Jej życiu zagraża dąb. Urzędnicy nie zgadzają się na wycinkę

- Żyję we własnym domu w wielkim strachu – mówi Renata Barej z Zielonki niedaleko Warszawy. Wszystko przez dąb rosnący na jej posesji. Drzewo jest pomnikiem przyrody, ale chorym. Rośnie 5 metrów od budynku i przy silnym wietrze może na niego spaść. Firmy ubezpieczeniowe nie chcą ubezpieczyć domu, a urzędnicy nie zgadzają się na usunięcie drzewa. Odpowiedzialności za możliwą tragedię też nie wezmą.

- Dąb na trzy śruby jest złączony, bo kiedyś to rękę było w niego można włożyć, a na górze ma wiązania – opowiada Renata Barej.

Po tym, jak po jednej z wichur rosnąca obok dębu brzoza zawaliła się, kobieta postanowiła wystąpić do miasta o usunięcie statusu pomnika dla dębu i zgodę na jego wycięcie. Miasto zleciło ekspertyzę. Ta była jednoznaczna. Dąb jest niebezpieczny i trzeba go usunąć.

- Na podstawie tej opinii urząd miasta przedstawił radzie miasta uchwałę z wnioskiem o zdjęcie przymiotu pomnikowości tego drzewa (uchwałę odrzucono – red.). Odbyła się na ten temat w radzie długa dyskusja, są w niej osoby, które specjalnie znają się na kwestiach przodowniczych – tłumaczy Grzegorz Dudzik, burmistrz Zielonki.

Miasto nie dało za wygraną. Zleciło kolejną ekspertyzę. Stwierdzono w niej, że dąb stanowi ważny element lokalnego krajobrazu, trzeba go zabezpieczyć i pielęgnować. Radni na wycięcie drzewa się więc nie zgodzili.

- Obok mamy starszych sąsiadów, którzy stwierdzili, że są emocjonalnie związani z tym drzewem – mówi pani  Renata.

- Składam oświadczenie, że nie widzimy potrzeby występowania przed kamerą i robienia sensacji. W tej kwestii jest władna rada miasta Zielonka i my dostosujemy się do wszystkich uchwał podejmowanych przez radnych – informuje nas pełnomocnik sąsiadów pani Renaty.

- Proponowałam urzędowi, że w zamian za usunięcie, jestem w stanie posadzić ileś tam drzew. A dom próbowałam ubezpieczyć, ale nie chcieli, bo stoi za blisko drzewa. Nadal nie wiem, kto weźmie odpowiedzialność, jak będzie nawałnica i drzewo spadnie na budynek – mówi pani Renata.

To pytanie zadaliśmy burmistrzowi Zielonki.

Grzegorz Dudzik: To nie jest drzewo jednostkowe w Zielonce, mamy takich spraw więcej.
Reporterka: Ale mogę uzyskać odpowiedź, kto weźmie odpowiedzialność?
Grzegorz Dudzik: Odpowiedzialność gminy polega na tym, że ma obowiązek pielęgnować to drzewo i taka uchwała o pielęgnowaniu tego drzewa została przyjęta.

- Nie spotkałem się z takim natężeniem złej woli i zacietrzewienia ze strony urzędników i radnych miasta. Odpowiedzialności w przypadku, kiedy drzewo się zawali, nie weźmie nikt. Urząd umyje ręce, zapewne powie, że wykonał kilka badań i w świetle jednej czy dwóch opinii drzewo ma być konserwowane, więc zrobiono, jak kazał ekspert – argumentuje Dariusz P. Kała,  pełnomocnik pani Renaty.

Właścicielka domu postanowiła walczyć w sądzie. Boi się, że przez chore drzewo może stracić dorobek życia.

- Wracając z pracy obawiam się, czy drzewo jeszcze stoi. Po tym jak zawaliła się brzózka, jak są jakieś wiatry, to staram się albo wychodzić z domu,  albo jestem w drugiej części, nie przebywam w tej, gdzie jest dąb – podsumowuje pani Renata.*

* skrót materiału

Reporter: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl