Chciał hodować dogi argentyńskie. Stracił fortunę

Janusz M. to znany, wałbrzyski hodowca dogów argentyńskich, niebezpiecznych i bardzo wartościowych psów. W swojej hodowli ma ich kilkadziesiąt, regularnie zdobywa wysokie miejsca na ogólnopolskich wystawach. Wraz z nagrodami, rośnie też liczba osób, które czu-ją się przez niego poszkodowane. Jednemu z hodowców uprowadził psy i zażądał pieniędzy za ich zwrot.

Janusz M. jest znanym wałbrzyskim hodowcą dogów argentyńskich. Od lat bryluje na większości wystaw w Polsce. Psy tej rasy uznawane są za niebezpieczne, ale przede wszystkim bardzo warto-ściowe. Ceny dorosłych, wystawowych czworonogów dochodzą nawet do kilkudziesięciu tysięcy złotych.

Piotr Bryk kilka lat temu zaczął swoją przygodę z dogami argentyńskimi. - Chciałem, żeby między innymi wprowadził mnie w ten świat. Jak się okazuje chory świat, bo to jest taka nienawiść między jednym a drugim… Ja nie umiem się w tym odnaleźć – opowiada.

U wałbrzyskiego hodowcy zainwestował kilkadziesiąt tysięcy złotych. Kupował psy, rozmnażał, jeździł na wystawy. Płacił za wszystko.

- Wiedziałem bardzo dobrze, że jest coś nie tak, że on chce po prostu wypompować ze mnie pienią-dze i zostawić. Za to, że miałem korzystać z jego przydomka, dostał 5 tys. zł, za krycie dostał 3 tys. zł. Tych pieniędzy nie ma, krycia też nie ma, z przydomka jego nie korzystam. Gdzie są te pienią-dze? Ja go traktowałem jak brata. A potraktował mnie… nie będę mówił, jak potraktował – twierdzi Bryk.

Przyjaźń skończyła się, gdy panu Piotrowi urodziły się szczeniaki, każdy wart co najmniej cztery tysiące złotych. Wówczas hodowca zaoferował pomoc przy ich odchowaniu, ale gdy tylko dostał psy, zażądał pieniędzy za ich zwrot.

- Ogólnie ponad 20 tysięcy. Chciał tak jakby haracz. Tyle i tyle powiedział.  Przelałem mu 6 tys. zł, bo nie miałem więcej. Nawet chciałem wziąć kredyt, dobrze, że go nie dostałem – mówi pan Piotr.

W hodowli Janusza M, gdzie znajdowała się suka i dziewięć szczeniąt musiała interweniować poli-cja. Po kilkugodzinnych negocjacjach funkcjonariuszom udało się odebrać psy.

- W końcu się to udało, ale to było po kilku godzinach, kiedy już pan Janusz groził nam i policjan-tom, że psami poszczuje… W końcu panowie się zdenerwowali i powiedzieli, że albo pomoże w dokonaniu czynności, albo go skują – mówi Dorota Węglińska, która jest lekarzem weterynarii. Razem z policjantami zabezpieczała szczeniaki. Jak podkreśla, warunki panujące w hodowli były fatalne.

- Są to psy, które mają krótką sierść i powinny przebywać w pomieszczeniach, w domach. Nato-miast wszystkie psy były na dworze. Biegały po własnych odchodach, wymieszanych z błotem. Jeden pies nie miał nawet miejsca, na którym mógłby stanąć. Cały czas brodził we własnych
odchodach. To było przerażające – wspomina.

Hodowca Janusz M. nie chciał z nami rozmawiać przed kamerą.

Postanowiliśmy poszukać osób, które również czują się oszukane przez hodowcę. Pani Ewa na stałe mieszka za granicą. Od wielu lat zgłaszają się do niej osoby, które twierdzą, że są pokrzywdzone przez Janusza M. Jednak niewielu decyduje się wejść na drogę sądową.

Reporter: Ludzie się go boją?
Pani Ewa: W jakiś sposób myślę, że tak. Mają dystans do tego. Wie pan nikt nie szuka problemów. Powiem panu tak, mam kontakt z panią, która też by zeznawała, ale boi się, że on otruje jej psy, rzuci coś przez płot.

Pierwsze skargi na tę hodowlę zaczęły pojawiać się już 4 lata temu. Organem, który mógł w tym czasie zawiesić lub zamknąć hodowlę jest Wałbrzyski Związek Kynologiczny. Janusz M. tylko raz został pouczony.

- Sprawa jest w sądzie, to są kwestie cywilne. My nie mamy żadnego prawa w nie ingerować, ani osądzać. Natomiast nasz rzecznik dyscyplinarny prowadzi postępowanie. Jeśli wykaże w swoim toku, że były naruszone nasze regulaminy, wtedy hodowca zostanie pociągnięty do
odpowiedzialności – poinformował przedstawiciel Związku.

Rzecznik dyscyplinarny może wykluczyć hodowcę ze struktur związku. Wówczas nie będzie mógł handlować psami, ale dalej będzie ich właścicielem. Dlatego zawiadomienie do prokuratury złożył Dolnośląski Inspektor Ochrony Zwierząt. Sprawa prowadzona jest pod kątem znęcania się nad zwierzętami.

- To jest człowiek, który nie powinien posiadać żadnego psa. Nie wiem, czy nawet muchę. Pies to nie jest maszyna do pieniędzy, to trzeba iść do pracy i sobie zapracować - podsumowuje Piotr Bryk.*

* skrót materiału

Reporter: Jakub Hnat

jhnat@polsat.com.pl