Postrzelony podczas służby milicjant żyje za 30 zł. Objęła go dezubekizacja

Wojciech Raczuk w wieku 32 lat stracił zdrowie ścigając bandytę. Został sześciokrotnie postrzelony i nigdy już nie wrócił do służby. Mimo to mężczyznę objęła ustawa dezubekizacyjna, przez co od kilku miesięcy żyje na skraju ubóstwa. Obniżono mu emeryturę o 2 tys. zł z powodu piastowania stanowiska, które objął tylko na papierze. Przeniesiono go na nie już po postrzale, gdy był na rencie.

68-letni Wojciech Raczuk z Białej Podlaskiej był milicjantem w wydziale kryminalnym. Nigdy nie był związany ze Służbą Bezpieczeństwa. Dziś mężczyzna żyje na skraju ubóstwa. Wszystko przez ustawę dezubekizacyjną, na mocy której panu Wojciechowi zmniejszono rentę. Po opłaceniu rachunków z 854 zł mężczyźnie zostaje jedynie 30.

- Otrzymuję rentę w wysokości 854 złotych. Poprzednio miałem 2888,66 zł. IPN napisał w decyzji, że służyłem totalitarnemu państwu. Mamy 8 lutego, a ja już nie mam kasy – opowiada Wojciech Raczuk.

Mężczyzna 36 lat temu podczas służby mógł stracić życie. W trakcie zatrzymywania groźnego przestępcy został postrzelony. Sześć kul cudem ominęło jego serce. Za odwagę pan Wojciech został odznaczony Krzyżem Kawalerskim. Otrzymał też awans na stanowisko zastępcy kierownika komisariatu. Stanowiska nigdy nie objął, ale dziś nikogo to nie obchodzi.

- Bandyta oddał do mnie serię 18 kul. Sześcioma trafił. W piersi, w ramię, jedna kula przeszłła przez szyję. Rozerwały mi szczękę, kręgosłup, nerw barkowy. Komisja lekarska w Lublinie wysłała mnie na rentę 8 lutego 1982 roku. Zostałem zaliczony do drugiej grupy z zakazem pracy – mówi.

Mężczyzna był już na rencie, gdy został przeniesiony na stanowisko zastępcy kierownika komisariatu milicji do spraw polityczno-wychowawczych w Łosicach, przez co teraz obniżono mu emeryturę. Twierdzi, że dowiedział się o tym dopiero rok później.

- Jednostka, w której służył, została zakwalifikowana jako służąca państwu totalitarnemu. Myśmy zinterpretowali to w taki sposób, że został przeniesiony po to, aby podnieść mu uposażenie przed otrzymaniem świadczeń rentowych - informuje Dawid Florczak, rzecznik IPN w Lublinie.
 
- I stąd jest ten cały problem. Ale żeby służyć, to trzeba mieć zadania, listę podpisać – zauważa pan Wojciech.

Mężczyzna próbował wyjaśnić tę sprawę. Dotarł do dokumentów, które potwierdzają jego wersję:

"Oświadczam, że Wojciech Raczuk nigdy nie podjął pracy na stanowisku zastępcy kierownika komisariatu ds. polityczno-wychowawczych z oczywistych wówczas względów: zaliczenie do grupy inwalidzkiej, orzeczenie o trwałej niezdolności do pełnienia dalszej służby.

kierownik ds. kadr MO w Białej Podlaskiej"

To jednak nie jest dowodem dla Instytutu Pamięci Narodowej, który nie sprawdzał, czy pan Wojciech objął nowe stanowisko pracy. Wystarczy, że został tam skierowany i nie szkodzi, że nie był tego świadomy.

- Wystarczy informacja, że został przeniesiony na to stanowisko. Ustawa mówi jasno: „Kto służył państwu totalitarnemu”. W aktach osobowych pojawia się informacja, że pan Wojciech został przeniesiony na to stanowisko i my jako IPN nie mogliśmy przejść obok tego obojętnie – tłumaczy Dawid Florczak, rzecznik IPN w Lublinie.

W przypadku pana Wojciecha chodzi o rzekome pięć miesięcy, które miał służyć państwu totalitarnemu. Dziś argumenty byłego milicjanta nie są brane pod uwagę. A decyzji nie można cofnąć.

- Ministerstwo mi odpowiada, że nie może mi cofnąć decyzji, bo nie służyłem po 1989 roku. Przecież nie mogłem, ale minister mi tak odpowiada - opowiada Wojciech Raczuk.

Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji odmówiło oficjalnej wypowiedzi przed kamerą w tej sprawie.

- Pan Wojciech, jak większość moich kolegów, musi czekać na zmianę tej ustawy. Mamy nadzieję, że to nastąpi, bo nic nie jest wieczne – komentuje Zdzisław Czarnecki z Federacji Stowarzyszeń Służb Mundurowych RP

- Gdyby to był akt sprawiedliwości społecznej, to każdy z polityków pochyliłby się nad tym problemem. I cofnąłby tę swoją decyzję, ten idiotyczny przepis akurat w stosunku do tego człowieka. A jemu podobnych jest nie dziesiątki a setki, którzy w tej chwili muszą błagać o to, żeby dać im szansę na przeżycie – komentuje Jerzy Dziewulski, były milicjant i antyterrorysta.*

* skrót materiału

Reporter: Paweł Gregorowicz

pgregorowicz@polsat.com.pl