Od miłości do długów. Prawie 300 tys. zł do spłaty!

Historia 50-letniego pana Romana z Poznania jest przestrogą dla wszystkich zakochanych. Kiedy kilka lat temu mężczyzna poznał 35-letnią dziś Edytę S., doradcę finansową, myślał, że ułoży sobie z nią życie. Niestety stało się inaczej. Mężczyzna twierdzi, że dał się namówić partnerce na zaciągnięcie wielu pożyczek na rozpoczęcie własnego biznesu. Dziś ma do spłaty prawie 300 tys. zł. W podobnej sytuacji jest pan Roman.

- Podejrzewam, że bardzo dobrze grała. Umiała omotać wszystkich dookoła. Nie my pierwsi i nie ostatni tak zostaliśmy zrobieni przez panią Edytę. Nie życzę nikomu tego, co przeszedłem – opowiada.

W trakcie związku pan Roman brał pożyczki na siebie, ale jak twierdzi, pieniądze oddawał swojej partnerce. Dziś po miłości zostały tylko wspomnienia i ogromne kredyty w bankach oraz w firmach pożyczkowych. Razem z odsetkami to prawie 300 tys. zł.

- Przez 1,5 roku była ze mną. Wtedy wzięła 11 czy 10 pożyczek bankowych i pozabankowych
na mnie. Ona załatwiała wszystkie formalności. Powiedziała, że razem będziemy spłacali, niestety po 1,5 roku odeszła, a ja zostałem wtopiony – mówi pani Roman.

25-letni pan Bartosz też na swojej drodze spotkał Edytę S. Jak twierdzi, razem mieli otworzyć biuro pośrednictwa kredytowego. Do rozkręcenia interesu potrzebne były pieniądze. Pan Bartosz wziął kilka pożyczek. Dziś ma do spłaty razem z odsetkami około 60 tys. zł.  

- Ona mnie również zauroczyła , że chce otworzyć oddział franczyzowy, ale nie ma na ten cel pieniędzy. Pytała czy jej nie pomogę. Mówiła, że jak wezmę i podpisze jej pożyczki, to będę razem z nią pracować i razem będziemy zarabiać pieniądze. Zostały wzięte pożyczki, mam długi, a oddziału jak nie było, tak nie ma – opowiada pan Bartosz.

Reporterka: Ma pan pokwitowanie, że ona przyjęła od pana te pieniądze?
- Nie.
- Czyli jest słowo przeciwko słowu?
- Słowo przeciwko słowu, niestety.

To fragment nagranej rozmowy pana Bartosza i Edyty S.
Edyta S.: Wszyscy mnie za kasę ścigają.
Pan Bartosz: Mnie też ścigają.
Edyta S.:  Ale ty będziesz cały, najwyżej pójdziesz do paki, a ja mogę być pocięta.  
Pan Bartosz: Trzeba coś wymyślić, żeby to popłacić.
Edyta S.: Dobra, odezwę się później.

Razem z panem Romanem i Bartoszem chcemy porozmawiać z Edytą S. Nie zastajemy jej w domu.  Kobieta odbiera jednak telefon.

- To jest jakaś pomyłka, teraz są składane pisma do sądu i prokuratury. To jest ja jestem poszkodowana. Troszkę się panowanie zagalopowali, nikt dla mnie żadnych kredytów nie brał. Nie mam obowiązku spotkania się z policją,  ani z panią, ani z żadną telewizją – twierdzi Edyta S.

Szanse, że mężczyźni odzyskają swoje pieniądze są niewielkie. Dziś po znajomości z Edytą S. został jedynie komornik.

- Jeżeli nie pomoże spłacać, będę musiał ogłosić upadłość konsumencką, albo spłacać to aż do śmierci. Nie wiem, czy nawet  dzieci nie będą tego musiały spłacać – podsumowuje pan Roman.*

* skrót materiału

Reporterka: Aneta Krajewska

akrajewska@polsat.com.pl