Prowadzi pseudohotel i atakuje sąsiadów

Pan Marcin z podwarszawskiego Raszyna walczy z pseudohotelem, w którego sąsiedztwie mieszka. - Boję się każdego dnia. Nauczyłem się żyć z tym, żeby mieć oczy z tyłu głowy - mówi pan Marcin.

Ciągły lęk o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny, to od kilku lat
rzeczywistość pana Marcina. Kiedy w 2012 roku wprowadził się do swojego domu, nie przypuszczał, że będzie miał tak ogromne problemy z sąsiadem, który zaczął ogłaszać na portalach internetowych , że oferuje noclegi.

- Ten obiekt zaczął się „rozkręcać”, samochody zaczęły parkować naprzeciwko bramy, w bramach naszych posesji, że mieliśmy ciężko wyjeżdżać – opowiada pan Marcin.

Nie tylko pan Marcin, ale także okoliczni sąsiedzi pseudohotelu zaczęli pisać pisma do różnych urzędów, że jeden z sąsiadów prowadzi taką działalność. Wtedy dla pana Marcina zaczął się koszmar.

- Wyszedłem zrobić zdjęcia, udokumentować, co to za samochody są, by później udowodnić że tu jest rzeczywiście jakaś działalność. W tym momencie ta osoba wyszła z hotelu i zaczęła rzucać kawałkami gruntu z kamieniami we mnie – opowiada pan Marcin.

Mężczyzna opowiada, że sąsiad potrafił w środku nocy budzić jego rodzinę, dzwoniąc do drzwi. Pokazał nam nagranie, na którym słychać: „dobry wieczór chamie, skur***.

- Wychodząc na działkę słyszę dosyć głośne: „psie do budy”. Jeśli wychodzi żona, jest: „suko do budy”, a dziecko bawiące się na działce słyszy: „szczeniak do budy”. Wiem, że ma brata bliźniaka. Bardzo podobni są do siebie, natomiast jeden z nich jest tęższy i to on prowadzi ten hotel – mówi pan Marcin, który mieszka naprzeciwko pseudohotelu.

Sytuacja stawała się coraz bardziej groźna. Blokowanie wjazdu, wyzwiska, rzucanie różnymi rzeczami na posesję pana Marcina, to był dopiero początek jego dramatu.

- Słyszę jak coś uderza w drzwi mojej posesji. No więc wychodzę przed, otwieram furtkę, a ta osoba wbiega na moją posesję i próbuje mi wyrwać telefon. Jeszcze mnie uderza. Upadam na ziemię i uderzam się w głowę, a on wraca do swojego hotelu – mówi pan Marcin, pokazując nagranie z zajścia.

- Ale to jest jeszcze nic, bo za mniej więcej 20 dni zablokował mi wyjazd. Wyszedłem z tego, żeby zrobić zdjęcia. Wówczas samochód gwałtownie skręcił w moim kierunku i przeleciałem przez maskę. Potrącił mnie  - dodaje mężczyzna.

Walka w sądzie z sąsiadem trwa już kilka lat. W marcu 2017 roku, zapadł wyrok skazujący sąsiada na rok pozbawienia z 3-letnim okresem zawieszenia. Wyrok jest nieprawomocny, bo sąsiad złożył apelację. Sąd poinformował nas mailem, dlaczego sprawa trwa tak długo.

„Uprzejmie informujemy, że Sąd skierował wniosek o przeprowadzenie badań psychiatrycznych.  Oskarżony  nie stawił się na badania, a był prawidłowo wezwany na ich termin.”
 
Sąsiad pana Marcina znany jest w całej okolicy. Pan Ryszard Kowalczyk, w imieniu innych mieszkańców, od lat wysyła do urzędów pisma z prośbą o wyjaśnienie, na jakich zasadach działa ten budynek. W 2015 roku miała miejsce kontrola Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. Jej wynik jest szokujący.

- Według naszych ustaleń budynek nie posiada takiej decyzji, jak pozwolenie na użytkowanie.  Nie jesteśmy w stanie spowodować, aby właściciel go nie użytkował, ale jest użytkowany nielegalnie. Po przeprowadzonej kontroli wydaliśmy stosowne decyzje, nałożyliśmy karę za bezpodstawne użytkowanie tego obiektu – informuje Renata Bućko, Powiatowy Inspektor Nadzoru Budowlanego w Pruszkowie.

