Czują się oszukani przy kupnie reklamy: "Reklamuję siebie, dla siebie i wydaję na to 300 zł miesięcznie"
- Nie dość, że zostałem oszukany, bo zamiast jednej emisji reklamy, mam 24, za które muszę płacić, to jeszcze mam reklamę w gazecie, którą dostaję tylko ja - mówi Andrzej Piwowarczyk. Przedsiębiorca z Krakowa jest jednym z wielu, którzy czują się oszukani przez firmę z Wrocławia. Za reklamę w gazetach zapłacili 299 zł. Później, ku ich zaskoczeniu, otrzymali faktury za kolejne.
Trzy lata temu Natalia Karska i Krzysztof Dzieszuk otworzyli niewielki punkt z artykułami elektronicznymi. W 2016 roku zadzwonił do nich przedstawiciel firmy z Wrocławia z propozycją reklamy.
- Oferta była atrakcyjna, to było 299 zł za jedną emisję przy reklamie kontekstowej, czyli bezpośrednio zwiążanej z naszą branżą. Umowa została nam przesłana mailem z zastrzeżeniem, żeby jak najszybciej ją podpisać, bo oni zaraz kończą emisję i będą dawać to do sklepu. I my to podpisaliśmy. Pierwszą fakturę zapłaciliśmy, bo na to się zgodziliśmy. Pan nam mówił, że to będzie jedna emisja jednej reklamy. Zorientowaliśmy się, że to były pieniądze wydane w błoto, jak tylko dostaliśmy kopię tej reklamy – opowiadają pani Natali i pan Krzysztof.
Ale po miesiącu przyszła kolejna faktura również na 299 złotych. Dopiero wtedy pani Natalia i pan Krzysztof dokładnie prześledzili zapisy umowy. Okazało się, że zawarli umowę na 24 miesiące.
- W chwili, gdy podpisywana była umowa, mieściliśmy się w małęj drewnianej budce, mieliśmy siedem produktów na półce, każde 50 zł było na wagę złota. A tu przychodzą faktury na 370 zł i grożą kary po 40 tys. zł, bo takie są kary umowne – mówi Krzysztof Dzieszuk.
W takiej samej sytuacji jest Grzegorz Wróblewski, który pod Warszawą prowadzi pensjonat dla osób starszych. On także zawarł umowę z firmą z Wrocławia.
- Od drugiej faktury nie płacę, odsyłam im z adnotacją, że nie jest księgowana w mojej firmie, jako nienależna. Moim zdaniem to jest przekręt i oszustwo, nie płacę oszustom. Stać mnie, żeby to zapłacić, tylko że bym się czuł z tym fatalnie. Uważam. że oni krzywdzą ludzi i będę walczył do końca – zapowiada pan Grzegorz.
Stu przedsiębiorców złożyło zawiadomienia do wrocławskiej prokuratury, bo czują się oszukani przez firmę. Niestety wszystkie zakończyły się tak samo.
- Prokurtaor uznał, że w działaniu pracowników spółki brak jest znamion przestępstwa. Pracownicy nie wprowadzali pokrzywdzonych w błąd, nie twierdzili, że chodzi o emisję tylko jednej reklamy – informuje Małgorzata Klaus, rzecznik Prokuratury Okręowej we Wrocławiu.
Pan Andrzej prowadzi w Krakowie salon optyczny. Udało mu się nagrać rozmowę z pracownicą firmy, z której wynika, że jednak przedsiębiorcy byli wprowadzani w błąd. To jej fragment:
Pan Andrzej: Podpisujemy umowę na jedną konkretną reklamę, która będzie obok artykułu, tak?
Reklama, 299 zł za jedną emisję, reklama przy artykule i podpisujemy umowę na tę jedną emisję i nic więcej tak?
Pracownica firmy:Tak.
- Musimy stwierdzić brak ustawowych znamion czynu zabronionego, nie możemy mówić o przestępstwie wprowadzenia w błąd, nie ma w tym przypadku przestępstwa karnego – komentuje Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie.
Firma świadcząca usługi reklamowe jest jednocześnie wydawnictwem. Wydaje kilka gazet na terenie całej Polski m.in. Słowo Warszawy, Słowo Krakowa, Słowo Wrocławian. Każda z gazet, jak czytamy na stronie wydawnictwa, ma 30 000 czytelników.
- Ostatnio dzwoniłem do sieci Empik, gdzie powiedziano mi, że w ogóle o takiej gazecie nie słyszeli, jak i wydawnictwie. Ja po emisji tej reklamy szukałem tej gazety, bezskutecznie – mówi Krzysztof Dzieszuk.
- Ta reklama jest tylko w tej gazecie, która jest do mnie dostarczana, więc tak naprawdę reklamuję siebie dla siebie i wydaję na to 300 zł miesięcznie – ocenia Andrzej Piwowarczyk.
- To są adwokaci, mają własną kancelarię prawną, założyli własną windykację z siedzibą w Bratysławie i oddają swoje należności do windykacji w Bratysławie. A to też jest firma należąca do Emila B. – dodaje Grzegorz Wróblewski.
Prezesem firmy jest Emil B. Wielokrotnie prosiliśmy o spotkanie albo kontakt telefoniczny. Bezskutecznie. Pojechaliśmy więc do siedziby firmy we Wrocławiu.
- Prezes nie przebywa na miejscu, więc gdyby pani chciała, to tylko i wyłącznie kontakt mailowy i umówienie się na spotkanie – usłyszeliśmy na miejscu.*
* skrót materiału
Reporter: Paulina Bak
pbak@polsat.com.pl