Wypadek za wypadkiem. Kręta droga zmorą mieszkańców

Przez Krężnicę Jarą niedaleko Lublina przechodzi kręta, wąska i niebezpieczna droga. Nie ma roku, w którym nie doszłoby na niej do kilku lub kilkunastu wypadków. Samochody wypadają z drogi i niszczą posesje mieszkańców. Niebezpiecznie jest zwłaszcza zimą. Mimo zgłoszeń i nagrań z monitoringu w sprawie od lat niewiele się działo.

Jacek Łabiga mieszka w miejscowości Krężnica Jara niedaleko Lublina. Mężczyzna od blisko 40 lat obawia się o bezpieczeństwo swoje i swojej rodziny. Powodem jest niewłaściwie wyprofilowana, a w konsekwencji niebezpieczna droga pod jego domem. Niestety urzędnicy od lat problemu nie zauważają. Nawet podczas naszej interwencji zdawało się, że sprawa jest przez nich bagatelizowana.

- Są ostre zakręty, a szczególnie ten jeden, który jest naprawdę niebezpieczny. Jak samochód wpadnie w poślizg, to wpadnie w moją posesję albo sąsiada. Jest mniej więcej pół na pół. Praktycznie nie było miejsca w ogrodzeniu, żeby któryś słupek murowany, zbrojony, nie był rozwalony – mówi Jacek Łabiga, mieszkaniec Krężnicy Jarej.

Problem nie dotyczy tylko posesji pana Jacka. Taka sama sytuacja jest naprzeciwko, u pani Anny. Jadące drogą powiatową auta, wpadając w poślizg, lądują na ogrodzeniu mężczyzny, albo jego sąsiadki. W zależności, z której strony pojazd nadjeżdża.

-  Kierowcy to może niewiele się stać, ale tutaj mamy chodnik. Tu jest wiele rodzin z dziećmi - alarmuje Marek Olszanko, syn pani Anny.

- Jak samochód zawisł na budynku gospodarczym, nie mógł się ruszyć, to wtedy odszkodowanie miałam. Ale jak w stodołę samochód uderzył (i uciekł), to nie było sprawcy. My sami wówczas naprawiamy te szkody za własne pieniądze – dodaje Anna Olszanko, mieszkanka Krężnicy Jarej.

- Odnotowaliśmy 4 kolizje w roku 2017 i podobnie było w roku 2016. Co nie znaczy, że dla osób mieszkających w tym rejonie może to być uciążliwe – informuje Renata Laszczka-Rusek, rzecznik KWP w Lublinie.

Przez lata urzędnicy bagatelizowali problem mieszkańców Krężnicy Jarej. Twierdzili, że do drobnych kolizji, jeżeli już tu dochodzi, to sporadycznie. Dlatego pan Jacek postanowił fotografować wszystkie zdarzenia, a nawet umieścił monitoring, z którego nagrania pokazują  jak bardzo niebezpieczna jest to droga.

- Kiedy założyłem monitoring, doszło do karambolu, który umieściłem na YouTubie. Na filmie widać, że wystarczyło trochę śniegu, a samochody zaczęły wpadać na siebie. Monitoring służy nie tylko do tego, by zabezpieczyć mienie, ale też żeby pokazać, że mimo statystyk policji, to miejsce nie jest bezpieczne – tłumaczy Jacek Łabiga.

- Jaki tam problem. Panowie, o czym wy w ogóle mówicie? Mieszkańcy plotą takie głupoty, że to aż wstyd powtarzać – uważa Paweł Pikula, starosta lubelski.

- Ukształtowanie tej drogi, wybudowanej w latach 60., gęsta zabudowa w sąsiedztwie… takie rzeczy trudno jest zlikwidować – przyznaje Anna Woźnicka z Zarządu Dróg Powiatowych w Lublinie.

Nagrania z monitoringu nadal nie przekonują urzędników, którzy opierają się jedynie na statystykach policji. Starosta Lubelski uważa, że do takich sytuacji może dochodzić jedynie po obfitych opadach śniegu. Sprawdziliśmy jak samochód zachowuje się na dwóch spornych zakrętach, gdy śniegu nie ma.

- Mamy obszar zabudowany, to jest do 50 na godzinę i kawałek ładnej prostej. Zupełnie nie widać, że są dwa niebezpieczne zakręty. Jedziemy sobie 50 na godzinę i mamy błoto
na drodze. Widać, że samochody gdzieś tutaj wyjeżdżają. I ludzi stąd zaczyna wynosić i po prostu wpadają na ogrodzenie – opowiada podczas eksperymentu Maciej Kulka, biegły sądowy z zakresu ruchu drogowego.

Mimo że prawie przez cztery dekady urzędnicy nie potrafili poprawić bezpieczeństwa w miejscowości, to teraz pojawiła się szansa, że droga zostanie wyremontowana. Ale nikt nie gwarantuje, że będzie bezpieczniejsza.

- Chcemy w taki gruntowny sposób, bardzo solidny tę drogę przebudować. W tej chwili trwa już postępowanie przetargowe, na początku marca powinniśmy skutecznie wybrać wykonawcę i do końca roku chcemy tę inwestycję wykonać – informuje Paweł Pikula, starosta lubelski.

- Dobra nawierzchnia niestety prowokuje do szybszej jazdy. I tu są właśnie te obawy, że może być jeszcze gorzej – ocenia Jacek Łabiga, mieszkaniec Krężnicy Jarej.

- Wydaje mi się, że znak dwa niebezpieczne zakręty i znak ostrzegawczy wcześniej „uwaga wypadki” i wprowadzenie ograniczenia prędkości np. do 40, to powinno rozwiązać problem – mówi Maciej Kulka, biegły sądowy z zakresu ruchu drogowego.*

* skrót materiału

Reporter: Paweł Gregorowicz

pgregorowicz@polsat.com.pl