- Po kontroli wyraźnie stwierdzono, że jest to obiekt o liczbie 16 pokoi wraz z łazienkami o charakterze hotelowym. Dziwi mnie to, że przez 5 lat nadzór w tej sprawie nic nie zrobił i dalej odpisuje, że postępowanie się toczy. Od gości hotelowych, opuszczający ten obiekt, udało się uzyskać informacje, że osoba prowadząca działalność wystawia faktury na dwie spółki. Przekazałem te faktury urzędowi skarbowemu - tłumaczy Ryszard Kowalczyk, który również mieszka blisko pseudohotelu.
 
Żeby udowodnić, że obiekt cały czas działa, postanowiliśmy skorzystać z jego usług.  Przez portal internetowy nasza reporterka zarezerwowała pokój. Poprosiliśmy, by rozliczono się z nami fakturą.

Przesłano ją na maila. Po wydrukowaniu nasze reporterki wróciły do budynku, żeby wyjaśnić wątpliwości dotyczące wystawionego dokumentu.

Reporterka: Dostałam tę fakturę i nawet wydrukowałam, ale ten NIP? Skąd pan go ma? Na pewno to nie jest mój NIP, więc…
Sąsiad: To muszę skasować.
Reporterki: Musimy się teraz przedstawić. Jesteśmy z Telewizji Polsat. Mamy gorącą prośbę, żeby pan nam wyjaśnił, gdzie my jesteśmy i  czy pan ma pozwolenie na prowadzenie…
Sąsiad: To jest wynajem pokoi.
- Wynajem pokoi? Na portalach internetowych ma pan napisane, że to jest hotel. Ma pan w ogóle pozwolenie na ten budynek?
- Ja nie wiem.
- Jak to pan nie wie?
- Ale skąd ja mam wiedzieć?
- Na jakiej zasadzie pan pobiera pieniądze, wystawia fakturę, proszę zobaczyć ma pan fakturę  VAT. A podany na niej NIP nie istnieje, bo sprawdzałyśmy.
- To się poprawi. Nie wiem, skąd to. To pomyłka. A może to pani wpisała?
- Nie. Ja to mam na mailu. Ma pan fakturę VAT, a gdzie tutaj jest, że jest pan zwolniony z VAT-u , gdzie tu jest VAT? Czy pan się rozlicza w ogóle z Urzędem Skarbowym?
- Ja się nie…, to nie ja.
- Ale ja mam maila od pana.
- Poprawię to. Jest firma i ta firma wystawia fakturę.
- Czy jest pozwolenie na to, żeby tu przebywali ludzie ? Czy jest odbiór straży pożarnej, inspektorów budowlanych?
- Proszę pani, ja nie wiem.
- To jak coś by się stało, to kto ma odpowiadać?
- Ja nie wiem, no.
- Pan się ogłasza!
- Ja nie ponoszę.

Mężczyzna kategorycznie odmówił oficjalnej wypowiedzi przed kamerą i opuścił budynek. Udajemy się pod adres, który widnieje na fakturze, którą przesłał nam mailem.

- My też mamy problem z tą spółką. Jesteśmy tutaj właścicielami, mamy też tutaj kancelarię, a oni są wpisani cały czas pod tym adresem. Listonosz przynosi tonę korespondencji. To są jakieś długi ,bo to rozumiem, że ta spółka robi same długi. Oni mieli tutaj siedzibę. To musiało być ponad 10 lat temu. Funkcjonują w KRS i nie jesteśmy w stanie tej siedziby ich wykreślić w żaden sposób – usłyszeliśmy.   

Udajemy się drugi z adresów widniejący na fakturach, które otrzymują klienci pseudohotelu. Tam słyszymy podobną historię.

- Oni prawdopodobnie kiedyś tu mieszkali. Przychodzą tu do nich pisma, ale ja ich nie odbieram – mówi mężczyzna.

Z uzyskaną przez nas fakturą idziemy do Urzędu Skarbowego. Urzędniczki ze zdziwieniem oglądają film z naszej prowokacji dziennikarskiej.

- Na pewno zajmiemy się tą sprawą bardzo szybko i bardzo dokładnie będziemy wyjaśniać wszystkie sprawy  - mówi Anna Szczepańska, rzecznik Izby Administracji Skarbowej w Warszawie.*

* skrót materiału

Reporterzy: Małgorzata Frydrych, Aneta Kaziuk

mfrydrych@polsat.com.pl