza godzina. Czesiek mówi: ja z tobą lubię sobie Kaziu wypić, idź po flaszkę. No, to poszedłem, kupiłem pół litra. Było nas 5 osób, to pół litra wódki, to było prawie nic. Aż szkoda gadać do tego mikrofonu. Na drugi dzień przyszedłem przed siódmą. Znowu usiadłem do kielicha. Posiedziałem niecałą godzinę i poszedłem – opowiada pan Kazimierz, znajomy Czesława K.
Mężczyzna opowiada, że kiedy wychodził, Czesław K. wstawił na gaz garnek z wodą, by ugotować kiełbasę. - To zagasło, czy zalało, nie wiem – dodaje.
- Tam mieszkała dziewczyna z pięciorgiem dziećmi oraz taka starsza pani i na dole małżeństwo, ale jego nie było, bo wyjechało do Holandii do syna – mówi Małgorzata Nadybska z Mirska.
W eksplozji rannych zostało dziesięć osób jednak na szczęście nikt nie zginął. Jedną z mieszkanek kamienicy była matka samotnie wychowująca pięcioro dzieci. Troje z nich znalazło się tymczasowo pod opieką babci.
- Córka z dziećmi straciła wszystko. Ledwo uszli z życiem, Ona była najgorzej poszkodowana, gdzieś tam belką oberwała, ale jakoś się wyczołgała. Nie wiem jak ona te dzieci pozbierała po omacku, bo jest krótkowzroczna i okulary jej się uszkodziły. Gdzieś te dzieci po omacku zbierała - opowiada Elżbieta Dąbrowska, babci poszkodowanych w wyniku eksplozji, dzieci. Teraz jej rodzina potrzebuje pomocy. Każdy gest się liczy.
W piątek zdewastowana kamienica, przy asyście Inspektora Nadzoru Budowlanego, została rozebrana. Jednak mieszkańcy przylegających budynków nie mogą być pewni swojego losu. Istnieje ryzyko, że ze względów bezpieczeństwa inne budynki trzeba będzie wyburzyć. *
* skrót materiału
Reporter: Jan Kasia
jkasia@polsat.com.pl