Przez 6 godzin skręcał się z bólu na SOR-rze, czekając na pomoc

Kamil Jeż dowiedział się niedawno, że cierpi na stwardnienie rozsiane i najprawdopodobniej na tężyczkę, która objawia się silnymi skurczami mięśni. Podczas jednego z nich kareta zawiozła go na SOR szpitala w Wałbrzychu. Tam mężczyzna przez 6 godzin czekał na reakcję lekarzy, dosłownie wijąc się z bólu.

W Wałbrzychu miesza pan Kamil Jeż. Kilka tygodni temu 21-latek dowiedział się, że jest poważnie chory. Zdiagnozowano u niego stwardnienie rozsiane. Dodatkowo pojawiły się u niego bardzo bolesne skurcze mięśni.  Lekarze podejrzewają, że choruje na tężyczkę.

- Te ataki były coraz cięższe, zabierali mnie z parku, z ulicy, przyjeżdżała karetka. Przestałem liczyć, ile razy to już było. 20 lutego wieczorem zabrała mnie karetka. Podejrzewali tężyczkę – opowiadał pan Kamil.

- Pojechaliśmy do przychodni specjalistycznej do neurologa. Kamil dostał tam bardzo silnego ataku tężyczki. Powykręcało mu ręce, nogi i pani neurolog zadzwoniła na pogotowie z hasłem: „ratowanie życia” – wspomina Ireneusz Jeż, ojciec Kamila.

Pan Kamil trafił na oddział ratunkowy wałbrzyskiego szpitala. Jak twierdzi jego rodzina, przez kilka godzin nikt z personelu medycznego nie udzielił mu pomocy. Potwierdzają to filmy nagrane przez ojca pana Kamila.

Pan Ireneusz: Gdzie oni są?
Lekarz: Dzwoń na policję!
Pan Ireneusz: Chłopak ma atak, a pan się tak zachowuje?! Tak się właśnie zachowują w szpitalu, gabinet konsultacyjny, chłopak dostał zapaści, tak się zachowują ratownicy! Nie wpuszczają nas do środka! Jak pana nazwisko? Są państwo nagrywani, nie chcą państwo ratować życia!
Lekarz: Nagrywacie państwo przestrzeń publiczną bez mojej zgody!
Pan Ireneusz: Proszę iść do chorego, dostał ataku!
Lekarz: Wzywaj policję.

- Mnie to strasznie bolało, tam było tylu ludzi z personelu i lekarzy, a taka znieczulica. Nikomu tego nie życzę. Żaden lekarz nie chciał mnie zdiagnozować, zostawić na obserwację, chociaż było takie zalecenie, miałem skierowanie na oddział neurologiczny. Wszyscy to zlekceważyli, dostałem wypis: rozpoznanie tężyczki, a drugiego dnia potrafił lekarz powiedzieć, że mam psychozę, że jestem po środkach psychoaktywnych i musi mnie skierować na oddział psychiatryczny, żeby mnie zamknęli w kaftan i w izolatce – powiedział Kamil Jeż.

- Dziecko w każdej chwili mogło się udusić, bo do krtani dochodziły mu te duszności – dodał Ireneusz Jeż.

Pan Kamil wrócił do domu. Uważa, że lekarz z oddziału ratunkowego powinien ponieść konsekwencje. Zgłosił sprawę do prokuratury. Dyrekcja szpitala na razie nie chce komentować sprawy.

- Złożyłem doniesienie do prokuratury i tata złożył, bo na nagraniu słychać groźby lekarza, że zabije tatę, ładnie mówiąc. Wykręcił mu rękę, rzucił telefonem o ścianę, są świadkowie, którzy to widzieli, chcieli pomóc. Zachowanie lekarza było skandaliczne – stwierdził pan Kamil.

Podczas realizacji reportażu 21-latek dostał kolejnego, silnego ataku.  Wezwaliśmy karetkę. Ta zawiozła go na ten sam oddział ratunkowy. Tym razem nie musiał czekać, od razu został przyjęty na oddział neurologiczny.

- Bez was by mnie tu nie przyjęli – powiedział.*

* skrót materiału

Reporter: Angelika Trela

atrela@polsat.com.pl