Szukał złodziejki, został ukarany

Kiedy Zbigniew Janc zauważył, że giną mu ze stoiska w galerii handlowej kolekcjonerskie monety, a następnie pieniądze, zamontował kamerę. Ta nagrała, jak rzeczy mężczyzny przeczesuje kobieta z sąsiedniego stoiska. I to przez kilka dni. Kobieta nic wówczas nie zabrała, ale pan Zbigniew twierdzi, że to ona okradała go wcześniej. I za te oskarżenia przyszło mu słono zapłacić.

Zbigniew Janc od 20 lat prowadzi swoje stoisko w domu handlowym w centrum Jeleniej Góry. Pięć lat temu mężczyzna stwierdził, że zaczęły mu ginąć kolekcjonerskie monety, a także pieniądze.

- Zaczęły mi ginąć banknoty z podręcznego pudełka kasowego: 10, 20, 50 zł. Pewnego dnia z torby gdzie miałem odłożone 7 tys. zł, zginęło mi 1100 zł. Za poradą policji postanowiłem zainstalować kamerę - opowiada Zbigniew Janc.

Na efekty swojego śledztwa pan Zbigniew nie musiał długo czekać. Mężczyzna był zszokowany, kiedy na nagraniach zobaczył kobietę prowadzącą stoisko w tym samym budynku.

- Schyliła się do pudełka pod ladą, gdzie przechowuję monety nie spełniające wymagań kolekcjonerskich i garścią tymi monetami poczęstowała się. Nie wierzyłem. Na drugi czy trzeci dzień zobaczyłem, jak przeszukuje moją torbę, przegródka po przegródce. Należy zapytać, czego tam szukała, chciała coś wyciągnąć, ale w torbie nic nie było – mówi pan Zbigniew.

Sytuacja powtórzyła się kilkukrotnie. Z nagraniami pan Zbigniew udał się na policję.

- Na pewno możemy powiedzieć, że doszło do pewnego zachowania niewłaściwego, bo zaglądanie do nie swojej torby jest zachowaniem niewłaściwym, ale trudno stwierdzić, żeby tu dochodziło do kradzieży – informuje Paweł Petrykowski z Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.

- Przynoszę kolejne dowody, a oni mi mówą, że trzeba złapać za rękę przestępcę, żeby mu udowodnić winę. Jednocześnie słyszymy w telewizji, że zamykają kogoś za batonika o wartości 90 groszy – komentuje Zbigniew Janc.

Policja sprawę umorzyła. Zapytaliśmy kobietę, czego szukała w torbie pana Zbigniewa.

- Nie jestem w stanie teraz stwierdzić, czego tam szukałam.
- Wiem, że na policji czy w sądzie twierdziła pani, że korali.
- Właśnie, wtedy mojej mamie tak samo zaczęły ginąć rzeczy, tylko nie robiła z tego afery.
- Raz mogła pani szukać korali, a pozostałe?
- To ile tam jest tych filmów, gdzie ja w tej torbie grzebię?
- Kilka.
- Że w torbie grzebię? Niemożliwe.

- To w jeden dzień korale? W drugi też? W trzeci też? W czwarty? Codziennie korali? Była sytuacja, że odłożyłem na górną półkę od kolekcjonera monetę i tylko ona widziala, gdzie ją chowam. Na drugi dzień jej nie było – komentuje pan Zbigniew.

Mężczyzna pokazał nagrania innym właścicielom stoisk, także rodzicom kobiety widocznej na nagraniach, którzy również mają stoisko w tym samym domu handlowym.

Wkrótce pan Zbigniew dostał wezwanie do sądu. Kobieta widoczna na nagraniach urażona tym, że w obecności innych pracowników nazwał ją złodziejką, pozwała pana Zbigniewa o naruszenie dóbr osobistych. Sąd przyznał jej rację i nakazał  ją przeprosić.

- Każdy ma prawo do ochrony swojej czci i godności, zwłaszcza w sytuacjach, gdy druga osoba zarzuca danej osobie popełnienie przestępstwa, tak jak tutaj. Bez prawomocnego wyroku nie można nikogo nazwać złodziejem – tłumaczy Tomasz Skowron, rzecznik Sądu Okręgowego w Jeleniej Górze.

- Wysłałem na podany adres przeprosiny z dopiskiem, że jednocześnie przepraszam, że podczas częstego przeszukiwania mojej torby nie znaleziono rzeczy, które były poszukiwane – opowiada Zbigniew Janc.

Takie przeprosiny nie usatysfakcjonowały kobiety. Ponownie oddała sprawę do sądu. Ten nałożył na pana Zbigniewa karę porządkową w wysokości 5 tys. zł.

- Najbradziej ubodło go to, że ma mnie przeprosić. Zszargał dobre imię moich rodziców, zrobił spektakl na całe miasto, moi rodzice najbardziej na tym ucierpieli. Nie okradałam go, gdybym go okradała, to bym nie zrobiła z siebie pośmiewisko – przekazała.

- Nie jest dobrze w kraju, gdzie osoba pokrzywdzona musi przepraszać – podsumowuje pan Zbigniew.*

* skrót materiału

Reporter: Paulina Bąk

pbak@polsat.com.pl