Mają dość złomowiska za oknami

Kilkanaście rodzin z ul. Podłuże w Chełmie Śląskim ma dość życia obok złomowiska. Twierdzą, że odkąd cztery lata temu zaczęło ono swoją działalność, ich codzienność to koszmar. - Nasze sąsiedztwo to góra złomu i hałas od świtu do późnych godzin popołudniowych. Nie da się żyć – alarmuje jedna z mieszkanek.

- Od godziny 7 rano jest jeden wielki hałas. Przetaczają się metalowe elementy, jeżdżą koparki – opowiada sąsiadująca ze złomowiskiem Małgorzata Pacwa.

- Widoczna w oddali koparka podnosi złom i puszcza go na beton, a ten rozlatuje się. Kupkę segregują i tak to wygląda czasami nawet 9 godzin w ciągu dnia – dodaje Patryk Przybylski, również sąsiad złomowiska.

Zgody na działanie złomowiska pośród domów jednorodzinnych wydali wójt i starosta. Mieszkańcy twierdzą, że odbyło się to za ich plecami.

- Jedna rodzina tylko wiedziała, dostała powiadomienie i nikomu nie powiedziała. A dostali zezwolenie tylko na pakowanie w środku, nie na złomowanie na zewnątrz – opowiada Elżbieta Zawadzka, mieszkanka.

- Trudno było przewidzieć, że ktoś nie będzie się stosował do wymagań – twierdzi Stanisław Jagoda, wójt Gminy Chełm Śląski.

Przerażeni mieszkańcy zwrócili się o pomoc do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Ten wykonał pomiary, które nie pozostawiły wątpliwości.

- Dopuszczalny poziom hałasu to jest 50 dB dziennie, 40 dB nocą. Tu wyszło 63 dB. Mając takie informacje i badania wykonane przez certyfikowaną instytucję, wszcząłem postępowanie dotyczące zniwelowania tego hałasu – informuje Bernard Bednorz, starosta Bieruńsko-Lędziński.

Ale od decyzji starostwa odwołała się firma. Samorządowe Kolegium Odwoławcze decyzję starosty uchyliło. Ten wydał więc kolejną decyzję, ale i ta się nie utrzymała w mocy. I tak trzy razy!

- Starosta nie przeprowadził postępowania w sposób prawidłowy, a kolegium nie jest w stanie naprawić błędów starosty, w związku z czym orzekło o uchyleniu tych decyzji i przekazaniu sprawy do ponownego rozpatrzenia – informuje Robert Nowicki z Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Katowicach.

- To, że za każdym razem coś nie wychodzi, nie było moim zamiarem. W najśmielszych snach nie przewidywałem, że tak się to może kończyć, że po raz kolejny zostanę sprowadzony do parteru. To jest jedyny przypadek, z którym nie potrafię sobie poradzić  – przyznaje starosta Bednorz.

Gdyby decyzje starosty uprawomocniły się, firma musiałaby zapłacić około pół miliona złotych kary za przekroczenie norm hałasu. Ale się nie uprawomocnią. Bo starosta ostatecznie się poddał i sprawę umorzył. Firma oficjalnie przed kamerą wystąpić nie chciała.

- Dwa lata temu właściciele i prawnik z tej firmy powiedzieli, że oni mają zakupiony teren i oni się stąd wyprowadzają. I na tym się skończyło. Powiedzieli i nigdzie nie poszli – wspominają mieszkańcy.

- Jest taka łacińska sentencja: manus manum lavat, czyli ręka rękę myje – dodaje inna mieszkanka Elżbieta Leńdźwa.*

* skrót materiału

Reporter: Irmina Brachacz-Przesmycka

ibrachacz@polsat.com.pl